Szła wąskimi uliczkami. Trzymała się
blisko muru, żeby żaden zbłąkany promień ulicznej latarni nie oświetlił jej
postaci. Ubrana była całkowicie na czarno, co także miało w jakiś sposób
zapewnić jej niewidoczność przez oczami innych ludzi. Nie mogła sobie pozwolić
na zdemaskowanie. Nie po to tyle się namęczyła nad swoim nowym wizerunkiem,
żeby teraz pierwszy lepszy przechodzień ją poznał.
Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze
dziesięć minut do spotkania, a była już całkiem niedaleko. Cieszyło ją to. Nie
chciała się spóźnić, nie dziś. W końcu całe dwa tygodnie zajęło jej zdobycie
ich zaufania na tyle, żeby w końcu skontaktowali ją z Jastrzębiem. A ona po
prostu musiała się z nim zobaczyć… Doskonale wiedziała, co planuje Radzikowski
i nie mogła na to pozwolić, a tylko Jastrząb był w stanie mu przeszkodzić. To
wszystko musiało się w końcu skończyć…
Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że
ten przystojny chłopak, w którym parę lat temu się zakochała, okaże się takim
tyranem i potworem. A może już wcześniej były jakieś znaki zwiastujące, jaki
jest naprawdę, a ona po prostu była w nim tak zakochana, że tego nie widziała?
Nie wiadomo… Kiedy myślami wraca teraz do tamtych czasów, nie widzi, żeby coś
takiego miało miejsce. Ale z drugiej strony miała wtedy dopiero 16 lat i była
po uszy zakochana, więc nie widziała jego wad. Tylko czy to jest wytłumaczenie?
- Długo czekasz? – wyrwał ją z
zamyślenia głos jakiegoś faceta.
Spojrzała w górę. Było ciemno i miał założony
na głowie kaptur, ale wiedziała, że to on. Ten, który od kilkunastu dni jest
moim łącznikiem z Jastrzębiem.
- Nie, dopiero przyszłam – odparła podnosząc
się z ławki.
Nie powiedział nic więcej, tylko
ruszył w drogę. Poszła za nim. Cały czas starała się trzymać blisko niego, żeby
się nie zgubić. Tej części miasta nie znała jeszcze za dobrze, a już tym
bardziej, gdy było ciemno. Poza tym nawet gdyby znała, to i tak na nic by się
to nie zdało, bo nie wiedziała, dokąd dokładnie idą.
Piotr siedział w swoim biurze.
Chociaż tak naprawdę tego pomieszczenia biurem raczej nazywać nie można.
Niewielki pokoik usytuowany w labiryncie piwnic jednej ze starych kamienic. Widać
było, że dawno temu, w latach świetlności ściany miały kolor soczystej zieleni,
teraz bardziej to przypominało kolor zgniłego jajka. Do tego jakieś stare
biurko i wypoczynek, wszystko znalezione na śmietnikach i w miarę możliwości
odnowione. Na ścianach wisiały deski, na których walało się pełno papierów. Nie
był to szczyt marzeń, ale przynajmniej miał miejsce, gdzie mógł obmyślać
kolejne posunięcia. W pomieszczeniu obok urządził prowizoryczną sypialnię dla
siebie i siostry. Luksusy to nie były, ale nie narzekali. Ważne, że mieli
schronienie i dach nad głową, co w tych czasach wcale nie jest takie oczywiste.
Szczególnie dla tych wyjętych spod prawa… A oni nimi byli.
Przeglądał papiery, ale jego myśli
krążyły gdzie indziej. Tak po prawdzie, to nie miał teraz nic specjalnego do
roboty, szukał jedynie zajęcia dla rąk. Czekała na jednego ze swoich ludzi,
który miał kogoś ze sobą przyprowadzić. Ponoć miała jakieś ważne informacje,
które była gotowa mu przekazać, ale tylko jemu, nikomu innemu. Czy go to
dziwiło? Niespecjalnie. Nastały takie czasy, że nikt nikomu nie ufał, wszyscy
bali się Radzikowskiego. A on niestety miał swoich ludzi wszędzie… Piotr długo
się zastanawiał, czy zgodzić się na spotkanie z tą dziewczyną. Nie wiedzieli o
niej nic. Jeden z jego ludzi sprawdził jej życiorys, który podała Kocurowi, ale
okazał się fałszywy. Nigdy nie istniała dziewczyna o takim imieniu i nazwisku.
Obawiał się? Trochę, ale czasem musiał zaryzykować. Inaczej nic nie udałoby im
się zdziałać…
Spojrzał na zegarek. Spóźniali się
już ponad kwadrans. Zaczynał się niepokoić. Kocur należał do bardzo
punktualnych osób i musiało wydarzyć się coś naprawdę poważnego, skoro jeszcze go
tu nie było. Miał tylko nadzieję, że nie wpadł w ręce żandarmerii. Ostatnio
stracił zbyt wielu ludzi i nie mógł sobie pozwolić, żeby jeszcze jego zabrakło.
Poza tym Kocur był nie tylko jego „żołnierzem”, ale też przyjacielem i Piotr
naprawdę się o niego bał. W końcu jednak usłyszał pukanie do drzwi, a raczej
wystukaną melodię, która była ich hasłem. Zaraz potem otworzyły się i pojawił
się w nich najpierw wysoki mężczyzna, a po nim kolejna postać, tym razem dość
drobnej dziewczyny.
- Nareszcie – powiedział Piotr – Już
zaczynałem się bać, że cię złapali…
- Nie ze mną te numery – zaśmiał się
Kocur, po czym dodał kwestią wyjaśnienia – Ale przyznam, że było gorąco. Jakiś
żandarm ma w restauracji na górze wesele i musieliśmy bardzo uważać. Tym
bardziej, że ciągle ktoś wychodził na papieroska…
- Ok., mniejsza z tym.
Najważniejsze, że udało wam się dotrzeć cało – stwierdził – Możesz ściągnąć jej
opaskę – polecił mu jeszcze.
Takie mieli procedury. Parę ulic od
wejścia do kwatery zakładali nowej osobie opaskę na oczy, żeby nie poznała
dalszej drogi. Taki sam los spotkał i ją.
- Ty jesteś Jastrząb? – spytała, gdy
tylko materiał opadł jej z oczu, nie czekając na jakiekolwiek słowa z ich
strony.
- Zgadza się – skinął głową Piotr,
uważnie przyglądając się dziewczynie – A ty?
O przepraszam, raczej kobiecie.
Średniego wzrostu, z bardzo jasnymi blond włosami mocno wycieniowanymi na karku
i dłuższymi z przodu i niebieskimi oczami sprawiała wrażenie dużo młodszej, niż
była w rzeczywistości. Jednak gdy jej się lepiej przyjrzeć widać było, że
dziewczyną już raczej nie jest. Szczupła kobieca figura, dość wyraźne rysy
twarzy i pierwsze, delikatne zmarszczki w kącikach oczu…
- Nie ważne – odparła – Mam coś, co
może cię zainteresować…
- Co takiego?
Nieznajoma spojrzała niepewnie na
stojącego obok niej Kocura.
- Niech on wyjdzie – powiedziała –
Im mniej ludzi, tym lepiej…
- Kocur zostaje. A skoro mi się
ufasz, to co tu robisz?
- Ja nie ufam nikomu – powiedziała
stanowczym głosem wyraźnie dając do zrozumienia, że dopóki drugi z mężczyzn
dalej będzie w pomieszczeniu, ona nic nie powie.
W jej oczach widać było taki upór i
zaciętość, że Piotr wiedział, że nie ustąpi, dlatego po chwili dał znak
Kocurowi, żeby zostawił ich samych, ale żeby czekał za drzwiami. Zostali sami.
Piotr zasiadł na swoim fotelu, a kobiecie wskazał krzesło po drugiej stronie
biurka. Ściągnęła plecak i zajęła wskazane miejsce. A potem zaczęła mówić.
Piotr dziwił się, skąd ta niepozorna
kobieta ma aż tyle i tak dokładnych informacji o planowanych przedsięwzięciach
Radzikowskiego. I to nie tylko tych oficjalnych, ale także tych, które
przeważnie zlecał innym, bo go z nimi nie łączyć, jak chociażby uciszanie
niewygodnych ludzi. W końcu nie na darmo starał się utrzymać przed innymi
głowami państw obraz siebie, jako dobrego i
wyrozumiałego gospodarza. A rzeczywistość była wręcz odwrotna.
Społeczeństwo żyło zastraszone, niepewne kolejnego dnia… Wiele rodzin zostało
rozdzielonych, setki osób zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach… A Jastrząb
i jego ludzie starali się z tym walczyć. Jednak niewiele mogli, gdyż większość
z nich była ścigana listami gończymi i nie mogli pokazywać się na ulicach.
- Skąd o tym wszystkim wiesz? –
zapytał, gdy skończyła mówić.
- Mam swoich dobrych informatorów…
- Ok. – powiedział Piotr nachylając
się w jej kierunku i patrząc jej prosto w oczy – Teraz ty mnie posłuchaj. Nie
wierzę ci. Przychodzisz tu nie wiadomo skąd twierdząc, że znasz wszystkie plany
Radzikowskiego. Ale nie masz nic na poparcie ich prawdziwości. W dodatku nie
wiem, kim jesteś. Wszystko, co powiedziałaś Kocurowi jest kłamstwem. Nikt taki
jak Karina Jarzębicka nie istnieje. Dlaczego więc mam ci ufać?
Nieznajoma nic nie powiedziała.
Widać było, że głęboko się nad czymś zastanawia. Nie spodziewała się, że ją
sprawdzą. Teraz była w patowej sytuacji. Miała dwa wyjścia. Albo zniknie i sama
spróbuje coś zdziałać przeciwko dyktatorowi, albo wyjawi mu całą prawdę. Sama
nie wiedziała, co gorsze… W każdym razie nie miała ochoty ani na jedno, ani na
drugie.
- Mam dowody na to, że mówię prawdę
– odezwała się w końcu.
- To znaczy?
- Kopie jego papierów. Wszystkich,
jakie udało mi się znaleźć –wyjaśniła, po czym wyjęła z plecak grubą teczkę i
wyjęła z niej kilka kartek.
Podała mu je, a ten od razu zaczął czytać.
Nastała cisza, która z każdą kolejną chwilą coraz bardziej jej ciążyła.
- Kim ty do cholery jesteś? – spytał
podnosząc wzrok znad papierów, a w jego oczach dostrzec można było czyste
przerażenie – I czego od nas chcesz?
- Nie rozumiem…
- Przychodzisz tu nie wiadomo skąd i
dajesz mi kopie tajnych dokumentów Radzikowskiego. Przy czym niektóre z nich to
są plany jego przyszłych posunięć, więc coś, co absolutnie nie powinno się
znaleźć w twoich rękach. Chyba, że jesteś jego szpiegiem, a to wszystko to
podpucha, żeby nas złapać. Wtedy rozumiem…
Kobieta w jednej chwili zrozumiała,
że nie ma wyjścia i musi mu powiedzieć prawdę o sobie. Szybkim ruchem wstała z
zajmowanego krzesła i podeszła do drzwi by sprawdzić, czy oby na pewno są
zamknięte. Potem zaczęła się rozglądać po pokoju.
- Jesteś pewny, że możemy tu całkiem
bezpiecznie rozmawiać? – chciała się upewnić – Nie ma tu żadnych pluskiew,
nadajników ani nic w tym rodzaju?
- Tak, całkowicie – odparł
kompletnie zaskoczony jej zachowaniem.
Ona jeszcze chwilę pokręciła się po
jego biurze, a w końcu opadła z powrotem na krzesło.
- Masz rację, nie nazywam się Karina
Jarzębicka – zaczęła, po czym głęboko odetchnęła i mówiła dalej – Tak naprawdę
nazywam się Anita Jaskólska i mam 25 lat – z
każdym kolejnym jej słowem na twarzy Piotra malował się coraz większy
szok i niedowierzanie.
Ale ona nie zważała na to i
kontynuowała.
Opowiadała o ostatnich 9 latach
spędzonych u boku Radzikowskiego. W końcu była obok niego od samego początku,
jeszcze zanim został dyktatorem. Mówiła o tym, jak była przez wszystkich
ignorowana, dzięki czemu wiedziała o wszystkim. Radzikowski wiedział, że jest w
nim zakochana i przez to niegroźna, dlatego nie miał przeciwko jej obecności w
czasie, gdy on omawiał sprawy polityki zagranicznej bądź swoje kolejne
posunięcia. Czy to go zgubiło? W pewien sposób tak. Bo z czasem jego zamiary
zaczęły ją przerażać. Poza tym on sam się zmienił. Już nie był czuły i troskliwy, a wręcz
przeciwnie, brutalny i nieobliczalny. Bała się go. Nie raz zdarzyło się, że ją
uderzył. Tak po prostu, bez powodu. Notorycznie ją zdradzał i wcale się z tym
przed nią nie krył. Im dłużej z nim była, tym bardziej czuła się upokorzona,
poniżona i zniewolona.
- To dlaczego wcześniej od niego nie
odeszłaś? – zdziwił się Jastrząb.
- Bo mi na to nie pozwolił –
wyjaśniła – Co prawda już od dawna mnie nie kochał, ale za dużo wiedziałam,
żeby tak po prostu pozwolić mi odejść. No i musiał dbać o swój wizerunek. W
czasie spotkań z dyplomatami prezentowałam się dużo lepiej, niż te dziewczyny,
z którymi sypiał. Poza tym lepiej wyglądało, gdy pokazywał się ciągle z tą samą
dziewczyną, a nie za każdym razem z inną.
- Więc co się stało?
- Wszystko ma swoje granice –
powiedziała cicho – Tolerowałam jego krzyki, ignorancję, czy jak podnosił na
mnie rękę. Ale kiedy po jednej z libacji alkoholowych mnie zgwałcił,
powiedziałam „dość”. Udawałam, że nic się nie dzieje, że wszystko jest po
staremu, a tak naprawdę obmyślałam plan ucieczki. Ale takiej ucieczki, która go
pogrąży. Znałam hasła do jego komputera, szyfry do sejfów… Robiłam kopie jego
dokumentów, nagrywałam spotkania… Po prostu zbierałam dowody na to, jakim
naprawdę jest człowiekiem i jakie ma zamiary. A kiedy nadarzyła się okazja, po
prostu uciekłam. Zmieniłam wygląd, styl ubierania… A potem robiłam wszystko,
żeby do ciebie dotrzeć, bo wiem, że jesteś jedyną osobą, która pomoże mi go
zniszczyć – dodała na koniec.
- Jak ty sobie to wyobrażasz?
- Ty masz ludzi i środki, ja mam
dowody. Stawiam tylko jeden warunek. Nikt nie może się dowiedzieć, kim tak
naprawdę jestem.
Piotr zamilkł. Zastanawiał się, co
powinien zrobić. Żałował, że nie ma tu jego siostry, ona na pewno by mu coś
doradziła. Ale musiała jechać załatwić parę spraw. A decyzja spadła na jego
głowę.
Uważnie przyglądał się kobiecie
siedzącej na wprost. Zastanawiał się, czy może jej ufać. Nie powiedział jej
tego, ale znał ją. Chodzili razem do klasy. Tamtej dziewczynie zaufałby bez
namysłu, ale teraz nie był tego taki pewien. Zemsta nie jest najlepszym sprzymierzeńcem.
Ale z drugiej strony, było w niej coś, sam nie wiedział co, czego nie mógł
zignorować. Coś, co mówiło mu, że ona nie zdradzi…
W końcu zgodził się na współpracę, a
przy okazji zdradził jej swoją prawdziwą tożsamość. Była w nie mniejszym szoku,
niż on wcześniej.
*
Prawdziwa tożsamość Kariny pozostała
tajemnicą. Jedynie Piotr znał prawdę. Podobnie było z dokumentami, które
dostarczyła. Poza ich dwójką o ich istnieniu wiedziały jeszcze dwie osoby,
Kocur i Niki – siostra bliźniaczka Jastrzębia, a także – zaraz po nim samym –
najważniejsza osoba wśród opozycjonistów. Oczywiście od razu chciała wyciągnąć
z Kariny, skąd je ma, ale w końcu po długich namowach ze strony brata, dała
sobie z tym spokój. Jednak dalej jej nie ufała i starała się mieć ją na oku.
Niedługo miała ku temu więcej okazji, bo Karina zamieszkała z nimi.
- Ty chyba oszalałeś – stwierdziła
Niki, gdy dowiedziała się o tym – Nie znasz jej, nie wiesz o niej nic i tak bez
problemu pozwoliłeś jej tutaj zamieszkać. Przecież ona może być wtyczką
Radzikowskiego, może nas pogrążyć…
- Nie zrobi tego – zapewnił ją Piotr
– Podobnie jak my chce go zniszczyć.
- Skąd wiesz?
- Mówiła mi.
- A ty jej tak po prostu uwierzyłeś?
- Nie miałem powodu, żeby jej nie
wierzyć.
- Tak w ogóle, to czemu nie może
dalej mieszkać u siebie? – spytała.
- Żandarmeria Radzikowskiego zrobiła
tam nalot. Karinie i kilku innym udało się uciec, ale miejscówka jest już
spalona. Dlatego zaproponowałem jej, żeby zatrzymała się tu.
- Tobie naprawdę kompletnie odbiło…
- pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Posłuchaj - powiedział widząc, ze chce coś jeszcze dodać
– Wiem, że w to wątpisz, ale mam absolutną pewność, że mogę Karinie ufać. I
chociaż tobie ufam dużo bardziej niż sobie, nie mogę ci nic więcej powiedzieć.
Musisz mi po prostu zaufać. Dobrze wiesz, że nigdy nie zrobiłbym nic, co
mogłoby nam w jakiś sposób zaszkodzić.
- Ufam ci – zapewniła go wychodząc z
pokoju – Ale nie ufam jej.
*
Czas leciał. Jastrząb i jego ludzie
robili co mogli, by zniszczyć dyktatora, lecz na razie z dość niewielkim
skutkiem. Póki co, nie mogli sobie pozwolić na ujawnienie kopii tych
dokumentów, bo wtedy Radzikowski zmieni swoje plany. A dopóki nie wie o ich
istnieniu, mają nad nim przewagę. Ale nie znaczy to, że nic nie robili. Cały
czas zastanawiali się, jak wykorzystać zdobytą wiedzę. Szczególnie dużo czasu
spędzali nad tym Karina i Piotr. Oczywiście początkowo Niki miała obiekcje co
do jej udziału w planowaniu największej akcji, ale jednak prawdą było, że to
Karina najlepiej znała dyktatora i jako jedyna była w stanie przewidzieć jego
reakcje.
Przy okazji wspólnie spędzanego
czasu, blondynka i Piotr stawali się sobie coraz bliżsi. Coraz częściej ich
rozmowy dotyczyły tematów zupełnie innych niż plany organizacji. Wspominali wspólnie
spędzone lata młodości i szkolne wygłupy, a nawet zdarzało im się snuć
marzenia, jak wyglądałaby ich przyszłości, gdy w końcu uda im się obalić
Radzikowskiego.
Jednak, o ile Anita była świadoma
tej rodzącej się między nimi więzi, tak Piotr wręcz przeciwnie. Było tak
dlatego, że ona zawsze czuła do niego coś więcej, niż tylko przyjaźń. Już w
szkole była w nim po uszy zakochana, lecz on widział w niej tylko przyjaciółkę,
nikogo więcej. Nie chciała zniszczyć tej przyjaźni, więc swoje prawdziwe uczucia
ukrywała. A potem skończyli szkołę podstawową i ich drogi rozeszły się. Po
jakimś czasie zagłuszyła to uczucie, potem pojawił się Radzikowski. Z biegiem
lat zapomniała o nim. Ale teraz wszystko odżyło w niej na nowo. Tym bardziej,
ze Piotr nie zmienił się ani trochę. Oczywiście, dojrzał i spoważniał, ale
gdzieś tam w głębi dalej był dużym chłopcem. On zaś cieszył się jej
towarzystwem, ale nic więcej. Żałował tylko, że nie może powiedzieć Niki o jej
prawdziwej tożsamości. Obie dziewczyny były bliskimi przyjaciółkami, lecz z
czasem kontakt się urwał. A kiedy Radzikowski doszedł do władzy, Niki
znienawidziła Anitę. Zupełnie, jakby była ona współwinna wszystkim jego czynom.
Jednak znał ją na tyle, że wiedział, ze tak naprawdę w głębi serca tęskniła za
przyjaciółką…
Jednak pewnego dnia miał miejsce
wypadek, który całkowicie zmienił nastawienie Piotra…
*
Krążył właśnie nerwowo po swoim
biurze. Zastanawiał się, czy uda im się dzisiejsza misja. Jeśli tak, będą mogli
w końcu zaplanować coś większego, a jeśli nie. Jeśli nie, to praca ostatnich dwóch miesięcy pójdzie na
marne i będą musieli zaczynać całkowicie od początku. I oczywiście życiu wielu
ludzi było narażone…
Jego rozmyślania zostały brutalnie
przerwane przez Kocura, który jak huragan wpadł po pokoju.
- Muchomor zdradził – wysapał –
Wszystko się posypało.
- Co? – nie mógł uwierzyć Jastrząb –
Jak to? Co przez to rozumiesz? Co z dziewczynami i resztą? – zadawał pytania z
prędkością światła.
- Nie wiem dużo – zaczął tłumaczyć –
Przez przypadek byłem w tamtej okolicy, bo miałem się tam w kimś spotkać. Nie
wiem, co dokładnie z Niki i jej oddziałem, ale Karina z resztą zostali
zdemaskowani. Na miejscu czekała na nich żandarmeria, a razem z nimi stał
Muchomor i pokazywał, kto dokładnie należy do organizacji. Wywiązała się walka.
Tamci mieli przewagę, bo nasi byli totalnie zaskoczeni. Musiałem zwiewać, ale
widziałem jeszcze, jak Karina rzuciła się sama na kilku wojskowych, żeby ludzie
mogli uciec.
- Ilu zgarnęli? I kogo?
- Nie wiem…
Teraz nastało najgorsze. Musieli
czekać na wiadomości. Jastrząb wysłał na miasto jednego z ludzi, ale zanim
czegoś się dowie, minie trochę czasu. Obaj siedzieli jak na szpilkach, zrywając
się na każdy odgłos kroków. W końcu po kilki kwadransach do biura dotarła Niki,
uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Udało się – powiedziała – Mamy
wszystko, czego potrzebowaliśmy, dokładne plany całego kompleksu – cieszyła
się.
Widocznie nie wiedziała jeszcze o
zasadzce, w jaką wpadł drugi oddział. Lecz mężczyźni szybko nadrobili jej
braki.
- Wiedziałam, że to musi się tak
skończyć – stwierdziła wściekła – Pewnie Karina doniosła o wszystkim
żandarmerii…
- Karina nie zdradziła – powiedział
stanowczym głosem Jastrząb – To Muchomor. I z tego, co mówił Kocur, nawet się z
tym nie krył.
- Jak to? – zdziwiła się dziewczyna.
Kocur jeszcze raz dokładnie
opowiedział, co widział na miejscu akcji drugiego oddziału i jaką kto odegrał w
tym rolę. Potem pochylili się nad zdobytymi przez Niki planami, ale Piotr nie
był w stanie się nad tym skupić. Cały czas zastanawiał się, co działo się z
Kariną. W końcu powiedział swoim towarzyszom, że analizowanie papierów i
planowanie dalszych posunięć zostawią na jutro. Po chwili został sam ze swoimi
myślami, a Niki razem z Kocurem poszli zająć się sobą.
Zastanawiał się, skąd bierze się ten
jego lęk o blondynkę. Próbował wmówić sobie, że to przez wzgląd na ich przeszłą
i teraźniejsza przyjaźń, ale jakiś uparty głosik w jego głowie cały czas temu
zaprzeczał. Im dłużej nad tym rozmyślał, tym bardziej zdawał sobie sprawę z
tego, że mu na niej zależy. Już nie jak na przyjaciółce, ale na kimś dużo
bliższym. Czy go to zaskoczyło? Oczywiście. W końcu nie co dzień człowiek
uświadamia sobie, że kocha swoją przyjaciółkę. Przyjaciółkę, która teraz ma
niemałe problemy i której – spójrzmy prawdzie w oczy – mógł już nie zobaczyć.
To wszystko sprawiło, że załamał się jeszcze bardziej… Bo nie ma nic gorszego
niż uświadomić sobie swoje uczucia do kogoś dopiero w momencie, gdy można tą
osobę stracić…
Tego dnia nie ruszył się z biura ani
na krok. Cały czas czekał i miał nadzieję, że lada chwila Karina pojawi się w
drzwiach. Jednak minuty leciały, a jej dalej nie było…
Była już późna noc, gdy rozległo się
ciche pukanie do drzwi. Zaraz potem pojawiła się w nich jakaś postać. Było ciemno
i jedynie jasne włosy pozwalały domyślać się, kto to jest.
- Anita, to ty? – podszedł do niej
od razu – Nic ci się nie stało?
- Muchomor zdradził – powiedziała,
całkowicie ignorując jego pytania – Robiłam, co mogłam, ale żandarmerii było za
dużo…
- Wiem – odparł biorąc ją w ramiona
– Już o wszystkim wiem. Jutro dokładnie opowiesz mi, co i jak, a teraz musisz
odpocząć.
To powiedziawszy poprowadził ją do
drzwi, za którymi znajdowała się sypialnia jego i Niki.
- Ale moja kwatera jest po drugiej
stronie… - zaczęła protestować, lecz Piotr jej przerwał.
- Dziś zostajesz tu. Niki nocuje u
Kocura, a ja chcę cię mieć na oku. Słyszałem, że w pojedynkę rzuciłaś się na
wojsko? – spytał.
- Nic takiego – wzruszyła ramionami
– Nie mogłam pozwolić, żeby przez jakiegoś rudzielca katowali ludzi. Bo gdyby
kogoś złapali, pewnie na samym więzieniu by się nie skończyło.
- Tobie nic nie zrobili?
Jednak nie doczekał się odpowiedzi.
Zresztą, gdy tylko włączył światło, okazała się ona niepotrzebna. Jej potargane
ciuchy, krew lecąca z wargi mówiły same za siebie. W pierwszej chwili był tak
zaskoczony, że nie wiedział, co robić, ale zaraz się opanował.
- Rozbieraj się – powiedział
podchodząc do jakiejś szafki.
- Co? – spytała zaskoczona.
- Przecież nie możesz zostać w tych
dziurawych i potarganych ciuchach – wyjaśnił – Dam ci coś mojego do spania.
Kobieta bez słowa wypełniła jego
polecenie. Gdy Piotr odwrócił się do niej przodem, była już w samej bieliźnie.
Oboje byli tym nieco zaskoczeni. Anita dodatkowo była zawstydzona, tym
bardziej, że kilkanaście razy oberwała wojskową pałką i teraz jej ciało
pokrywało się licznymi sińcami, co zszokowało Jastrzębia.
- O mój Boże… - wyszeptał podchodząc
bliżej niej.
Anita opuściła głowę, jakby chcąc
się schować, jednak Piotr nie zwrócił na to uwagi. Dalej w szoku podniósł rękę
i delikatnie dotknął zsiniałego miejsca na jej ramieniu. Nie zwrócił uwagi na
to, że pod wpływem jego dotyku przez ciało Anity przeszły dreszcze. Jednak nie
były one spowodowane bólem. Wręcz przeciwnie… Palce Piotra kontynuowały tę
nieświadomą pieszczotę, wędrując po kolejnych siniakach... Ramiona, brzuch,
szyja, dekolt, plecy… Nie było miejsca, którego wojskowa pałka by nie sięgła, a
któremu teraz nie przyglądał się Piotr. Był bardzo blisko. Już nie tylko jego
dotyk czuła na swoim ciele, ale także oddech. Jej skóra pokryła się gęsią
skórką, a oddech przyspieszył. Tym razem jej reakcja nie uszła uwadze
mężczyzny, który teraz pokrywał jej ciało delikatnymi pocałunkami, coraz
bardziej zbliżając się do jej ust. Gdy był już blisko, złapał ją delikatnie za
podbródek i podniósł jej głowę do góry. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a
ich twarze coraz bardziej się do siebie zbliżały. W końcu ich usta się
spotkały. Początkowo oboje podchodzili do tego dość nieśmiało, ale z każdą
kolejną chwilą byli coraz śmielsi. Taniec ich ust był coraz namiętniejszy i
powoli ogarniał kolejne partie ich ciał. Ich dłonie znaczyły kolejne ścieżki
poznania. Przestrzeń, która ich dzieliła wypełniona była namiętnością, tęsknotą,
pragnieniem, pożądaniem i z każdą sekundą się zmniejszała. W końcu nie dało się
już rozróżnić, gdzie zaczyna się jedno, a gdzie drugie. Przestało się dla nich
liczyć wszystko, poza nimi samymi. Istnieli tylko oni i nic więcej. Po chwili
zaczęli gorączkowo ściągać z siebie ubrania, zupełnie jakby od tego zależało
ich życie. Początkowa nieśmiałość wyparowała z nich całkowicie pod wpływem
żaru, jaki ich ogarnął. Byli spragnieni siebie. Z łoskotem runęli na łóżko, ale
nie interesowało ich, że ktoś mógł ich usłyszeć. W momencie, gdy ich ciała
połączyły się w jedno, z gardła Anity wydobył się jęk zachwytu i ogromnej
ekstazy. Dokładnie te same emocje malowały się na twarzy Piotra. Spełnienie
obojga przyszło w tym samym momencie. Ich ciała zastygły w miłosnym uniesieniu,
żeby chwilę później się rozluźnić i chłonąć atmosferę szczęścia.
Leżeli wtuleni w siebie nic nie
mówiąc. Bali się, że jakiekolwiek słowa zburzą atmosferę. Nie zastanawiali się
and tym, co będzie później. Nie chcieli się teraz o to martwić. Ale doskonale
zdawali obie sprawę, że kiedyś będą musieli o tym porozmawiać. A odwlekanie
tego w czasie nie pomoże…
- Bałem się o ciebie – wyszeptał
Piotr mocniej obejmując ją ramieniem – Gdy Kocur powiedział mi, co dokładnie
wydarzyło się na mieście i co zrobiłaś, zacząłem się o ciebie martwić. A gdy
tak długo cię nie było, obawiałem się najgorszego…
- Za bardzo mi zależy na zemście,
żeby tak łatwo dać się złapać – odparła.
- Na zemście… - powtórzył głucho.
- Przecież ty też tego chcesz –
stwierdziła, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Kiedyś tak, ale z czasem
zrozumiałem, że to nie ona jest najważniejsza, że liczą się też inne sprawy…
- Więc rezygnujesz?
- Nie. Dalej chcę obalić reżim, ale
nie dla zemsty, a dla przyszłości. Nie chcę, żeby moje dzieci wychowywały się w
takiej rzeczywistości – tłumaczył jej – Poza tym mam też inne marzenia.
- Jakie?
- Chciałbym założyć rodzinę, mieć
dzieci… Znaleźć kogoś, kto pokocha mnie za to, jaki jestem, a nie kim jestem…
- Myślisz, że to jest możliwe? – spytała
zamyślona – Że mamy jeszcze szansę na normalne życie?
- Na pewno. Może być ciężko, ale z
pewnością kiedyś to nastąpi – zapewnił ją – Trzeba tylko trafić na odpowiednią
osobę, która będzie potrafiła nas zrozumieć…
- Myślisz, że ci się to uda?
- Tak. Już ją spotkałem – odparł.
W tym momencie Anita poczuła, jak
całe szczęście i euforia, które ogarnęły ją po niedawnej chwili namiętności,
ulotniły się z niej jak powietrze z przekłutego balona. Myślała, że dla niego
to też coś więcej niż tylko seks, ale widocznie się myliła.
- Chyba jednak pójdę do siebie… -
mruknęła podnosząc się, ale silne ramię Piotra uniemożliwiło jej to.
- Żałujesz? – spytał niepewnie.
- Chyba powinnam, ale… nie.
- Ja też nie – powiedział całując ją
w czoło.
- A… ona?
- Jaka ona? – zdziwił się.
- Ta, którą spotkałeś…
- Miałem na myśli ciebie – wyjaśnił
szeptem.
- Mnie? – zdziwiła się patrząc mu w
oczy.
- Tak. Wcześniej nie zdawałem sobie
z tego sprawy, ale kiedy dziś tak długo nie wracałaś, uświadomiłem sobie, że
już od jakiegoś czasu jesteś dla mnie kimś więcej, niż współpracownicą czy
przyjaciółką – mówił – Ja cię kocham Anita.
- Ja… Ja nie mogę w to uwierzyć… Ty
chyba sobie ze mnie żartujesz…
- Nie – zaprzeczył – Nie potrafiłbym
żartować na taki temat. Ja cię naprawdę bardzo kocham. Ciebie i nikogo innego.
- Ja ciebie też Piotruś –
powiedziała – Ja ciebie też.
Żadne z nich nie było wcześniej tak
szczęśliwe, jak w tym momencie.
*
Piotr i Karina nie afiszowali się ze
swoim związkiem. Wiedzieli, że w ich sytuacji dyskrecja jest jak najbardziej
wskazana. Gdyby ta informacja dotarła do żandarmerii, mogliby to wykorzystać
przeciwko nim. Oczywiście Kocur i Niki byli wtajemniczeni. O ile ten pierwszy
cieszył się szczęście przyjaciela i koleżanki, tak dziewczyna nie była
zadowolona, jednak starała się tego nie okazywać. Z jednej strony niczego nie pragnęła bardziej
jak szczęścia brata, ale zaś z drugiej w dalszym ciągu nie potrafiła zaufać
Karinie. Cały czas miała uczucie, że ona coś przed nimi ukrywa. Bała się, że
ona naprawdę okaże się szpiegiem Radzikowskiego i ich wszystkich wyda. A przy
okazji złamie serce Piotra…
Dzięki udanej akcji udało im się
wydobyć plany głównego więzienia, w którym przetrzymywani byli najwięksi
wrogowie reżimu i dyktatora. Cały budynek miał plan litery C, a wielki plac
przed jego frontową ścianą wykorzystywany był przeważnie podczas wystąpień
Radzikowskiego. Oni mieli w planach uwolnić swoich kolegów z więzienia oraz
oczernić mężczyznę. Cała akcja miała odbyć się w Dzień Zwycięstwa obchodzonego
na pamiątkę oderwania się od Polski i uzyskania statusu niezależnego i
niepodległego państwa. Zawsze w tym dniu na głównym placu stolicy odbywało się
uroczyste wystąpienie Radzikowskiego. Zostały im już tylko 3 tygodnie, dlatego
każdą wolną chwilę spędzali na doskonaleniu planu i zbieraniu dokładnych
informacji. Cała siatka szpiegowska organizacji pracowała na najwyższych
obrotach, bo każda, nawet najbardziej łacha informacja była na wagę złota.
Wszystkie działania organizacji
podporządkowane były obecnie tej akcji. Każdy opozycjonista, który brał w niej
udział miał całkowity zakaz „wychylania się” i narażania żandarmerii. Byli oni
najbardziej zaufanymi osobami i w wypadku, gdyby któregoś z nich zabrakło, nie
było możliwości zastąpienia go.
Niestety nie wszystko da się
przewidzieć.
- Żandarmeria zatrzymała Nikę i
Jastrzębia – powiedział Kocur wpadając do biura tego drugiego, gdzie pochylona
nad papierami siedziała Karina i jeszcze raz starała się przewidzieć, co może
pójść nie tak.
- Jak to? – poderwała się z miejsca
– Dlaczego?
- Nie znam szczegółów. Na mieście
mówią, że zostali złapani w sklepie za kradzież.
- Przecież to niemożliwe. Co jak co,
ale oni doskonale zdają sobie sprawę, czym teraz grozi złapanie. Oni na pewno
tego nie zrobili – mówiła.
- Wiem o tym, ale ty też wiesz, jak
działa żandarmeria. Znajdź nam człowieka, a my znajdziemy na niego paragraf –
przytoczył zasadę działania wojskowych.
- Pozostaje nam mieć nadzieję, że
nie skończy się to gorzej… - westchnęła opadając na fotel.
Jednak wszystko potoczyło się wręcz
odwrotnie. Dwa dni później na wszystkich słupach ogłoszeniowych pojawiła się
informacja, że żandarmerii udało się złapać dwójkę rewolucjonistów
odpowiedzialnych za porwanie i zamordowanie Anity Jaskólskiej, narzeczonej
Adama Radzikowskiego. Oboje zostali skazani na karę śmierci przez powieszenie.
Wyrok miał zostać wykonany w czasie uroczystości Dnia Zwycięstwa.
Gdy tylko ogłoszenie dotarło do
mieszkańców miasta i kraju, w tym także do członków organizacji, w biurze
jastrzębia odbyła się narada, w której udział wzięli wszyscy ci, którzy
wytypowani byli do akcji.
- Co w tej sytuacji robimy? – padło
pytanie.
- Na pewno nie odwołamy akcji –
stanowczo stwierdziła Karina, która wraz z Kocurem przejęła przewodnictwo nad
organizacją – Ale z drugiej strony musimy zrobić wszystko, by uratować Niki i
Jastrzębia.
- Tylko czy to jest możliwe?
- Wszystko jest możliwe, tylko
niektóre rzeczy wymagają więcej pracy i wysiłku niż inne – warknęła.
W ostatnim czasie bardzo łatwo było
wyprowadzić ją z równowagi. Jej emocje zmieniały się szybciej niż w
kalejdoskopie. W ciągu sekundy potrafiła przejść od śmiechu i rozbawienia do
całkowitej rozpaczy.
- Tylko jak zamierzasz w takim razie
to zrobić?
- Jeszcze nie wiem – odparła nieco
mniej nieprzyjemnie – Ale mamy tydzień na obmyślenie planu i dostosowanie go do
poprzedniej koncepcji.
- To jest niewykonalne… - ktoś z
tyłu pokręcił głową.
Karina już miała coś powiedzieć,
kiedy poczuła na ramieniu dłoń Kocura. Gdy na niego spojrzała, przecząco
pokręcił głową, dając jej tym samym do zrozumienia, że nie warto wdawać się w
dyskusje. I miał rację, bo dużo bardziej trzeba było działać.
- Wy roześlijcie swoich
informatorów, a my zajmiemy się resztą – powiedział do zgromadzonych –
Potrzebujemy wiedzieć jak najwięcej, nawet jaki rozmiar buta mają strażnicy,
którzy ich pilnują. Wszystko na wczoraj.
Tym samym dał im do zrozumienia, że
zebranie zostało zakończone, więc wszyscy zaczęli się rozchodzić, aż w końcu w
pomieszczeniu została tylko ta dwójka.
- Ufasz mi? – spytała go.
Zaskoczony Kocur spojrzał na nią i
bez większego zastanowienia przytaknął. Karina zamknęła drzwi i opowiedziała mu
prawdę o sobie. Słuchał jej będąc w coraz większym szoku.
- Piotr wiedział o tym? – spytał
tylko.
- Tak, od samego początku –
przytaknęła.
Kocur sam nie wiedział, co o tym
myśleć. Z jednej strony zdążył ją poznać na tyle, że wiedział jaką jest osobą i
że nigdy nie zrobiłaby nic by zaszkodzić organizacji, ale z drugiej była tak
blisko Radzikowskiego przez tyle lat, że w każdej chwili mogła do niego wrócić
i ich wszystkich wydać. Co prawda ona także pałała chęcią zemsty, ale teraz
zaczął się zastanawiać, czy nie jest ona udawana. Bo skoro tyle czasu udało jej
się ukryć swoją tożsamość, to znaczy, że jest bardzo dobrą aktorką. Ale jednak
Jastrząb jej ufał, chociaż znał całą prawdę Widocznie faktycznie na to zaufanie
zasługiwała.
- Dobrze. Jaki mamy plan działania?
Przez kolejne kilka dni nie
wychodzili z biura obmyślając kolejne posunięcia i modyfikując je, gdy
informatorzy dostarczali im kolejne informacje. W końcu wszystko było już
zapięte na ostatni guzik, pozostało tylko czekać.
*
16 września cały plac przed
więzieniem wypełniony był po brzegi. Na środku stało podwyższenie dla Radzikowskiego
i jego świty, a na lewo znajdowała się prosta szubienica z dwoma pętlami. Reszta placu wypełniona była krzesłami dla
ludzi przybyłych na uroczystość i egzekucję. Oczywiście miejsca z przodu
zarezerwowane były dla wysoko postawionych gości i innych dostojników, a tyły
dla „zwykłych” mieszkańców.
Zdecydowana
większość z nich nie przybyła tu z własnej woli. Część została oddelegowana z
zakładów pracy i szkół, część przyprowadziła żandarmeria po ulicznej łapance.
Informacje o obchodach Dnia Zwycięstwa miały pojawić się w zagranicznych
serwisach informacyjnych, dlatego cały plac miał być maksymalnie zapełniony.
Członkowie organizacji zajęli
wyznaczone im miejsca, tym samym starając się wmieszać w tłum. Wszyscy
niecierpliwie czekali na rozpoczęcie, a jednocześnie chcieli ten moment jak
najbardziej odwlec w czasie. Chociaż tak naprawdę do końca nie wiedzieli, kiedy
akcja się rozpocznie. Oni mieli wkroczyć
na umówiony znak. Reszta należała do Kariny.
Równo w południe pod budynek
więzienia podjechał czarny Hummer, z którego wysiadł Radzikowski. Krocząc
czerwonym dywanem dotarł do podium i po chwili stał już przed tłumem. Pilnowani
przez żandarmerię ludzie gromko klaskali, nie dając dyktatorowi dojść do głosu.
Ten przyjmował te wyrazy sympatii bez słowa, a jedynie z lekkim uśmiechem na
ustach. Czy zdawał sobie sprawę z tego, że to wszystko jest udawane? Tak,
doskonale. Ale nie dbał o to. Ważne świat zobaczy go jako kochanego przez lud
władcę. Radzikowski przywiązywał bardzo dużą wagę do swojego wizerunku i
polityki zagranicznej. A jeśli znalazł się ktoś, kto był na tyle głupi, żeby
rozprawiać poza granicami o tym, jak naprawdę wygląda życie w jego państwie,
był natychmiast i dyskretnie uciszany.
Po jakiejś minucie owacji podniósł
rękę, tym samym dając znak, że chce przemówić. Lud umilkł natychmiast.
- Witam wszystkich zgromadzonych tu
na placu i przed telewizorami – zaczął mówić – Minął kolejny rok odkąd
stanowimy niepodległe państwo. Czy przez ten rok coś się zmieniło? Nic, a
jednocześnie wiele…
Mówił
o ich rosnącym znaczeniu na arenie międzynarodowej, o wzroście poziomu życia i
rozwijającej się gospodarce. Sypał danymi statystycznymi jak z rękawa, zupełnie
nie przejmując się, że były one sfałszowane. Tym zajmie się innym razem.
- Był to również ciężko rok dla mnie
– zmienił temat, jednocześnie modulując głos na pełen smutku – Ostatnie kilka
lat swojego życie całkowicie poświęciłem państwu. Najpierw walczyłem o jego
niepodległość, potem o jak najlepsze warunki życie dla was. Robiłem wszystko, co
w mojej mocy, by było coraz lepiej. Rozumiem, że są tacy, którzy nie zgadzają
się z moimi metodami, to jest całkiem normalne. Nie podejrzewałem jednak, ze
będą oni gotowi na to, co zrobili. Cztery miesiące temu porwano moją narzeczoną
– przerwał dla większej dramaturgii – Osobę, która w żaden sposób im nie
zawiniła, nie zrobiła nic złego. Chyba, że jej jedynym przewinieniem był fakt,
że mnie kochała, a ja kochałem ją i chcieliśmy spędzić razem życie. Anita
zawsze trzymała się z dala od polityki i co ją za to spotkało? Została porwana
i brutalnie zamordowana przez dwójkę tych o to rewolucjonistów – w tym momencie
żandarmeria wprowadziła Piotra i Nikę.
Oboje mieli ręce związane na plecach
i byli bladzi. Osoby siedzące najbliżej szubienicy widziały grymasy bólu, które
wykrzywiały ich twarze przy każdym ruchu. Najprawdopodobniej podczas pobytu w
więzieniu nie byli zostawieni sami sobie. Widać strażnicy „troskliwie” się nimi
zajęli…
- Dlatego Piotr i Monika Jastrzębscy
skazani zostali na karę śmierci – kontynuował Radzikowski – Wiem, że wykonanie
wyroku na waszych oczach jest dość wstrząsającym i radykalnym rozwiązaniem, ale
niestety nie mam innego wyjścia. Tylko w ten sposób mogę przywrócić spokój jej
duszy…
- A może uciszyć tych, którzy mają
odwagę głośno powiedzieć, co im się nie podoba? – zapytał ktoś.
- Co do cholery?… - zdziwił się
dyktator rozglądając się wokół.
- Może cała ta egzekucja jest tylko
pokazem twoich sił i próbą zastraszenia ludu? Skąd pewność, że Anita Jaskólska
naprawdę nie żyje?
Cała ludność zebrana na placu
zamarła w przerażeniu. Wszyscy bali się tego, co miało się teraz stać. W końcu
ktoś odważył się głośno i przed wszystkimi podważyć słowa dyktatora, a to nigdy
nie uchodziło bezkarnie. W pierwszych latach po objęciu przez niego władzy
bardzo wielu ludzi, którzy nie bali go krytykować, zaginęło bez śladu. Po
prosty wyszli z domu, ale nigdy żaden z nich do niego nie powrócił. Rodziny
oczywiście zgłaszały te zaginięcia, ale to nic nie dawało. Po prostu znikali i
przestawali istnieć, nawet dla najbliższych. Od tamtej pory całe społeczeństwo
żyło zastraszone i nikt nie odważył się już na krytykę Radzikowskiego, a
przynajmniej nie głośną. Aż do dzisiaj.
Na czerwonym dywanie, którym jeszcze
nie tak dawno szedł Radzikowski, teraz pojawiła się kolejna postać. Była
doskonale widzialna dla wszystkich. Średniego wzrostu kobieta, o jasnoblond
włosach sięgających podbródka. Ubrana była w czarne bojówki-biodrówki i czarny
top na szerokich ramiączkach. Na plecy zarzucony miała plecak. Też czarny. Gdy
po chwili się odezwała, wiadomo było, że to ta sama osoba, która chwilę temu
wykazała się nadzwyczajną odwagą. Bądź głupotą.
- O ile się orientuję nie znaleziono
jej ciała – mówiła – Więc jakim cudem można mówić o morderstwie?
- Kim jesteś? – spytał Radzikowski.
- A może ona po prostu miała cię
dość i uciekła? – zadawała kolejne pytania, zupełnie ignorując to, które on
zadał – Może miała dość tego, że nigdy nie była dla ciebie ważna? Że była
potrzebna jako twoja ozdoba, a kiedy byliście sami traktowałeś ją jak osobisty worek
treningowy?
- Nie wiem kim jesteś, ale
natychmiast przestań. Nie mam pojęcia skąd ci przyszły do głowy takie
informacje, ale widać, że tego nie przemyślałaś. Ja i Anita bardzo się
kochaliśmy…
- A kiedy ją gwałciłeś, też ją tak
bardzo kochałeś? – spytała przerywając mu – Kiedy brałeś ją mimo jej sprzeciwu?
Sprawiając jej ból, z szyderczym uśmiechem patrząc na jej łzy i słuchając
błagań, żebyś przestał? Wtedy też ją tak bardzo kochałeś?
Radzikowski z trudem zachowywał
kamienną twarz, choć w jego oczach pojawiło się przerażenie, a odcień skóry
zbladł o kilka ton.
- To są jakieś oszczerstwa! –
wykrzyknął zszokowany – Kłamstwa!
Bo naprawdę był w szoku. Nie miał
bladego pojęcia, skąd kobieta stojąca przed nim o tym wszystkim wiedziała. Poza
tym nie mógł pozwolić, by ktokolwiek uwierzył w jej słowa. Musiał ją stąd
usunąć. Później sam ją uciszy, ale teraz nie mógł. Przecież byli tu zagraniczni
dziennikarze i choćby nie wiadomo, co robił, ktoś i tak wyemituje ten materiał.
- Możemy się zaraz przekonać –
odparła niezrażona Karina, sięgając do bocznej kieszeni plecaka i wyciągając z
niej złożoną na cztery kartę papieru – To obdukcja lekarska Anity. Jest też DNA
sprawcy gwałtu, bo byłeś takim idiotą, że nie pomyślałeś o gumce.
- Więc twierdzisz, że Anita nie
została zamordowana? – prychnął, choć w środku cały się gotował – Jeśli tak, to
gdzie ona jest? Czemu przez ostatnie kilka miesięcy nikt jej nie widział? –
zapytał, a zaraz potem dodał – Żandarmeria znalazła jedynie jej rzeczy, więc to
jasne, że nie żyje – mówił, a w jego głosie coraz wyraźniej słychać było
wściekłość.
- Władza całkowicie odebrała ci
rozum. Jesteś zupełnym idiotą i ignorantem. Zabijasz ludzi jeśli nie chcą cię
słuchać i się z tobą nie zgadzają, kłamiesz, żeby tylko nie pokazać, jak żyjemy
naprawdę, jakim jesteś beznadziejnym władcą – wyrzucała z siebie kolejne słowa,
jednocześnie starając się sprowokować go do wybuchu.
Tak, właśnie to chciała osiągnąć.
Chciała go sprowokować na oczach milionów, tym bardziej, ze byli tu wysłannicy
zagranicznych stacji telewizyjnych. Każdy z nich dostał anonimową wiadomość, że
coś się wydarzy i żeby mieli cały czas włączone kamery.
- Co ci dadzą te wszystkie kłamstwa?
Chcesz mnie oczernić? – resztkami sił powstrzymywał się przed wybuchem.
- To nie są kłamstwa – głos Kariny
przez cały czas był stanowczy, a ona pewna siebie, choć wiedziała, że może
zginąć – Jedynym kłamcą jesteś ty. Ja mogę wszystko udowodnić – to
powiedziawszy wyjęła z plecaka gruba teczkę – Mam tu kopie wszystkich twoich
dokumentów, każdy z twoim podpisem lub pisane twoją ręką. Nie wyprzesz się
tego.
To było dla Radzikowskiego
zdecydowanie za dużo. Zerwał się ze swojego miejsca i czym prędzej zbiegł z
podestu stając koło blondynki.
- Kim ty do diabła jesteś? – spytał
szarpiąc ją za rękę.
- Twoim najgorszym koszmarem –
odparła patrząc mu prosto w oczy – Kimś kto wie o tobie więcej, niż ty sam.
Radzikowski patrzyła na kobietę nie
rozumiejąc ani słowa. Ale nie dlatego, że mówiła niezrozumiale, ale dlatego, że
patrząc jej prosto w oczy, w końcu ją poznał.
- Anita… - wyjąkał szeptem,
całkowicie zaskoczony.
Kobieta jedynie szyderczo się
uśmiechnęła. Nie myślała, że rozpoznanie jej zajmie mu tyle czasu. Ale sama nie
była świadoma tego, jak bardzo się w ostatnim czasie zmieniła. I nie chodzi tu
tylko i wygląda zewnętrzny, choć ten nie pozostaje bez znaczenie, ale także
jeśli chodzi o charakter. Stała się pewniejsza siebie, umie walczyć o swoje, a
poza tym w końcu kocha prawdziwie. Bo wszystko w jakiś sposób znalazło
odzwierciedlenie w jej twarzy.
- Jak widzisz, żyję – powiedziała – A
skoro żyję, to nie ma żadnych dowodów na to, ze zostałam zamordowana, więc w
jaki sposób tych dwoje zostało skazanych za coś, czego nie mogli zrobić? –
spytała, ale mówiła dalej nie czekając na jakąkolwiek odpowiedz z jego strony –
Jesteś skończonym idiotą. Tak bardzo chcesz, żeby wszyscy widzieli w tobie
dobrego władcę, że gotowy jesteś posunąć się nawet do zabójstwa, żeby osiągnąć
swoje cele. Z twojego rozkazu zginęło kilkaset ludzi, a ty udajesz, że nic się
nie stało. Podpisanie kolejnego wyroku śmierci jest dla ciebie tak łatwe i
normalne, jak sikanie. Nie zastanawiasz się, co…
Silny policzek przerwał jej wywód.
Spojrzała przed siebie. Mężczyzna patrzył na nią z furią w oczach, prawdziwą
rządzą mordu…
- ANITA! – rozległ się słaby krzyk
Piotra, ale nikt nie zwrócił na niego większej uwagi.
- No dalej, uderz mnie jeszcze, ulży
ci – prowokowała go – Niech wszyscy zobaczą, jaki z ciebie damski bokser.
Dyktator już nad sobą nie panował i
jeszcze kilka razy wymierzył cios w kobietę. Żandarmeria ani nikt z
najbliższych współpracowników mężczyzny nie zrobił nic, by to przerwać. Dopiero
kilku mężczyzn wybiegło w tłumu i odciągnęło go od niej.
- Jesteś skończony Radzikowski! –
krzyknęła Karina/Anita – Niedługo wszyscy poznają twoje najczarniejsze sekrety!
W tym momencie z dachu więzienie
zaczęły lecieć zadrukowane kartki papieru. To członkowie organizacji
przystąpili do swojej części zadania i zaczęli rozpowszechniać kopie dokumentów,
które tamtego dnia Anita dostarczyła Jastrzębiowi.
Żandarmeria też w końcu wzięła się
do pracy. Ale oni zamiast pomóc bitej kobiecie, zaczęli odciągać mężczyzn od
dyktatora. Ten, gdy tylko poczuł, że nikt go już nie trzyma, po raz kolejny rzucił
się na Anitę. Nie przejmował się już tym, że inni zobaczą jaki jest. Ona przed
chwilą upokorzyła go na oczach całego świata, zniszczyła to, na co pracował
latami. Tym razem jednak kobieta nie pozwoliła sobie, by jego ciosy sięgały
celu. Broniła się, nie atakując. Organizacja nie miała na calu uciekania się do
przemocy, chcieli tylko pokazać światu prawdziwą twarz Radzikowskiego. Dlatego
jej pozostali członkowie mieli zakaz wszczynania bójek i brania udziału w tych,
które wybuchnął. Ale lud zebrany na placu nie należał do niej, dlatego czym
prędzej ruszyli jej na pomoc. Nie zwracali uwagi na płeć czy wiek, nikt nie
pozostał bierny. Wybuchły zamieszki, których żandarmeria nie potrafiła stłumić.
Albo nie chciała.
W całym tym rozgardiaszu nikt nie
zwrócił uwagi na Anitę, którą właśnie wchodziła na szubienicę.
- Piotruś – rzuciła się w stronę
ukochanego i ściągając mu z szyi pętlę – Nic ci nie jest? – spytała rozwiązując
mu ręce.
- Nie, wszystko w porządku – odparł,
masując sobie nadgarstki.
Tymczasem Anita zabrała się za
uwalnianie Moniki. Robiła to jednak bez słowa, bo nie miała pojęcia, co można
by w takiej sytuacji powiedzieć. Kiedyś były przyjaciółkami, a teraz?…
- Monika, ja… - zaczęła, ale Niki
jej przerwała.
- Przepraszam za wszystko – powiedziała
– Nie wiedziałam…
- Ja tez przepraszam – odpowiedziała
Jaskólska.
- Mocno dostałaś – stwierdził Piotr
pojawiając się obok nich i dotykając policzka kobiety – Już ci się robi siniak…
- Ty podła suko! – usłyszeli czyjś
krzyk.
Odwrócili głowy i zobaczyli
Radzikowskiego, który właśnie w tym momencie wypalił z pistoletu,
najprawdopodobniej zabranemu jakiemuś żandarmerowi. Dosłownie sekundę później
Anita poczuła przeszywający ból w okolicach prawej piersi.
- Anita – usłyszała jeszcze krzyk
Piotra w chwili, gdy osuwała się na ziemię.
- Piotruś, ja… Ja jestem w ciąży… -
wyszeptała ostatkiem sił – Będziesz ojcem… - po czym straciła świadomość.
*
„Dziś na Śląsku doszło do
niezwykłych wydarzeń. Anita Jaskólska, uznana za porwaną i zamordowaną narzeczona
Adama Radzikowskiego pojawiła się na głównym placu stolicy wyjawiając wszystkim
najskrytsze tajemnice dyktatora. Opowiedziała między innymi o tym, jak została
przez niego zgwałcona. Ujawniła także wszystkie tajne dokumenty, z których
wynika, że Radzikowski stał za licznymi wyrokami śmierci wydanymi bez
wcześniejszych sądów na niewinnych ludzi. W wyniku wystąpienia Jaskólskiej
doszło do gwałtownym zamieszek i w efekcie do obalenia reżimu. Członkowie
opozycji wysłali już do Przewodniczącego Komisji Europejskiej wniosek o
przysłanie bezstronnych obserwatorów, którzy pomogą przeprowadzić odpowiednie
reformy, oraz czuwać będą nad wyborami.
W wyników rozruchów w Śląskiej
stolicy 26 osób trafiło do szpitala z lekkimi obrażeniami ciała, w tym dwoje
niesłusznie skazanych na śmierć działaczy opozycji. W najcięższym stanie
znajduje się postrzelona przez Radzikowskiego Anita Jaskólska, jednak – jak
poinformował nas dyrektor szpitala, w którym była operowana – życiu jej ani jej
nienarodzonego dziecka nie zagraża już niebezpieczeństwo.
Adam Radzikowski został zatrzymany.
Będzie sądzony za zbrodnię ludobójstwa.
Dla TVN24 ze stolicy Śląska, Marcin
Wrona.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz