Wszystkie treści i zdjęcia zamieszczone na tym blogu są tylko i wyłącznie moją własnością. Kopiowanie ich jest zabronione.

poniedziałek, 23 lipca 2012

OPOWIADANIE: Rozliczenie

No i znowu się nie udało napisać nic nowego... Nie obiecuję, że uda się za tydzień.




ROZLICZENIE

Pierwszy wspomnieniem jest
Zatartym pamięci śladem
Niewyraźną plamą przeszłości
Umysłu młodego wybrykiem

Drugi to miłość nieodwzajemniona
Źle uczucia ulokowane
Także przyjaźń wspaniała
I śmiechem dnie wypełnione

Krótka znajomość to trzy
Odgrzewane kotlety
Nudą i powagą doprawione
Gorzki smak miały

Cztery to zauroczenie
Z miłością pomylone
Niezgodność charakterów
I wszystko skończone

Ideałem jest pięć
Rozmowa bez słów
Godziny w oczy spojrzeń
I wieczność wspólna

*

            Pierwszy.

            Siedziałam na osiedlowej ławce. Zniecierpliwiona spojrzałam na zegarek. Spóźniał się. Jak zwykle. Czy byłam zła? Nie. Przestało mnie to już dziwić.

            - Co to za ważna sprawa? – spytał pojawiając się obok mnie.

            Nic więcej. Żadnego „cześć” czy „przepraszam za spóźnienie”. Jak zwykle.

            - Musimy porozmawiać – powiedziałam.

            - Słucham.

            - Nie wiem, co się ostatnio z nami dzieje… - zaczęłam – To już nie to, co kiedyś. Nie masz czasu się spotkać, nie piszesz… Mam wrażenie, że przestałam się dla ciebie liczyć…

            - To nie tak. Dobrze wiesz, czemu nie piszę…

            - Tak wiem, nie masz kasy na telefonie. A spotkania? Praktycznie się nie widujemy, a są wakacje.

            Nic nie powiedział. Wpatrywał się jedynie przed siebie. Zupełnie jakby było tam coś ciekawszego niż ja. Westchnęłam i mówiłam dalej.

            - Długo nad tym myślałam. To nie ma sensu. Lepiej będzie, jeśli to skończymy.

            Nie protestował. Wstałam i odeszłam w swoją drogę.

            Miesiąc później…

            - Myślisz, że moglibyśmy spróbować jeszcze raz? Odbudować to, co między nami było? – zapytał siedząc na murku.

            - Nie. Myślę, że nie.

*

            Drugi.

            Szliśmy w kierunku przystanku tramwajowego, przez cały czas się śmiejąc. Śmieszyło nas dosłownie wszystko. Aż w końcu dotarliśmy do celu. Każde z nas spojrzało w inną stronę.

            - Jedzie – powiedzieliśmy równocześnie patrząc na zbliżające się tramwaje, co skwitowaliśmy ponownym wybuchem śmiechu.

            Już miałam przejść na drugą stronę torów, gdy mnie zatrzymał.

            - Buzi – powiedział z uśmiechem.

            Jak zwykle cmoknęłam go w policzek, ale zmarszczył czoło niezadowolony, po czym zrobił dziubek. Zrozumiałam aluzję. W ten sam sposób ułożyłam usta i cmoknęłam go. Potem jeszcze raz, i kolejny… A jego dziubek nie znikał. W końcu pocałowałam go nieco mocniej i szybko wsiadłam do swojego tramwaju.

            Parę dni później…

            - Myślisz, że moglibyśmy spróbować? – zapytałam po chwili milczenia wpatrując się w jego twarz.

            - Chyba nie… - westchnął – To nie miałoby sensu. Zaczyna się rok szkolny. Ty masz zamiar starać się o stypendium, a ja startuję na przewodniczącego szkoły. W ogóle nie mielibyśmy dla siebie czasu – mówił, a ja mimowolnie przytaknęłam.

            Po paru miesiącach…

            Siedzieliśmy na ławce w parku i czekaliśmy na resztę paczki.

            - Jak to jest, że pomimo, że jesteśmy tacy zajęci widujemy się praktycznie codziennie? – zapytałam wracając myślami do tamtej rozmowy.

            - Widocznie jesteśmy na siebie skazania – zaśmiał się, po czym dodał – Wiesz, że podoba mi się Kamila? Jak myślisz, ja jej też?

*

            Trzeci.

            Sobota, czyli znowu się spotkamy. Nie mam na to ochoty, ale w końcu się umówiliśmy.

            Jak zawsze przyjechał punktualnie. Nie wszedł do środka. Nigdy tego nie robił. Czekał aż ja zejdę, po czym jechaliśmy do niego. Teraz też tak było.

            Gdyby nie dźwięk telewizora, cisza wypełniłaby całe mieszkanie. Praktycznie się nie odzywaliśmy. Czasem jedynie padło pytanie w stylu „jak w szkole?/jak na uczelni?”.

            Parę dni później…

            Siedziałam na łóżku i czytałam książkę, gdy zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Kolejny sms. „Nie wiem co się dzieje. Nie piszesz nie odpowiadasz na smsy. Chyba nie tak powinien wyglądać związek. Lepiej to zakończmy.” Patrzyłam na wyświetlacz, po czym zdecydowanym ruchem wystukałam „Ok.” i nacisnęłam wyślij. Odetchnęłam z ulgą.

*

            Czwarty.

            Siedziałam w autobusie i przyglądałam się widokom za oknem. Czułam obok obecność chłopaka, ale ignorowałam go. Jak wiele razy w ostatnim czasie.

            Właśnie wracaliśmy ze spotkania z jego znajomymi. Od ciągłego udawania uśmiechu już mnie policzki bolały. Czasem myślę, że z moimi zdolnościami aktorskimi powinnam dostać Oskara. Nikt nie potrafił tak udawać szczęścia, a jednocześnie czujnie rozglądać się na boki. Picie wódki w parku miejskim nie jest w końcu czymś, na co niektórzy mundurowi przymykają oko.

            - To jak? – dotarł do niej jego głos – Idziemy jutro na tą imprezę?

            - Ile razy mam ci powtarzać, że pracuję na popołudnie – powiedziałam.

            - To dojedziesz po pracy – stwierdził, jakby to było coś zupełnie oczywistego.

            - Po ośmiu godzinach pracy ostatnią rzeczą o której marzę jest impreza. Poza tym jak wrócę do domu to już będzie po 22… Kąpiel i spanie.

            - No nie żartuj sobie… - śmiał się, a ja w tym momencie przestałam go słuchać i ponownie zapatrzyłam się w widoki za oknem.

            Dwa dni później…

            Zniechęcona jechałam autobusem. Po raz kolejny ja do niego, a nie on do mnie. Tym razem źle się czuł.

            - Co ci jest? – spytałam wchodząc do jego pokoju, bo nawet nie raczył wyjść po mnie na przystanek.

            - Trochę oberwałem na tej imprezie przedwczoraj – odparł – Ale szkoda, że ciebie nie było. Miałaś przyjechać. A tak zrobiłaś ze mnie idiotę, bo tylko ja byłem sam…

            - Mówiłam ci, że nie pójdę na żadną imprezę – zaczęłam – Poza tym nikt nie kazał ci tam iść.

            - Znowu zaczynasz – westchnął – Czasem trzeba się zabawić, a nie tylko siedzieć w domu…

            W tym momencie postanowiłam.

            - To znajdź sobie dziewczynę, która lubi imprezowanie i nie stroni od alkoholu. Będzie dla ciebie idealna. Bo ja już pasuję.

            I wyszłam.

*

            Piąty.

            - Ja A. biorę sobie ciebie M. za męża i ślubuję Ci miłość, wierność oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Boże Ojcze Wszechmogący i Wszyscy Święci.

            - ja M. biorę sobie ciebie A. za żonę i ślubuję ci miłość, wierność oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Boże Ojcze Wszechmogący i Wszyscy Święci.

            Parę miesięcy później…

            - Kochanie, może w końcu zostawić mój tyłek w spokoju? – zapytałam ze śmiechem męża, gdy poczułam jego ręce na pewnej mojej części ciała w czasie, gdy akurat myłam naczynia po obiedzie.

            - Nie, bo go uwielbiam – odparł i zaczął jeszcze intensywniej go „ugniatać”.

            - A może być coś zjadł? Pewnie sobie nie pojadłeś – próbowałam go zagadać.

            - A mogę szyneczkę? – spytał z uśmiechem i mocno ścisnął moje pośladki.

            - Ehhh… Mój ty wariacie – roześmiałam się i po chwili zatonęłam w jego ustach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz