Wszystkie treści i zdjęcia zamieszczone na tym blogu są tylko i wyłącznie moją własnością. Kopiowanie ich jest zabronione.

poniedziałek, 9 lipca 2012

OPOWIADANIE: Trójkąt cz. III

Na początku mam małe pytanie. Czy w przypadku opowiadań składających się z więcej niż jednej części, mają one być publikowane tydzień po tygodniu, czy mogą być pomiędzy inne opowiadania?


JAKUB

            Nie wiem, jaka siła popchnęła mnie wtedy do wejścia do tego sklepu, ale już zawszę będę jej za to dziękował. Nigdy nie myślałem, że w taki sposób spotkam swoją przyszłą żonę. A jednak tak się stało. Nigdy nie wiadomo, co nas czeka…

             Co mnie urzekło w Agacie? Nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia. Chyba całokształt. I to, kim nie była. Ze swoimi poglądami powinienem żyć chyba w poprzedniej epoce, ale dość już miałem wystylizowanych dziewczyn, które zakładały na siebie jak najmniej. W dodatku wszystkie za chude, za bardzo wyzwolone, zbyt mocno emanujące seksem… Szukałem kobiety skromnej, ale znającej swoją wartość, naturalnej i takiej, dla której mógłbym być przyjacielem, kochankiem, mężem, którą mógłbym się opiekować… Niestety – jak się okazało – w obecnych czasach były to bardzo wygórowane wymagania.. A mnie się marzyła już stabilizacja: żona, dziecko, prawdziwy dom.

W Agacie coś urzekło mnie już w momencie, gdy pierwszy raz ją zobaczyłem. Ale nie miałem pomysłu ani odwagi, by ją poderwać. Coś mi mówiło, że ona nie jest taka jak inne i właśnie to mnie w niej onieśmielało. Dlatego kupiłem jedynie Sarze prezent i wróciłem do domu. Każdą wolną chwilę wypełniałem myślami o Agacie. Kiedy Sara, której prezent bardzo przypadł do gustu, poprosiła, żeby pokazał jej ten sklep, byłem bardzo zadowolony. A kolejne spotkanie? Po prostu się trafiło. Przez witrynę widziałem, że Agata jest sama i chyba się nudzi, więc wszedłem. Świetnie mi się z nią rozmawiało, tematy nam się nie kończyły. Nie wiem, co się ze mną działo. Z jednej strony czułem się sobą, a z drugiej zachowywałem się, jak nie ja. Nawet się nie zorientowałem, kiedy zaprosiłem ją na kawę. Ale nie żałowałem. Świetnie się z nią bawiłem i nie zauważałem upływającego czasu. Bardzo niechętnie się z nią wtedy rozstawałem, ale na szczęście mieliśmy w planach kolejne spotkanie.

Im dłużej się znaliśmy, tym bardziej przekonywałem się, że Agata to kobieta idealna dla mnie. Już wtedy ją kochałem. Ale ona była z innym i szanowałem to. A przynajmniej póki nie opowiedziała mi dokładnie, jak się sprawy mają. Co wtedy czułem? Byłem wściekły na tego kolesia. Miał za dziewczynę taki skarb i nie potrafił tego uszanować. Z drugiej strony dziwiłem się, że taka kobieta jak Agata zadaje się z takimi osobami.  Ale skoro taki był jej wybór… Absolutnie nie namawiałem jej do zerwania.

- Kieruj się sercem, ale nie ignoruj rozsądku – mówiłem jej – Jeśli czujesz, ze warto, walcz o ten związek. Ale jeśli jesteś nieszczęśliwa z nim, to zastanów się, czy chcesz unieszczęśliwiać się jeszcze bardziej.

- To nie jest łatwa decyzja…

- Wiem – zgodziłem się z jej słowami – Ale to jest twoje życie i nikt za ciebie zdecyduje.

Miałem ochotę złapać ją w ramiona i potrząsać, aż się opamięta. Nie mogłem jednak tego zrobić. Poza tym, nawet jakby z nim zerwała, nie oznacza to, że rzuci się w moje ramiona.

Czas pokazał, że prawie tak się stało. Agata zdecydowała się rozstać z tamtym, a niedługo potem byliśmy już parą. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak bardzo Agata była wyjątkowa i szybko się oświadczyłem, a co najważniejsze, zostałem przyjęty. Przygotowania do ślubu ruszyły pełną parą i niedługo potem byliśmy już mężem i żoną. Skłamałbym, gdybym powiedział, że to nie był najpiękniejszy dzień mojego życia. Bo był. A kiedy Agata powiedziała mi, że spodziewa się dziecka, kompletnie oszalałem. To prawda, oboje pragnęliśmy dziecka, ale nie sądziłem, że tak szybko nam się uda. Znam osoby, które dopiero po paru miesiącach a nawet latach doczekały się upragnionego potomka.

Jak było po ślubie? Cudownie. Nie raz spotkałem się ze stwierdzeniem, że ślub wszystko zmienia. Ja jednak byłem przekonany, że nas to nie dotyczy. I miałem rację. Co więcej odniosłem wrażenie, że z każdym kolejnym dniem kochamy się coraz bardziej. Powiedziałbym, że im dłuższy mieliśmy staż małżeński, tym więcej miłości było między nami. A kolejne miesiące upływały nam w oczekiwaniu na maleństwo. Na szczęście Agata bez
żadnych problemów i przykrych niespodzianek znosiła ciążę, a wręcz przeciwnie, kwitła. Każdego dnia wyglądała jeszcze cudowniej. A ile miała energii! Co prawda była na zwolnieniu lekarskim, ale w domu panował porządek, obiad codziennie świeży. I jeszcze miała ochotę na spotkania z przyjaciółką i bieganie po sklepach z artykułami dla niemowląt.

Aż w końcu nadszedł dzień rozwiązania. Nic nie zapowiadało, że to będzie już, w końcu do terminu mieliśmy jeszcze tydzień. Ale Agatę nagle dopadł szał sprzątania. Dobrze, że to była sobota i byłem w domu, bo nie wyobrażam sobie, jak Agata w 9. miesiącu ciąży myje okna czy odkurza. Także to ja zostałem zagoniony do pracy, a w międzyczasie musiałem mieć jeszcze oko na żonę, która – nie potrafiąc usiedzieć na miejscu – ścierała kurze i układała ostatnie rzeczy w pokoju dziecka. Wieczorem położyliśmy się spać, ale nie dane było nas usnąć. Agata dwa razy sprawdzała coś w telefonie, po czym powiedziała:

- Mam skurcze co 10 minut.

- Jedziemy? – doskonale zdawałem sobie sprawę, co to oznacza.

- Tak.

Szybko się ubraliśmy, zabraliśmy zapakowaną wcześniej torbę i ruszyliśmy do szpitala. Chociaż mieliśmy stosunkowo blisko, to i tak zanim ta zajechaliśmy, skurcze były już co 5 minut. Na miejscu zrobili Agacie odpowiednie badania i zaraz potem trafiliśmy na porodówkę. Już dawno ustaliliśmy, że będę przy porodzie i tak też się stało. Po nieco ponad sześciu godzinach urodziła się nasza córeczka Karinka. Byłem pełen podziwu dla Agaty. Ogólnie wiedziałem, że poród do doświadczeń bezbolesnych nie należy, ale widząc jej cierpienia… Nie, tego nie da się opisać słowami. Ale w tamtym momencie pokochałem ją jeszcze bardziej. I już do końca życia będę jej za to wdzięczny. Tym bardziej, że pomimo tego bólu, zgodziła się na kolejne dzieci.

Karinka to mały aniołek. Bardzo niewiele płakała, ładnie spała i przybierała na wadze. Mieliśmy szczęście, bo nie zdarzały jej się kolki. Praktycznie przez cały czas miała uśmiech na twarzy, w ogóle nie bała się obcych. Każdy, kto nas odwiedzał, był pod jej wielkim wrażeniem. I to nie tylko rodzina i znajomi byli nią oczarowani. Bo jeśli zdarzyło nam się z nią gdzieś iść, nie było osoby, która by się za nią (i nami przy okazji) nie obejrzała.

Mijały tygodnie, a nasza córcia dawała nam coraz to nowe powody do dumy i śmiechu. Gdy skończyła trzy miesiące, tj. w połowie lipca, pojechaliśmy na wakacje. Mieliśmy zaplanowane trzy tygodnie w górach. Skłamałbym, gdybym powiedział, ze się tego wyjazdu nie obawialiśmy. To miał być pierwszy wyjazd Kruszynki. I pierwsza tak długa podróż samochodem. Ale nasze obawy były zupełnie niepotrzebne. Karina praktycznie całą drogę przespała, oczywiście poza postojem na karmienie. Na miejscu też nie było żadnych problemów. Mała bardzo szybko się zaaklimatyzowała. I narzuciła nam swój rytm dnia: około 5 rano pobudka, trochę zabawy, karmienie, nasze śniadanie bardzo często połączone z zabawą, znowu karmienie, potem długi spacer i spanie, karmieniem obiad, zabawa lub kolejny spacer, spanie, o 18 kąpiel, zabawa i o 20 karmienie a potem spanie. Oczywiście nie zawsze było to przestrzegane, bo zdarzały nam się dłuższe wycieczki całodniowe. Mieliśmy ten luksu, że Agata karmiła piersią i nie musieliśmy brać ze sobą stosu butelek ani innego jedzenia dla Małej. Po jednej z takich wypraw Agata karmiła Karinkę, a ja wyciągałem wózek, kiedy zobaczyłem jak z domu ciotki u której się zatrzymaliśmy, wychodzi młody chłopak z butelką piwa w ręce. To pewnie jeden z tej trójki, która przyjechała wczoraj. Jakoś specjalnie się nim nie przejąłem, ale on zapytał o zapalniczkę lub zapałki.

- Sorry, ale nie palę – odparłem.

- Zazdroszczę. Ja nie potrafię rzucić.

- Nie potrafisz, czy nie chcesz? – zapytałem ironicznie, ale on ironii nie wyczuł, a wręcz przeciwnie, zaczął mi się zwierzać!

- Sam już nie wiem – westchnął ciężko – Raz byłem bardzo blisko, ale wszystko schrzaniłem i mnie zostawiła.

- Nie rozumiem – stwierdziłem, bo nijak mi jedno do drugiego nie pasowało, a tak pijany chyba jeszcze nie był.

Wtedy zaczął mi opowiadać o swojej byłej dziewczynie. O tym, jak chciał się dla niej zmienić, ale jego starania zniszczyli koledzy, o kłamstwach, którymi ją karmił, o tym, jak ją traktował… Włos mi się na głowie jeżył słuchając go. Z jednej strony zasłużył sobie na to, a z drugiej było mi chłopa po prostu żal.

- Teraz to dopiero masz pretekst i motywację, żeby się zmienić – powiedziałem mu – Jeśli jej naprawdę zależy, to doceni twoje starania. Tylko teraz to dopiero nie będziesz mógł wywinąć żadnego numeru, bo i tak dużo czasu minie, zanim ci w pełni zaufa.

- A jest sens? – wątpił – I tak nie chce mnie widzieć. Nawet numer telefonu zmieniła.

- Kuba, Karinę trzeba wykąpać – usłyszałem krzyk Agaty z okna naszego pokoju.

- Już idę – krzyknąłem i zwróciłem się jeszcze do kolesia – To zależy już od ciebie. Sam musisz zdecydować, czy chcą ją odzyskać, czy nie.

- A ty? – usłyszałem jeszcze za sobą – Co ty byś zrobił na moim miejscu?

- Na szczęście nie jestem na twoim miejscu – odparłem z rozbrajającą szczerością – Mam wspaniałą żonę i cudowną córeczkę i nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba.

I naprawdę tak było. Odkąd tylko Agata pojawiła się w moim życiu, uważałem się za najszczęśliwszego faceta w Polsce i na świecie.

Następnego dnia pogoda była idealna by cały dzień spędzić na ogrodzie, co też uczyniliśmy. Mała Karinka spała sobie w wózku, wcześniej wymęczona zabawą na kocyku z mamą i tatą. Zaś my z Agatą wypoczywaliśmy w promieniach słońca. W pewnym momencie zauważyłem trójkę osób wychodzących z lasu. Gdy podeszli trochę bliżej, rozpoznałem chłopaka, z którym wczoraj rozmawiałem. Im bliżej byli, tym głośniej było ich słychać. Karinka zaczęła się nieco krzywić i kręci, więc Agata kołysała wózkiem, żeby ją uspokoić. Wyglądała przy tym ślicznie. Zajęty jej obserwacją nawet nie zauważyłem, jak ten koleś pojawił się obok mnie.

- Dzięki – powiedział nagle – Miałeś rację. Postaram się ją odzys… Agata?! – zapytał nagle zdumiony patrząc w prawo.

Spojrzałem za jego wzrokiem i ujrzałem… swoją – obecnie mocno zaskoczoną – żonę.

- Kamil… - westchnęła – Co ty tu robisz?

- Jestem na wakacjach z kuzynką i jej chłopakiem. A ty?

- Ja też – odparła – Z mężem i córeczką – to powiedziawszy wskazała ręką na mnie i wózek.

Mina Kamila? Ogromny szok i niedowierzanie.

Czy byłem wtedy zazdrosny? Nie. Kochałem Agatę, a ona mnie, byliśmy razem szczęśliwi.

Idąc do swojego pokoju słyszałem, jak Kamil siarczyście przeklina. Uśmiechnąłem się. nie walczyłem, a wygrałem.

A tak poza tym: dość zabawny zbieg okoliczności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz