JAKUB
Nie wiem, jaka siła popchnęła mnie wtedy
do wejścia do tego sklepu, ale już zawszę będę jej za to dziękował. Nigdy nie
myślałem, że w taki sposób spotkam swoją przyszłą żonę. A jednak tak się stało.
Nigdy nie wiadomo, co nas czeka…
Co mnie urzekło w Agacie? Nie wiem. Naprawdę
nie mam pojęcia. Chyba całokształt. I to, kim nie była. Ze swoimi poglądami powinienem
żyć chyba w poprzedniej epoce, ale dość już miałem wystylizowanych dziewczyn,
które zakładały na siebie jak najmniej. W dodatku wszystkie za chude, za bardzo
wyzwolone, zbyt mocno emanujące seksem… Szukałem kobiety skromnej, ale znającej
swoją wartość, naturalnej i takiej, dla której mógłbym być przyjacielem,
kochankiem, mężem, którą mógłbym się opiekować… Niestety – jak się okazało – w
obecnych czasach były to bardzo wygórowane wymagania.. A mnie się marzyła już
stabilizacja: żona, dziecko, prawdziwy dom.
W Agacie coś urzekło mnie już w momencie, gdy
pierwszy raz ją zobaczyłem. Ale nie miałem pomysłu ani odwagi, by ją poderwać.
Coś mi mówiło, że ona nie jest taka jak inne i właśnie to mnie w niej
onieśmielało. Dlatego kupiłem jedynie Sarze prezent i wróciłem do domu. Każdą
wolną chwilę wypełniałem myślami o Agacie. Kiedy Sara, której prezent bardzo
przypadł do gustu, poprosiła, żeby pokazał jej ten sklep, byłem bardzo
zadowolony. A kolejne spotkanie? Po prostu się trafiło. Przez witrynę
widziałem, że Agata jest sama i chyba się nudzi, więc wszedłem. Świetnie mi się
z nią rozmawiało, tematy nam się nie kończyły. Nie wiem, co się ze mną działo.
Z jednej strony czułem się sobą, a z drugiej zachowywałem się, jak nie ja.
Nawet się nie zorientowałem, kiedy zaprosiłem ją na kawę. Ale nie żałowałem.
Świetnie się z nią bawiłem i nie zauważałem upływającego czasu. Bardzo
niechętnie się z nią wtedy rozstawałem, ale na szczęście mieliśmy w planach
kolejne spotkanie.
Im dłużej się znaliśmy, tym bardziej przekonywałem
się, że Agata to kobieta idealna dla mnie. Już wtedy ją kochałem. Ale ona była
z innym i szanowałem to. A przynajmniej póki nie opowiedziała mi dokładnie, jak
się sprawy mają. Co wtedy czułem? Byłem wściekły na tego kolesia. Miał za
dziewczynę taki skarb i nie potrafił tego uszanować. Z drugiej strony dziwiłem
się, że taka kobieta jak Agata zadaje się z takimi osobami. Ale skoro taki był jej wybór… Absolutnie nie
namawiałem jej do zerwania.
- Kieruj się sercem, ale nie ignoruj rozsądku
– mówiłem jej – Jeśli czujesz, ze warto, walcz o ten związek. Ale jeśli jesteś
nieszczęśliwa z nim, to zastanów się, czy chcesz unieszczęśliwiać się jeszcze
bardziej.
- To nie jest łatwa decyzja…
- Wiem – zgodziłem się z jej słowami – Ale to
jest twoje życie i nikt za ciebie zdecyduje.
Miałem ochotę złapać ją w ramiona i potrząsać,
aż się opamięta. Nie mogłem jednak tego zrobić. Poza tym, nawet jakby z nim
zerwała, nie oznacza to, że rzuci się w moje ramiona.
Czas pokazał, że prawie tak się stało. Agata
zdecydowała się rozstać z tamtym, a niedługo potem byliśmy już parą. Doskonale
zdawałem sobie sprawę z tego, jak bardzo Agata była wyjątkowa i szybko się
oświadczyłem, a co najważniejsze, zostałem przyjęty. Przygotowania do ślubu
ruszyły pełną parą i niedługo potem byliśmy już mężem i żoną. Skłamałbym,
gdybym powiedział, że to nie był najpiękniejszy dzień mojego życia. Bo był. A
kiedy Agata powiedziała mi, że spodziewa się dziecka, kompletnie oszalałem. To
prawda, oboje pragnęliśmy dziecka, ale nie sądziłem, że tak szybko nam się uda.
Znam osoby, które dopiero po paru miesiącach a nawet latach doczekały się
upragnionego potomka.
Jak było po ślubie? Cudownie. Nie raz
spotkałem się ze stwierdzeniem, że ślub wszystko zmienia. Ja jednak byłem
przekonany, że nas to nie dotyczy. I miałem rację. Co więcej odniosłem
wrażenie, że z każdym kolejnym dniem kochamy się coraz bardziej. Powiedziałbym,
że im dłuższy mieliśmy staż małżeński, tym więcej miłości było między nami. A
kolejne miesiące upływały nam w oczekiwaniu na maleństwo. Na szczęście Agata
bez
żadnych
problemów i przykrych niespodzianek znosiła ciążę, a wręcz przeciwnie, kwitła.
Każdego dnia wyglądała jeszcze cudowniej. A ile miała energii! Co prawda była
na zwolnieniu lekarskim, ale w domu panował porządek, obiad codziennie świeży.
I jeszcze miała ochotę na spotkania z przyjaciółką i bieganie po sklepach z
artykułami dla niemowląt.
Aż w końcu nadszedł dzień rozwiązania. Nic nie
zapowiadało, że to będzie już, w końcu do terminu mieliśmy jeszcze tydzień. Ale
Agatę nagle dopadł szał sprzątania. Dobrze, że to była sobota i byłem w domu,
bo nie wyobrażam sobie, jak Agata w 9. miesiącu ciąży myje okna czy odkurza.
Także to ja zostałem zagoniony do pracy, a w międzyczasie musiałem mieć jeszcze
oko na żonę, która – nie potrafiąc usiedzieć na miejscu – ścierała kurze i
układała ostatnie rzeczy w pokoju dziecka. Wieczorem położyliśmy się spać, ale
nie dane było nas usnąć. Agata dwa razy sprawdzała coś w telefonie, po czym
powiedziała:
- Mam skurcze co 10 minut.
- Jedziemy? – doskonale zdawałem sobie sprawę,
co to oznacza.
- Tak.
Szybko się ubraliśmy, zabraliśmy zapakowaną
wcześniej torbę i ruszyliśmy do szpitala. Chociaż mieliśmy stosunkowo blisko,
to i tak zanim ta zajechaliśmy, skurcze były już co 5 minut. Na miejscu zrobili
Agacie odpowiednie badania i zaraz potem trafiliśmy na porodówkę. Już dawno
ustaliliśmy, że będę przy porodzie i tak też się stało. Po nieco ponad sześciu
godzinach urodziła się nasza córeczka Karinka. Byłem pełen podziwu dla Agaty.
Ogólnie wiedziałem, że poród do doświadczeń bezbolesnych nie należy, ale widząc
jej cierpienia… Nie, tego nie da się opisać słowami. Ale w tamtym momencie
pokochałem ją jeszcze bardziej. I już do końca życia będę jej za to wdzięczny.
Tym bardziej, że pomimo tego bólu, zgodziła się na kolejne dzieci.
Karinka to mały aniołek. Bardzo niewiele
płakała, ładnie spała i przybierała na wadze. Mieliśmy szczęście, bo nie
zdarzały jej się kolki. Praktycznie przez cały czas miała uśmiech na twarzy, w
ogóle nie bała się obcych. Każdy, kto nas odwiedzał, był pod jej wielkim
wrażeniem. I to nie tylko rodzina i znajomi byli nią oczarowani. Bo jeśli
zdarzyło nam się z nią gdzieś iść, nie było osoby, która by się za nią (i nami
przy okazji) nie obejrzała.
Mijały tygodnie, a nasza córcia dawała nam coraz
to nowe powody do dumy i śmiechu. Gdy skończyła trzy miesiące, tj. w połowie
lipca, pojechaliśmy na wakacje. Mieliśmy zaplanowane trzy tygodnie w górach.
Skłamałbym, gdybym powiedział, ze się tego wyjazdu nie obawialiśmy. To miał być
pierwszy wyjazd Kruszynki. I pierwsza tak długa podróż samochodem. Ale nasze
obawy były zupełnie niepotrzebne. Karina praktycznie całą drogę przespała,
oczywiście poza postojem na karmienie. Na miejscu też nie było żadnych
problemów. Mała bardzo szybko się zaaklimatyzowała. I narzuciła nam swój rytm
dnia: około 5 rano pobudka, trochę zabawy, karmienie, nasze śniadanie bardzo
często połączone z zabawą, znowu karmienie, potem długi spacer i spanie,
karmieniem obiad, zabawa lub kolejny spacer, spanie, o 18 kąpiel, zabawa i o 20
karmienie a potem spanie. Oczywiście nie zawsze było to przestrzegane, bo
zdarzały nam się dłuższe wycieczki całodniowe. Mieliśmy ten luksu, że Agata
karmiła piersią i nie musieliśmy brać ze sobą stosu butelek ani innego jedzenia
dla Małej. Po jednej z takich wypraw Agata karmiła Karinkę, a ja wyciągałem
wózek, kiedy zobaczyłem jak z domu ciotki u której się zatrzymaliśmy, wychodzi
młody chłopak z butelką piwa w ręce. To pewnie jeden z tej trójki, która
przyjechała wczoraj. Jakoś specjalnie się nim nie przejąłem, ale on zapytał o
zapalniczkę lub zapałki.
- Sorry, ale nie palę – odparłem.
- Zazdroszczę. Ja nie potrafię rzucić.
- Nie potrafisz, czy nie chcesz? – zapytałem
ironicznie, ale on ironii nie wyczuł, a wręcz przeciwnie, zaczął mi się
zwierzać!
- Sam już nie wiem – westchnął ciężko – Raz
byłem bardzo blisko, ale wszystko schrzaniłem i mnie zostawiła.
- Nie rozumiem – stwierdziłem, bo nijak mi
jedno do drugiego nie pasowało, a tak pijany chyba jeszcze nie był.
Wtedy zaczął mi opowiadać o swojej byłej
dziewczynie. O tym, jak chciał się dla niej zmienić, ale jego starania
zniszczyli koledzy, o kłamstwach, którymi ją karmił, o tym, jak ją traktował…
Włos mi się na głowie jeżył słuchając go. Z jednej strony zasłużył sobie na to,
a z drugiej było mi chłopa po prostu żal.
- Teraz to dopiero masz pretekst i motywację,
żeby się zmienić – powiedziałem mu – Jeśli jej naprawdę zależy, to doceni twoje
starania. Tylko teraz to dopiero nie będziesz mógł wywinąć żadnego numeru, bo i
tak dużo czasu minie, zanim ci w pełni zaufa.
- A jest sens? – wątpił – I tak nie chce mnie
widzieć. Nawet numer telefonu zmieniła.
- Kuba, Karinę trzeba wykąpać – usłyszałem
krzyk Agaty z okna naszego pokoju.
- Już idę – krzyknąłem i zwróciłem się jeszcze
do kolesia – To zależy już od ciebie. Sam musisz zdecydować, czy chcą ją
odzyskać, czy nie.
- A ty? – usłyszałem jeszcze za sobą – Co ty
byś zrobił na moim miejscu?
- Na szczęście nie jestem na twoim miejscu –
odparłem z rozbrajającą szczerością – Mam wspaniałą żonę i cudowną córeczkę i
nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba.
I naprawdę tak było. Odkąd tylko Agata
pojawiła się w moim życiu, uważałem się za najszczęśliwszego faceta w Polsce i
na świecie.
Następnego dnia pogoda była idealna by cały
dzień spędzić na ogrodzie, co też uczyniliśmy. Mała Karinka spała sobie w
wózku, wcześniej wymęczona zabawą na kocyku z mamą i tatą. Zaś my z Agatą
wypoczywaliśmy w promieniach słońca. W pewnym momencie zauważyłem trójkę osób
wychodzących z lasu. Gdy podeszli trochę bliżej, rozpoznałem chłopaka, z którym
wczoraj rozmawiałem. Im bliżej byli, tym głośniej było ich słychać. Karinka
zaczęła się nieco krzywić i kręci, więc Agata kołysała wózkiem, żeby ją
uspokoić. Wyglądała przy tym ślicznie. Zajęty jej obserwacją nawet nie
zauważyłem, jak ten koleś pojawił się obok mnie.
- Dzięki – powiedział nagle – Miałeś rację.
Postaram się ją odzys… Agata?! – zapytał nagle zdumiony patrząc w prawo.
Spojrzałem za jego wzrokiem i ujrzałem… swoją
– obecnie mocno zaskoczoną – żonę.
- Kamil… - westchnęła – Co ty tu robisz?
- Jestem na wakacjach z kuzynką i jej
chłopakiem. A ty?
- Ja też – odparła – Z mężem i córeczką – to
powiedziawszy wskazała ręką na mnie i wózek.
Mina Kamila? Ogromny szok i niedowierzanie.
Czy byłem wtedy zazdrosny? Nie. Kochałem Agatę,
a ona mnie, byliśmy razem szczęśliwi.
Idąc do swojego pokoju słyszałem, jak Kamil
siarczyście przeklina. Uśmiechnąłem się. nie walczyłem, a wygrałem.
A tak poza tym: dość zabawny zbieg
okoliczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz