Wszystkie treści i zdjęcia zamieszczone na tym blogu są tylko i wyłącznie moją własnością. Kopiowanie ich jest zabronione.

poniedziałek, 30 lipca 2012

OPOWIADANIE: Walka


            Szła wąskimi uliczkami. Trzymała się blisko muru, żeby żaden zbłąkany promień ulicznej latarni nie oświetlił jej postaci. Ubrana była całkowicie na czarno, co także miało w jakiś sposób zapewnić jej niewidoczność przez oczami innych ludzi. Nie mogła sobie pozwolić na zdemaskowanie. Nie po to tyle się namęczyła nad swoim nowym wizerunkiem, żeby teraz pierwszy lepszy przechodzień ją poznał.

            Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze dziesięć minut do spotkania, a była już całkiem niedaleko. Cieszyło ją to. Nie chciała się spóźnić, nie dziś. W końcu całe dwa tygodnie zajęło jej zdobycie ich zaufania na tyle, żeby w końcu skontaktowali ją z Jastrzębiem. A ona po prostu musiała się z nim zobaczyć… Doskonale wiedziała, co planuje Radzikowski i nie mogła na to pozwolić, a tylko Jastrząb był w stanie mu przeszkodzić. To wszystko musiało się w końcu skończyć…

            Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że ten przystojny chłopak, w którym parę lat temu się zakochała, okaże się takim tyranem i potworem. A może już wcześniej były jakieś znaki zwiastujące, jaki jest naprawdę, a ona po prostu była w nim tak zakochana, że tego nie widziała? Nie wiadomo… Kiedy myślami wraca teraz do tamtych czasów, nie widzi, żeby coś takiego miało miejsce. Ale z drugiej strony miała wtedy dopiero 16 lat i była po uszy zakochana, więc nie widziała jego wad. Tylko czy to jest wytłumaczenie?

            - Długo czekasz? – wyrwał ją z zamyślenia głos jakiegoś faceta.

Spojrzała w górę. Było ciemno i miał założony na głowie kaptur, ale wiedziała, że to on. Ten, który od kilkunastu dni jest moim łącznikiem z Jastrzębiem.

- Nie, dopiero przyszłam – odparła podnosząc się z ławki.

            Nie powiedział nic więcej, tylko ruszył w drogę. Poszła za nim. Cały czas starała się trzymać blisko niego, żeby się nie zgubić. Tej części miasta nie znała jeszcze za dobrze, a już tym bardziej, gdy było ciemno. Poza tym nawet gdyby znała, to i tak na nic by się to nie zdało, bo nie wiedziała, dokąd dokładnie idą.

           Piotr siedział w swoim biurze. Chociaż tak naprawdę tego pomieszczenia biurem raczej nazywać nie można. Niewielki pokoik usytuowany w labiryncie piwnic jednej ze starych kamienic. Widać było, że dawno temu, w latach świetlności ściany miały kolor soczystej zieleni, teraz bardziej to przypominało kolor zgniłego jajka. Do tego jakieś stare biurko i wypoczynek, wszystko znalezione na śmietnikach i w miarę możliwości odnowione. Na ścianach wisiały deski, na których walało się pełno papierów. Nie był to szczyt marzeń, ale przynajmniej miał miejsce, gdzie mógł obmyślać kolejne posunięcia. W pomieszczeniu obok urządził prowizoryczną sypialnię dla siebie i siostry. Luksusy to nie były, ale nie narzekali. Ważne, że mieli schronienie i dach nad głową, co w tych czasach wcale nie jest takie oczywiste. Szczególnie dla tych wyjętych spod prawa… A oni nimi byli.

            Przeglądał papiery, ale jego myśli krążyły gdzie indziej. Tak po prawdzie, to nie miał teraz nic specjalnego do roboty, szukał jedynie zajęcia dla rąk. Czekała na jednego ze swoich ludzi, który miał kogoś ze sobą przyprowadzić. Ponoć miała jakieś ważne informacje, które była gotowa mu przekazać, ale tylko jemu, nikomu innemu. Czy go to dziwiło? Niespecjalnie. Nastały takie czasy, że nikt nikomu nie ufał, wszyscy bali się Radzikowskiego. A on niestety miał swoich ludzi wszędzie… Piotr długo się zastanawiał, czy zgodzić się na spotkanie z tą dziewczyną. Nie wiedzieli o niej nic. Jeden z jego ludzi sprawdził jej życiorys, który podała Kocurowi, ale okazał się fałszywy. Nigdy nie istniała dziewczyna o takim imieniu i nazwisku. Obawiał się? Trochę, ale czasem musiał zaryzykować. Inaczej nic nie udałoby im się zdziałać…

            Spojrzał na zegarek. Spóźniali się już ponad kwadrans. Zaczynał się niepokoić. Kocur należał do bardzo punktualnych osób i musiało wydarzyć się coś naprawdę poważnego, skoro jeszcze go tu nie było. Miał tylko nadzieję, że nie wpadł w ręce żandarmerii. Ostatnio stracił zbyt wielu ludzi i nie mógł sobie pozwolić, żeby jeszcze jego zabrakło. Poza tym Kocur był nie tylko jego „żołnierzem”, ale też przyjacielem i Piotr naprawdę się o niego bał. W końcu jednak usłyszał pukanie do drzwi, a raczej wystukaną melodię, która była ich hasłem. Zaraz potem otworzyły się i pojawił się w nich najpierw wysoki mężczyzna, a po nim kolejna postać, tym razem dość drobnej dziewczyny.

            - Nareszcie – powiedział Piotr – Już zaczynałem się bać, że cię złapali…

            - Nie ze mną te numery – zaśmiał się Kocur, po czym dodał kwestią wyjaśnienia – Ale przyznam, że było gorąco. Jakiś żandarm ma w restauracji na górze wesele i musieliśmy bardzo uważać. Tym bardziej, że ciągle ktoś wychodził na papieroska…

            - Ok., mniejsza z tym. Najważniejsze, że udało wam się dotrzeć cało – stwierdził – Możesz ściągnąć jej opaskę – polecił mu jeszcze.

            Takie mieli procedury. Parę ulic od wejścia do kwatery zakładali nowej osobie opaskę na oczy, żeby nie poznała dalszej drogi. Taki sam los spotkał i ją.

            - Ty jesteś Jastrząb? – spytała, gdy tylko materiał opadł jej z oczu, nie czekając na jakiekolwiek słowa z ich strony.

            - Zgadza się – skinął głową Piotr, uważnie przyglądając się dziewczynie – A ty?

            O przepraszam, raczej kobiecie. Średniego wzrostu, z bardzo jasnymi blond włosami mocno wycieniowanymi na karku i dłuższymi z przodu i niebieskimi oczami sprawiała wrażenie dużo młodszej, niż była w rzeczywistości. Jednak gdy jej się lepiej przyjrzeć widać było, że dziewczyną już raczej nie jest. Szczupła kobieca figura, dość wyraźne rysy twarzy i pierwsze, delikatne zmarszczki w kącikach oczu…

            - Nie ważne – odparła – Mam coś, co może cię zainteresować…

            - Co takiego?

            Nieznajoma spojrzała niepewnie na stojącego obok niej Kocura.

            - Niech on wyjdzie – powiedziała – Im mniej ludzi, tym lepiej…

            - Kocur zostaje. A skoro mi się ufasz, to co tu robisz?

            - Ja nie ufam nikomu – powiedziała stanowczym głosem wyraźnie dając do zrozumienia, że dopóki drugi z mężczyzn dalej będzie w pomieszczeniu, ona nic nie powie.

            W jej oczach widać było taki upór i zaciętość, że Piotr wiedział, że nie ustąpi, dlatego po chwili dał znak Kocurowi, żeby zostawił ich samych, ale żeby czekał za drzwiami. Zostali sami. Piotr zasiadł na swoim fotelu, a kobiecie wskazał krzesło po drugiej stronie biurka. Ściągnęła plecak i zajęła wskazane miejsce. A potem zaczęła mówić.

            Piotr dziwił się, skąd ta niepozorna kobieta ma aż tyle i tak dokładnych informacji o planowanych przedsięwzięciach Radzikowskiego. I to nie tylko tych oficjalnych, ale także tych, które przeważnie zlecał innym, bo go z nimi nie łączyć, jak chociażby uciszanie niewygodnych ludzi. W końcu nie na darmo starał się utrzymać przed innymi głowami państw obraz siebie, jako dobrego i  wyrozumiałego gospodarza. A rzeczywistość była wręcz odwrotna. Społeczeństwo żyło zastraszone, niepewne kolejnego dnia… Wiele rodzin zostało rozdzielonych, setki osób zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach… A Jastrząb i jego ludzie starali się z tym walczyć. Jednak niewiele mogli, gdyż większość z nich była ścigana listami gończymi i nie mogli pokazywać się na ulicach.

            - Skąd o tym wszystkim wiesz? – zapytał, gdy skończyła mówić.

            - Mam swoich dobrych informatorów…

            - Ok. – powiedział Piotr nachylając się w jej kierunku i patrząc jej prosto w oczy – Teraz ty mnie posłuchaj. Nie wierzę ci. Przychodzisz tu nie wiadomo skąd twierdząc, że znasz wszystkie plany Radzikowskiego. Ale nie masz nic na poparcie ich prawdziwości. W dodatku nie wiem, kim jesteś. Wszystko, co powiedziałaś Kocurowi jest kłamstwem. Nikt taki jak Karina Jarzębicka nie istnieje. Dlaczego więc mam ci ufać?

            Nieznajoma nic nie powiedziała. Widać było, że głęboko się nad czymś zastanawia. Nie spodziewała się, że ją sprawdzą. Teraz była w patowej sytuacji. Miała dwa wyjścia. Albo zniknie i sama spróbuje coś zdziałać przeciwko dyktatorowi, albo wyjawi mu całą prawdę. Sama nie wiedziała, co gorsze… W każdym razie nie miała ochoty ani na jedno, ani na drugie.

            - Mam dowody na to, że mówię prawdę – odezwała się w końcu.

            - To znaczy?

            - Kopie jego papierów. Wszystkich, jakie udało mi się znaleźć –wyjaśniła, po czym wyjęła z plecak grubą teczkę i wyjęła z niej kilka kartek.

            Podała mu je, a ten od razu zaczął czytać. Nastała cisza, która z każdą kolejną chwilą coraz bardziej jej ciążyła.

            - Kim ty do cholery jesteś? – spytał podnosząc wzrok znad papierów, a w jego oczach dostrzec można było czyste przerażenie – I czego od nas chcesz?

            - Nie rozumiem…

            - Przychodzisz tu nie wiadomo skąd i dajesz mi kopie tajnych dokumentów Radzikowskiego. Przy czym niektóre z nich to są plany jego przyszłych posunięć, więc coś, co absolutnie nie powinno się znaleźć w twoich rękach. Chyba, że jesteś jego szpiegiem, a to wszystko to podpucha, żeby nas złapać. Wtedy rozumiem…

            Kobieta w jednej chwili zrozumiała, że nie ma wyjścia i musi mu powiedzieć prawdę o sobie. Szybkim ruchem wstała z zajmowanego krzesła i podeszła do drzwi by sprawdzić, czy oby na pewno są zamknięte. Potem zaczęła się rozglądać po pokoju.

            - Jesteś pewny, że możemy tu całkiem bezpiecznie rozmawiać? – chciała się upewnić – Nie ma tu żadnych pluskiew, nadajników ani nic w tym rodzaju?

            - Tak, całkowicie – odparł kompletnie zaskoczony jej zachowaniem.

            Ona jeszcze chwilę pokręciła się po jego biurze, a w końcu opadła z powrotem na krzesło.

            - Masz rację, nie nazywam się Karina Jarzębicka – zaczęła, po czym głęboko odetchnęła i mówiła dalej – Tak naprawdę nazywam się Anita Jaskólska i mam 25 lat – z  każdym kolejnym jej słowem na twarzy Piotra malował się coraz większy szok i niedowierzanie.

            Ale ona nie zważała na to i kontynuowała.

            Opowiadała o ostatnich 9 latach spędzonych u boku Radzikowskiego. W końcu była obok niego od samego początku, jeszcze zanim został dyktatorem. Mówiła o tym, jak była przez wszystkich ignorowana, dzięki czemu wiedziała o wszystkim. Radzikowski wiedział, że jest w nim zakochana i przez to niegroźna, dlatego nie miał przeciwko jej obecności w czasie, gdy on omawiał sprawy polityki zagranicznej bądź swoje kolejne posunięcia. Czy to go zgubiło? W pewien sposób tak. Bo z czasem jego zamiary zaczęły ją przerażać. Poza tym on sam się zmienił.  Już nie był czuły i troskliwy, a wręcz przeciwnie, brutalny i nieobliczalny. Bała się go. Nie raz zdarzyło się, że ją uderzył. Tak po prostu, bez powodu. Notorycznie ją zdradzał i wcale się z tym przed nią nie krył. Im dłużej z nim była, tym bardziej czuła się upokorzona, poniżona i zniewolona.

            - To dlaczego wcześniej od niego nie odeszłaś? – zdziwił się Jastrząb.

            - Bo mi na to nie pozwolił – wyjaśniła – Co prawda już od dawna mnie nie kochał, ale za dużo wiedziałam, żeby tak po prostu pozwolić mi odejść. No i musiał dbać o swój wizerunek. W czasie spotkań z dyplomatami prezentowałam się dużo lepiej, niż te dziewczyny, z którymi sypiał. Poza tym lepiej wyglądało, gdy pokazywał się ciągle z tą samą dziewczyną, a nie za każdym razem z inną.

            - Więc co się stało?

            - Wszystko ma swoje granice – powiedziała cicho – Tolerowałam jego krzyki, ignorancję, czy jak podnosił na mnie rękę. Ale kiedy po jednej z libacji alkoholowych mnie zgwałcił, powiedziałam „dość”. Udawałam, że nic się nie dzieje, że wszystko jest po staremu, a tak naprawdę obmyślałam plan ucieczki. Ale takiej ucieczki, która go pogrąży. Znałam hasła do jego komputera, szyfry do sejfów… Robiłam kopie jego dokumentów, nagrywałam spotkania… Po prostu zbierałam dowody na to, jakim naprawdę jest człowiekiem i jakie ma zamiary. A kiedy nadarzyła się okazja, po prostu uciekłam. Zmieniłam wygląd, styl ubierania… A potem robiłam wszystko, żeby do ciebie dotrzeć, bo wiem, że jesteś jedyną osobą, która pomoże mi go zniszczyć – dodała na koniec.

            - Jak ty sobie to wyobrażasz?

            - Ty masz ludzi i środki, ja mam dowody. Stawiam tylko jeden warunek. Nikt nie może się dowiedzieć, kim tak naprawdę jestem.

            Piotr zamilkł. Zastanawiał się, co powinien zrobić. Żałował, że nie ma tu jego siostry, ona na pewno by mu coś doradziła. Ale musiała jechać załatwić parę spraw. A decyzja spadła na jego głowę.

            Uważnie przyglądał się kobiecie siedzącej na wprost. Zastanawiał się, czy może jej ufać. Nie powiedział jej tego, ale znał ją. Chodzili razem do klasy. Tamtej dziewczynie zaufałby bez namysłu, ale teraz nie był tego taki pewien. Zemsta nie jest najlepszym sprzymierzeńcem. Ale z drugiej strony, było w niej coś, sam nie wiedział co, czego nie mógł zignorować. Coś, co mówiło mu, że ona nie zdradzi…

            W końcu zgodził się na współpracę, a przy okazji zdradził jej swoją prawdziwą tożsamość. Była w nie mniejszym szoku, niż on wcześniej.

*

           Prawdziwa tożsamość Kariny pozostała tajemnicą. Jedynie Piotr znał prawdę. Podobnie było z dokumentami, które dostarczyła. Poza ich dwójką o ich istnieniu wiedziały jeszcze dwie osoby, Kocur i Niki – siostra bliźniaczka Jastrzębia, a także – zaraz po nim samym – najważniejsza osoba wśród opozycjonistów. Oczywiście od razu chciała wyciągnąć z Kariny, skąd je ma, ale w końcu po długich namowach ze strony brata, dała sobie z tym spokój. Jednak dalej jej nie ufała i starała się mieć ją na oku. Niedługo miała ku temu więcej okazji, bo Karina zamieszkała z nimi.

            - Ty chyba oszalałeś – stwierdziła Niki, gdy dowiedziała się o tym – Nie znasz jej, nie wiesz o niej nic i tak bez problemu pozwoliłeś jej tutaj zamieszkać. Przecież ona może być wtyczką Radzikowskiego, może nas pogrążyć…

            - Nie zrobi tego – zapewnił ją Piotr – Podobnie jak my chce go zniszczyć.

            - Skąd wiesz?

            - Mówiła mi.

            - A ty jej tak po prostu uwierzyłeś?

            - Nie miałem powodu, żeby jej nie wierzyć.

            - Tak w ogóle, to czemu nie może dalej mieszkać u siebie? – spytała.

            - Żandarmeria Radzikowskiego zrobiła tam nalot. Karinie i kilku innym udało się uciec, ale miejscówka jest już spalona. Dlatego zaproponowałem jej, żeby zatrzymała się tu.

            - Tobie naprawdę kompletnie odbiło… - pokręciła głową z niedowierzaniem.

            - Posłuchaj -  powiedział widząc, ze chce coś jeszcze dodać – Wiem, że w to wątpisz, ale mam absolutną pewność, że mogę Karinie ufać. I chociaż tobie ufam dużo bardziej niż sobie, nie mogę ci nic więcej powiedzieć. Musisz mi po prostu zaufać. Dobrze wiesz, że nigdy nie zrobiłbym nic, co mogłoby nam w jakiś sposób zaszkodzić.

            - Ufam ci – zapewniła go wychodząc z pokoju – Ale nie ufam jej.

*

            Czas leciał. Jastrząb i jego ludzie robili co mogli, by zniszczyć dyktatora, lecz na razie z dość niewielkim skutkiem. Póki co, nie mogli sobie pozwolić na ujawnienie kopii tych dokumentów, bo wtedy Radzikowski zmieni swoje plany. A dopóki nie wie o ich istnieniu, mają nad nim przewagę. Ale nie znaczy to, że nic nie robili. Cały czas zastanawiali się, jak wykorzystać zdobytą wiedzę. Szczególnie dużo czasu spędzali nad tym Karina i Piotr. Oczywiście początkowo Niki miała obiekcje co do jej udziału w planowaniu największej akcji, ale jednak prawdą było, że to Karina najlepiej znała dyktatora i jako jedyna była w stanie przewidzieć jego reakcje.

            Przy okazji wspólnie spędzanego czasu, blondynka i Piotr stawali się sobie coraz bliżsi. Coraz częściej ich rozmowy dotyczyły tematów zupełnie innych niż plany organizacji. Wspominali wspólnie spędzone lata młodości i szkolne wygłupy, a nawet zdarzało im się snuć marzenia, jak wyglądałaby ich przyszłości, gdy w końcu uda im się obalić Radzikowskiego.

            Jednak, o ile Anita była świadoma tej rodzącej się między nimi więzi, tak Piotr wręcz przeciwnie. Było tak dlatego, że ona zawsze czuła do niego coś więcej, niż tylko przyjaźń. Już w szkole była w nim po uszy zakochana, lecz on widział w niej tylko przyjaciółkę, nikogo więcej. Nie chciała zniszczyć tej przyjaźni, więc swoje prawdziwe uczucia ukrywała. A potem skończyli szkołę podstawową i ich drogi rozeszły się. Po jakimś czasie zagłuszyła to uczucie, potem pojawił się Radzikowski. Z biegiem lat zapomniała o nim. Ale teraz wszystko odżyło w niej na nowo. Tym bardziej, ze Piotr nie zmienił się ani trochę. Oczywiście, dojrzał i spoważniał, ale gdzieś tam w głębi dalej był dużym chłopcem. On zaś cieszył się jej towarzystwem, ale nic więcej. Żałował tylko, że nie może powiedzieć Niki o jej prawdziwej tożsamości. Obie dziewczyny były bliskimi przyjaciółkami, lecz z czasem kontakt się urwał. A kiedy Radzikowski doszedł do władzy, Niki znienawidziła Anitę. Zupełnie, jakby była ona współwinna wszystkim jego czynom. Jednak znał ją na tyle, że wiedział, ze tak naprawdę w głębi serca tęskniła za przyjaciółką…

            Jednak pewnego dnia miał miejsce wypadek, który całkowicie zmienił nastawienie Piotra…

*

            Krążył właśnie nerwowo po swoim biurze. Zastanawiał się, czy uda im się dzisiejsza misja. Jeśli tak, będą mogli w końcu zaplanować coś większego, a jeśli nie. Jeśli nie, to  praca ostatnich dwóch miesięcy pójdzie na marne i będą musieli zaczynać całkowicie od początku. I oczywiście życiu wielu ludzi było narażone…

            Jego rozmyślania zostały brutalnie przerwane przez Kocura, który jak huragan wpadł po pokoju.

            - Muchomor zdradził – wysapał – Wszystko się posypało.

            - Co? – nie mógł uwierzyć Jastrząb – Jak to? Co przez to rozumiesz? Co z dziewczynami i resztą? – zadawał pytania z prędkością światła.

            - Nie wiem dużo – zaczął tłumaczyć – Przez przypadek byłem w tamtej okolicy, bo miałem się tam w kimś spotkać. Nie wiem, co dokładnie z Niki i jej oddziałem, ale Karina z resztą zostali zdemaskowani. Na miejscu czekała na nich żandarmeria, a razem z nimi stał Muchomor i pokazywał, kto dokładnie należy do organizacji. Wywiązała się walka. Tamci mieli przewagę, bo nasi byli totalnie zaskoczeni. Musiałem zwiewać, ale widziałem jeszcze, jak Karina rzuciła się sama na kilku wojskowych, żeby ludzie mogli uciec.

            - Ilu zgarnęli? I kogo?

            - Nie wiem…

            Teraz nastało najgorsze. Musieli czekać na wiadomości. Jastrząb wysłał na miasto jednego z ludzi, ale zanim czegoś się dowie, minie trochę czasu. Obaj siedzieli jak na szpilkach, zrywając się na każdy odgłos kroków. W końcu po kilki kwadransach do biura dotarła Niki, uśmiechnięta od ucha do ucha.

            - Udało się – powiedziała – Mamy wszystko, czego potrzebowaliśmy, dokładne plany całego kompleksu – cieszyła się.

            Widocznie nie wiedziała jeszcze o zasadzce, w jaką wpadł drugi oddział. Lecz mężczyźni szybko nadrobili jej braki.

            - Wiedziałam, że to musi się tak skończyć – stwierdziła wściekła – Pewnie Karina doniosła o wszystkim żandarmerii…

            - Karina nie zdradziła – powiedział stanowczym głosem Jastrząb – To Muchomor. I z tego, co mówił Kocur, nawet się z tym nie krył.

            - Jak to? – zdziwiła się dziewczyna.

            Kocur jeszcze raz dokładnie opowiedział, co widział na miejscu akcji drugiego oddziału i jaką kto odegrał w tym rolę. Potem pochylili się nad zdobytymi przez Niki planami, ale Piotr nie był w stanie się nad tym skupić. Cały czas zastanawiał się, co działo się z Kariną. W końcu powiedział swoim towarzyszom, że analizowanie papierów i planowanie dalszych posunięć zostawią na jutro. Po chwili został sam ze swoimi myślami, a Niki razem z Kocurem poszli zająć się sobą.

            Zastanawiał się, skąd bierze się ten jego lęk o blondynkę. Próbował wmówić sobie, że to przez wzgląd na ich przeszłą i teraźniejsza przyjaźń, ale jakiś uparty głosik w jego głowie cały czas temu zaprzeczał. Im dłużej nad tym rozmyślał, tym bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że mu na niej zależy. Już nie jak na przyjaciółce, ale na kimś dużo bliższym. Czy go to zaskoczyło? Oczywiście. W końcu nie co dzień człowiek uświadamia sobie, że kocha swoją przyjaciółkę. Przyjaciółkę, która teraz ma niemałe problemy i której – spójrzmy prawdzie w oczy – mógł już nie zobaczyć. To wszystko sprawiło, że załamał się jeszcze bardziej… Bo nie ma nic gorszego niż uświadomić sobie swoje uczucia do kogoś dopiero w momencie, gdy można tą osobę stracić…

            Tego dnia nie ruszył się z biura ani na krok. Cały czas czekał i miał nadzieję, że lada chwila Karina pojawi się w drzwiach. Jednak minuty leciały, a jej dalej nie było…

            Była już późna noc, gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Zaraz potem pojawiła się w nich jakaś postać. Było ciemno i jedynie jasne włosy pozwalały domyślać się, kto to jest.

            - Anita, to ty? – podszedł do niej od razu – Nic ci się nie stało?

            - Muchomor zdradził – powiedziała, całkowicie ignorując jego pytania – Robiłam, co mogłam, ale żandarmerii było za dużo…

            - Wiem – odparł biorąc ją w ramiona – Już o wszystkim wiem. Jutro dokładnie opowiesz mi, co i jak, a teraz musisz odpocząć.

            To powiedziawszy poprowadził ją do drzwi, za którymi znajdowała się sypialnia jego i Niki.

            - Ale moja kwatera jest po drugiej stronie… - zaczęła protestować, lecz Piotr jej przerwał.

            - Dziś zostajesz tu. Niki nocuje u Kocura, a ja chcę cię mieć na oku. Słyszałem, że w pojedynkę rzuciłaś się na wojsko? – spytał.

            - Nic takiego – wzruszyła ramionami – Nie mogłam pozwolić, żeby przez jakiegoś rudzielca katowali ludzi. Bo gdyby kogoś złapali, pewnie na samym więzieniu by się nie skończyło.

            - Tobie nic nie zrobili?

            Jednak nie doczekał się odpowiedzi. Zresztą, gdy tylko włączył światło, okazała się ona niepotrzebna. Jej potargane ciuchy, krew lecąca z wargi mówiły same za siebie. W pierwszej chwili był tak zaskoczony, że nie wiedział, co robić, ale zaraz się opanował.

            - Rozbieraj się – powiedział podchodząc do jakiejś szafki.

            - Co? – spytała zaskoczona.

            - Przecież nie możesz zostać w tych dziurawych i potarganych ciuchach – wyjaśnił – Dam ci coś mojego do spania.

            Kobieta bez słowa wypełniła jego polecenie. Gdy Piotr odwrócił się do niej przodem, była już w samej bieliźnie. Oboje byli tym nieco zaskoczeni. Anita dodatkowo była zawstydzona, tym bardziej, że kilkanaście razy oberwała wojskową pałką i teraz jej ciało pokrywało się licznymi sińcami, co zszokowało Jastrzębia.

            - O mój Boże… - wyszeptał podchodząc bliżej niej.

            Anita opuściła głowę, jakby chcąc się schować, jednak Piotr nie zwrócił na to uwagi. Dalej w szoku podniósł rękę i delikatnie dotknął zsiniałego miejsca na jej ramieniu. Nie zwrócił uwagi na to, że pod wpływem jego dotyku przez ciało Anity przeszły dreszcze. Jednak nie były one spowodowane bólem. Wręcz przeciwnie… Palce Piotra kontynuowały tę nieświadomą pieszczotę, wędrując po kolejnych siniakach... Ramiona, brzuch, szyja, dekolt, plecy… Nie było miejsca, którego wojskowa pałka by nie sięgła, a któremu teraz nie przyglądał się Piotr. Był bardzo blisko. Już nie tylko jego dotyk czuła na swoim ciele, ale także oddech. Jej skóra pokryła się gęsią skórką, a oddech przyspieszył. Tym razem jej reakcja nie uszła uwadze mężczyzny, który teraz pokrywał jej ciało delikatnymi pocałunkami, coraz bardziej zbliżając się do jej ust. Gdy był już blisko, złapał ją delikatnie za podbródek i podniósł jej głowę do góry. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a ich twarze coraz bardziej się do siebie zbliżały. W końcu ich usta się spotkały. Początkowo oboje podchodzili do tego dość nieśmiało, ale z każdą kolejną chwilą byli coraz śmielsi. Taniec ich ust był coraz namiętniejszy i powoli ogarniał kolejne partie ich ciał. Ich dłonie znaczyły kolejne ścieżki poznania. Przestrzeń, która ich dzieliła wypełniona była namiętnością, tęsknotą, pragnieniem, pożądaniem i z każdą sekundą się zmniejszała. W końcu nie dało się już rozróżnić, gdzie zaczyna się jedno, a gdzie drugie. Przestało się dla nich liczyć wszystko, poza nimi samymi. Istnieli tylko oni i nic więcej. Po chwili zaczęli gorączkowo ściągać z siebie ubrania, zupełnie jakby od tego zależało ich życie. Początkowa nieśmiałość wyparowała z nich całkowicie pod wpływem żaru, jaki ich ogarnął. Byli spragnieni siebie. Z łoskotem runęli na łóżko, ale nie interesowało ich, że ktoś mógł ich usłyszeć. W momencie, gdy ich ciała połączyły się w jedno, z gardła Anity wydobył się jęk zachwytu i ogromnej ekstazy. Dokładnie te same emocje malowały się na twarzy Piotra. Spełnienie obojga przyszło w tym samym momencie. Ich ciała zastygły w miłosnym uniesieniu, żeby chwilę później się rozluźnić i chłonąć atmosferę szczęścia.

            Leżeli wtuleni w siebie nic nie mówiąc. Bali się, że jakiekolwiek słowa zburzą atmosferę. Nie zastanawiali się and tym, co będzie później. Nie chcieli się teraz o to martwić. Ale doskonale zdawali obie sprawę, że kiedyś będą musieli o tym porozmawiać. A odwlekanie tego w czasie nie pomoże…

            - Bałem się o ciebie – wyszeptał Piotr mocniej obejmując ją ramieniem – Gdy Kocur powiedział mi, co dokładnie wydarzyło się na mieście i co zrobiłaś, zacząłem się o ciebie martwić. A gdy tak długo cię nie było, obawiałem się najgorszego…

            - Za bardzo mi zależy na zemście, żeby tak łatwo dać się złapać – odparła.

            - Na zemście… - powtórzył głucho.

            - Przecież ty też tego chcesz – stwierdziła, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.

            - Kiedyś tak, ale z czasem zrozumiałem, że to nie ona jest najważniejsza, że liczą się też inne sprawy…

            - Więc rezygnujesz?

            - Nie. Dalej chcę obalić reżim, ale nie dla zemsty, a dla przyszłości. Nie chcę, żeby moje dzieci wychowywały się w takiej rzeczywistości – tłumaczył jej – Poza tym mam też inne marzenia.

            - Jakie?

            - Chciałbym założyć rodzinę, mieć dzieci… Znaleźć kogoś, kto pokocha mnie za to, jaki jestem, a nie kim jestem…

            - Myślisz, że to jest możliwe? – spytała zamyślona – Że mamy jeszcze szansę na normalne życie?

            - Na pewno. Może być ciężko, ale z pewnością kiedyś to nastąpi – zapewnił ją – Trzeba tylko trafić na odpowiednią osobę, która będzie potrafiła nas zrozumieć…

             - Myślisz, że ci się to uda?

            - Tak. Już ją spotkałem – odparł.

            W tym momencie Anita poczuła, jak całe szczęście i euforia, które ogarnęły ją po niedawnej chwili namiętności, ulotniły się z niej jak powietrze z przekłutego balona. Myślała, że dla niego to też coś więcej niż tylko seks, ale widocznie się myliła.

            - Chyba jednak pójdę do siebie… - mruknęła podnosząc się, ale silne ramię Piotra uniemożliwiło jej to.

            - Żałujesz? – spytał niepewnie.

            - Chyba powinnam, ale… nie.

            - Ja też nie – powiedział całując ją w czoło.

            - A… ona?

            - Jaka ona? – zdziwił się.

            - Ta, którą spotkałeś…

            - Miałem na myśli ciebie – wyjaśnił szeptem.

            - Mnie? – zdziwiła się patrząc mu w oczy.

            - Tak. Wcześniej nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale kiedy dziś tak długo nie wracałaś, uświadomiłem sobie, że już od jakiegoś czasu jesteś dla mnie kimś więcej, niż współpracownicą czy przyjaciółką – mówił – Ja cię kocham Anita.

            - Ja… Ja nie mogę w to uwierzyć… Ty chyba sobie ze mnie żartujesz…

            - Nie – zaprzeczył – Nie potrafiłbym żartować na taki temat. Ja cię naprawdę bardzo kocham. Ciebie i nikogo innego.

            - Ja ciebie też Piotruś – powiedziała – Ja ciebie też.

            Żadne z nich nie było wcześniej tak szczęśliwe, jak w tym momencie.

*

            Piotr i Karina nie afiszowali się ze swoim związkiem. Wiedzieli, że w ich sytuacji dyskrecja jest jak najbardziej wskazana. Gdyby ta informacja dotarła do żandarmerii, mogliby to wykorzystać przeciwko nim. Oczywiście Kocur i Niki byli wtajemniczeni. O ile ten pierwszy cieszył się szczęście przyjaciela i koleżanki, tak dziewczyna nie była zadowolona, jednak starała się tego nie okazywać.  Z jednej strony niczego nie pragnęła bardziej jak szczęścia brata, ale zaś z drugiej w dalszym ciągu nie potrafiła zaufać Karinie. Cały czas miała uczucie, że ona coś przed nimi ukrywa. Bała się, że ona naprawdę okaże się szpiegiem Radzikowskiego i ich wszystkich wyda. A przy okazji złamie serce Piotra…

            Dzięki udanej akcji udało im się wydobyć plany głównego więzienia, w którym przetrzymywani byli najwięksi wrogowie reżimu i dyktatora. Cały budynek miał plan litery C, a wielki plac przed jego frontową ścianą wykorzystywany był przeważnie podczas wystąpień Radzikowskiego. Oni mieli w planach uwolnić swoich kolegów z więzienia oraz oczernić mężczyznę. Cała akcja miała odbyć się w Dzień Zwycięstwa obchodzonego na pamiątkę oderwania się od Polski i uzyskania statusu niezależnego i niepodległego państwa. Zawsze w tym dniu na głównym placu stolicy odbywało się uroczyste wystąpienie Radzikowskiego. Zostały im już tylko 3 tygodnie, dlatego każdą wolną chwilę spędzali na doskonaleniu planu i zbieraniu dokładnych informacji. Cała siatka szpiegowska organizacji pracowała na najwyższych obrotach, bo każda, nawet najbardziej łacha informacja była na wagę złota.

            Wszystkie działania organizacji podporządkowane były obecnie tej akcji. Każdy opozycjonista, który brał w niej udział miał całkowity zakaz „wychylania się” i narażania żandarmerii. Byli oni najbardziej zaufanymi osobami i w wypadku, gdyby któregoś z nich zabrakło, nie było możliwości zastąpienia go.

            Niestety nie wszystko da się przewidzieć.

            - Żandarmeria zatrzymała Nikę i Jastrzębia – powiedział Kocur wpadając do biura tego drugiego, gdzie pochylona nad papierami siedziała Karina i jeszcze raz starała się przewidzieć, co może pójść nie tak.

            - Jak to? – poderwała się z miejsca – Dlaczego?

            - Nie znam szczegółów. Na mieście mówią, że zostali złapani w sklepie za kradzież.

            - Przecież to niemożliwe. Co jak co, ale oni doskonale zdają sobie sprawę, czym teraz grozi złapanie. Oni na pewno tego nie zrobili – mówiła.

            - Wiem o tym, ale ty też wiesz, jak działa żandarmeria. Znajdź nam człowieka, a my znajdziemy na niego paragraf – przytoczył zasadę działania wojskowych.

            - Pozostaje nam mieć nadzieję, że nie skończy się to gorzej… - westchnęła opadając na fotel.

            Jednak wszystko potoczyło się wręcz odwrotnie. Dwa dni później na wszystkich słupach ogłoszeniowych pojawiła się informacja, że żandarmerii udało się złapać dwójkę rewolucjonistów odpowiedzialnych za porwanie i zamordowanie Anity Jaskólskiej, narzeczonej Adama Radzikowskiego. Oboje zostali skazani na karę śmierci przez powieszenie. Wyrok miał zostać wykonany w czasie uroczystości Dnia Zwycięstwa.

            Gdy tylko ogłoszenie dotarło do mieszkańców miasta i kraju, w tym także do członków organizacji, w biurze jastrzębia odbyła się narada, w której udział wzięli wszyscy ci, którzy wytypowani byli do akcji.

            - Co w tej sytuacji robimy? – padło pytanie.

            - Na pewno nie odwołamy akcji – stanowczo stwierdziła Karina, która wraz z Kocurem przejęła przewodnictwo nad organizacją – Ale z drugiej strony musimy zrobić wszystko, by uratować Niki i Jastrzębia.

            - Tylko czy to jest możliwe?

            - Wszystko jest możliwe, tylko niektóre rzeczy wymagają więcej pracy i wysiłku niż inne – warknęła.

            W ostatnim czasie bardzo łatwo było wyprowadzić ją z równowagi. Jej emocje zmieniały się szybciej niż w kalejdoskopie. W ciągu sekundy potrafiła przejść od śmiechu i rozbawienia do całkowitej rozpaczy.

            - Tylko jak zamierzasz w takim razie to zrobić?

            - Jeszcze nie wiem – odparła nieco mniej nieprzyjemnie – Ale mamy tydzień na obmyślenie planu i dostosowanie go do poprzedniej koncepcji.

            - To jest niewykonalne… - ktoś z tyłu pokręcił głową.

            Karina już miała coś powiedzieć, kiedy poczuła na ramieniu dłoń Kocura. Gdy na niego spojrzała, przecząco pokręcił głową, dając jej tym samym do zrozumienia, że nie warto wdawać się w dyskusje. I miał rację, bo dużo bardziej trzeba było działać.

            - Wy roześlijcie swoich informatorów, a my zajmiemy się resztą – powiedział do zgromadzonych – Potrzebujemy wiedzieć jak najwięcej, nawet jaki rozmiar buta mają strażnicy, którzy ich pilnują. Wszystko na wczoraj.

            Tym samym dał im do zrozumienia, że zebranie zostało zakończone, więc wszyscy zaczęli się rozchodzić, aż w końcu w pomieszczeniu została tylko ta dwójka.

            - Ufasz mi? – spytała go.

            Zaskoczony Kocur spojrzał na nią i bez większego zastanowienia przytaknął. Karina zamknęła drzwi i opowiedziała mu prawdę o sobie. Słuchał jej będąc w coraz większym szoku.

            - Piotr wiedział o tym? – spytał tylko.

            - Tak, od samego początku – przytaknęła.
           
            Kocur sam nie wiedział, co o tym myśleć. Z jednej strony zdążył ją poznać na tyle, że wiedział jaką jest osobą i że nigdy nie zrobiłaby nic by zaszkodzić organizacji, ale z drugiej była tak blisko Radzikowskiego przez tyle lat, że w każdej chwili mogła do niego wrócić i ich wszystkich wydać. Co prawda ona także pałała chęcią zemsty, ale teraz zaczął się zastanawiać, czy nie jest ona udawana. Bo skoro tyle czasu udało jej się ukryć swoją tożsamość, to znaczy, że jest bardzo dobrą aktorką. Ale jednak Jastrząb jej ufał, chociaż znał całą prawdę Widocznie faktycznie na to zaufanie zasługiwała.

            - Dobrze. Jaki mamy plan działania?

            Przez kolejne kilka dni nie wychodzili z biura obmyślając kolejne posunięcia i modyfikując je, gdy informatorzy dostarczali im kolejne informacje. W końcu wszystko było już zapięte na ostatni guzik, pozostało tylko czekać.

*

            16 września cały plac przed więzieniem wypełniony był po brzegi. Na środku stało podwyższenie dla Radzikowskiego i jego świty, a na lewo znajdowała się prosta szubienica z dwoma pętlami.  Reszta placu wypełniona była krzesłami dla ludzi przybyłych na uroczystość i egzekucję. Oczywiście miejsca z przodu zarezerwowane były dla wysoko postawionych gości i innych dostojników, a tyły dla „zwykłych” mieszkańców.
Zdecydowana większość z nich nie przybyła tu z własnej woli. Część została oddelegowana z zakładów pracy i szkół, część przyprowadziła żandarmeria po ulicznej łapance. Informacje o obchodach Dnia Zwycięstwa miały pojawić się w zagranicznych serwisach informacyjnych, dlatego cały plac miał być maksymalnie zapełniony.

            Członkowie organizacji zajęli wyznaczone im miejsca, tym samym starając się wmieszać w tłum. Wszyscy niecierpliwie czekali na rozpoczęcie, a jednocześnie chcieli ten moment jak najbardziej odwlec w czasie. Chociaż tak naprawdę do końca nie wiedzieli, kiedy akcja się rozpocznie.  Oni mieli wkroczyć na umówiony znak. Reszta należała do Kariny.

            Równo w południe pod budynek więzienia podjechał czarny Hummer, z którego wysiadł Radzikowski. Krocząc czerwonym dywanem dotarł do podium i po chwili stał już przed tłumem. Pilnowani przez żandarmerię ludzie gromko klaskali, nie dając dyktatorowi dojść do głosu. Ten przyjmował te wyrazy sympatii bez słowa, a jedynie z lekkim uśmiechem na ustach. Czy zdawał sobie sprawę z tego, że to wszystko jest udawane? Tak, doskonale. Ale nie dbał o to. Ważne świat zobaczy go jako kochanego przez lud władcę. Radzikowski przywiązywał bardzo dużą wagę do swojego wizerunku i polityki zagranicznej. A jeśli znalazł się ktoś, kto był na tyle głupi, żeby rozprawiać poza granicami o tym, jak naprawdę wygląda życie w jego państwie, był natychmiast i dyskretnie uciszany.

            Po jakiejś minucie owacji podniósł rękę, tym samym dając znak, że chce przemówić. Lud umilkł natychmiast.

            - Witam wszystkich zgromadzonych tu na placu i przed telewizorami – zaczął mówić – Minął kolejny rok odkąd stanowimy niepodległe państwo. Czy przez ten rok coś się zmieniło? Nic, a jednocześnie wiele…

            Mówił o ich rosnącym znaczeniu na arenie międzynarodowej, o wzroście poziomu życia i rozwijającej się gospodarce. Sypał danymi statystycznymi jak z rękawa, zupełnie nie przejmując się, że były one sfałszowane. Tym zajmie się innym razem.

            - Był to również ciężko rok dla mnie – zmienił temat, jednocześnie modulując głos na pełen smutku – Ostatnie kilka lat swojego życie całkowicie poświęciłem państwu. Najpierw walczyłem o jego niepodległość, potem o jak najlepsze warunki życie dla was. Robiłem wszystko, co w mojej mocy, by było coraz lepiej. Rozumiem, że są tacy, którzy nie zgadzają się z moimi metodami, to jest całkiem normalne. Nie podejrzewałem jednak, ze będą oni gotowi na to, co zrobili. Cztery miesiące temu porwano moją narzeczoną – przerwał dla większej dramaturgii – Osobę, która w żaden sposób im nie zawiniła, nie zrobiła nic złego. Chyba, że jej jedynym przewinieniem był fakt, że mnie kochała, a ja kochałem ją i chcieliśmy spędzić razem życie. Anita zawsze trzymała się z dala od polityki i co ją za to spotkało? Została porwana i brutalnie zamordowana przez dwójkę tych o to rewolucjonistów – w tym momencie żandarmeria wprowadziła Piotra i Nikę.

            Oboje mieli ręce związane na plecach i byli bladzi. Osoby siedzące najbliżej szubienicy widziały grymasy bólu, które wykrzywiały ich twarze przy każdym ruchu. Najprawdopodobniej podczas pobytu w więzieniu nie byli zostawieni sami sobie. Widać strażnicy „troskliwie” się nimi zajęli…

            - Dlatego Piotr i Monika Jastrzębscy skazani zostali na karę śmierci – kontynuował Radzikowski – Wiem, że wykonanie wyroku na waszych oczach jest dość wstrząsającym i radykalnym rozwiązaniem, ale niestety nie mam innego wyjścia. Tylko w ten sposób mogę przywrócić spokój jej duszy…

            - A może uciszyć tych, którzy mają odwagę głośno powiedzieć, co im się nie podoba? – zapytał ktoś.

            - Co do cholery?… - zdziwił się dyktator rozglądając się wokół.

            - Może cała ta egzekucja jest tylko pokazem twoich sił i próbą zastraszenia ludu? Skąd pewność, że Anita Jaskólska naprawdę nie żyje?

            Cała ludność zebrana na placu zamarła w przerażeniu. Wszyscy bali się tego, co miało się teraz stać. W końcu ktoś odważył się głośno i przed wszystkimi podważyć słowa dyktatora, a to nigdy nie uchodziło bezkarnie. W pierwszych latach po objęciu przez niego władzy bardzo wielu ludzi, którzy nie bali go krytykować, zaginęło bez śladu. Po prosty wyszli z domu, ale nigdy żaden z nich do niego nie powrócił. Rodziny oczywiście zgłaszały te zaginięcia, ale to nic nie dawało. Po prostu znikali i przestawali istnieć, nawet dla najbliższych. Od tamtej pory całe społeczeństwo żyło zastraszone i nikt nie odważył się już na krytykę Radzikowskiego, a przynajmniej nie głośną. Aż do dzisiaj.

            Na czerwonym dywanie, którym jeszcze nie tak dawno szedł Radzikowski, teraz pojawiła się kolejna postać. Była doskonale widzialna dla wszystkich. Średniego wzrostu kobieta, o jasnoblond włosach sięgających podbródka. Ubrana była w czarne bojówki-biodrówki i czarny top na szerokich ramiączkach. Na plecy zarzucony miała plecak. Też czarny. Gdy po chwili się odezwała, wiadomo było, że to ta sama osoba, która chwilę temu wykazała się nadzwyczajną odwagą. Bądź głupotą.

            - O ile się orientuję nie znaleziono jej ciała – mówiła – Więc jakim cudem można mówić o morderstwie?

            - Kim jesteś? – spytał Radzikowski.

            - A może ona po prostu miała cię dość i uciekła? – zadawała kolejne pytania, zupełnie ignorując to, które on zadał – Może miała dość tego, że nigdy nie była dla ciebie ważna? Że była potrzebna jako twoja ozdoba, a kiedy byliście sami traktowałeś ją jak osobisty worek treningowy?

            - Nie wiem kim jesteś, ale natychmiast przestań. Nie mam pojęcia skąd ci przyszły do głowy takie informacje, ale widać, że tego nie przemyślałaś. Ja i Anita bardzo się kochaliśmy…

            - A kiedy ją gwałciłeś, też ją tak bardzo kochałeś? – spytała przerywając mu – Kiedy brałeś ją mimo jej sprzeciwu? Sprawiając jej ból, z szyderczym uśmiechem patrząc na jej łzy i słuchając błagań, żebyś przestał? Wtedy też ją tak bardzo kochałeś?

            Radzikowski z trudem zachowywał kamienną twarz, choć w jego oczach pojawiło się przerażenie, a odcień skóry zbladł o kilka ton.

            - To są jakieś oszczerstwa! – wykrzyknął zszokowany – Kłamstwa!

            Bo naprawdę był w szoku. Nie miał bladego pojęcia, skąd kobieta stojąca przed nim o tym wszystkim wiedziała. Poza tym nie mógł pozwolić, by ktokolwiek uwierzył w jej słowa. Musiał ją stąd usunąć. Później sam ją uciszy, ale teraz nie mógł. Przecież byli tu zagraniczni dziennikarze i choćby nie wiadomo, co robił, ktoś i tak wyemituje ten materiał.

            - Możemy się zaraz przekonać – odparła niezrażona Karina, sięgając do bocznej kieszeni plecaka i wyciągając z niej złożoną na cztery kartę papieru – To obdukcja lekarska Anity. Jest też DNA sprawcy gwałtu, bo byłeś takim idiotą, że nie pomyślałeś o gumce.

           - Więc twierdzisz, że Anita nie została zamordowana? – prychnął, choć w środku cały się gotował – Jeśli tak, to gdzie ona jest? Czemu przez ostatnie kilka miesięcy nikt jej nie widział? – zapytał, a zaraz potem dodał – Żandarmeria znalazła jedynie jej rzeczy, więc to jasne, że nie żyje – mówił, a w jego głosie coraz wyraźniej słychać było wściekłość.

            - Władza całkowicie odebrała ci rozum. Jesteś zupełnym idiotą i ignorantem. Zabijasz ludzi jeśli nie chcą cię słuchać i się z tobą nie zgadzają, kłamiesz, żeby tylko nie pokazać, jak żyjemy naprawdę, jakim jesteś beznadziejnym władcą – wyrzucała z siebie kolejne słowa, jednocześnie starając się sprowokować go do wybuchu.

            Tak, właśnie to chciała osiągnąć. Chciała go sprowokować na oczach milionów, tym bardziej, ze byli tu wysłannicy zagranicznych stacji telewizyjnych. Każdy z nich dostał anonimową wiadomość, że coś się wydarzy i żeby mieli cały czas włączone kamery.

            - Co ci dadzą te wszystkie kłamstwa? Chcesz mnie oczernić? – resztkami sił powstrzymywał się przed wybuchem.

            - To nie są kłamstwa – głos Kariny przez cały czas był stanowczy, a ona pewna siebie, choć wiedziała, że może zginąć – Jedynym kłamcą jesteś ty. Ja mogę wszystko udowodnić – to powiedziawszy wyjęła z plecaka gruba teczkę – Mam tu kopie wszystkich twoich dokumentów, każdy z twoim podpisem lub pisane twoją ręką. Nie wyprzesz się tego.

            To było dla Radzikowskiego zdecydowanie za dużo. Zerwał się ze swojego miejsca i czym prędzej zbiegł z podestu stając koło blondynki.

            - Kim ty do diabła jesteś? – spytał szarpiąc ją za rękę.

            - Twoim najgorszym koszmarem – odparła patrząc mu prosto w oczy – Kimś kto wie o tobie więcej, niż ty sam.

            Radzikowski patrzyła na kobietę nie rozumiejąc ani słowa. Ale nie dlatego, że mówiła niezrozumiale, ale dlatego, że patrząc jej prosto w oczy, w końcu ją poznał.

            - Anita… - wyjąkał szeptem, całkowicie zaskoczony.

            Kobieta jedynie szyderczo się uśmiechnęła. Nie myślała, że rozpoznanie jej zajmie mu tyle czasu. Ale sama nie była świadoma tego, jak bardzo się w ostatnim czasie zmieniła. I nie chodzi tu tylko i wygląda zewnętrzny, choć ten nie pozostaje bez znaczenie, ale także jeśli chodzi o charakter. Stała się pewniejsza siebie, umie walczyć o swoje, a poza tym w końcu kocha prawdziwie. Bo wszystko w jakiś sposób znalazło odzwierciedlenie w jej twarzy.

           - Jak widzisz, żyję – powiedziała – A skoro żyję, to nie ma żadnych dowodów na to, ze zostałam zamordowana, więc w jaki sposób tych dwoje zostało skazanych za coś, czego nie mogli zrobić? – spytała, ale mówiła dalej nie czekając na jakąkolwiek odpowiedz z jego strony – Jesteś skończonym idiotą. Tak bardzo chcesz, żeby wszyscy widzieli w tobie dobrego władcę, że gotowy jesteś posunąć się nawet do zabójstwa, żeby osiągnąć swoje cele. Z twojego rozkazu zginęło kilkaset ludzi, a ty udajesz, że nic się nie stało. Podpisanie kolejnego wyroku śmierci jest dla ciebie tak łatwe i normalne, jak sikanie. Nie zastanawiasz się, co…

            Silny policzek przerwał jej wywód. Spojrzała przed siebie. Mężczyzna patrzył na nią z furią w oczach, prawdziwą rządzą mordu…

            - ANITA! – rozległ się słaby krzyk Piotra, ale nikt nie zwrócił na niego większej uwagi.

            - No dalej, uderz mnie jeszcze, ulży ci – prowokowała go – Niech wszyscy zobaczą, jaki z ciebie damski bokser.

            Dyktator już nad sobą nie panował i jeszcze kilka razy wymierzył cios w kobietę. Żandarmeria ani nikt z najbliższych współpracowników mężczyzny nie zrobił nic, by to przerwać. Dopiero kilku mężczyzn wybiegło w tłumu i odciągnęło go od niej.

            - Jesteś skończony Radzikowski! – krzyknęła Karina/Anita – Niedługo wszyscy poznają twoje najczarniejsze sekrety!

            W tym momencie z dachu więzienie zaczęły lecieć zadrukowane kartki papieru. To członkowie organizacji przystąpili do swojej części zadania i zaczęli rozpowszechniać kopie dokumentów, które tamtego dnia Anita dostarczyła Jastrzębiowi.

            Żandarmeria też w końcu wzięła się do pracy. Ale oni zamiast pomóc bitej kobiecie, zaczęli odciągać mężczyzn od dyktatora. Ten, gdy tylko poczuł, że nikt go już nie trzyma, po raz kolejny rzucił się na Anitę. Nie przejmował się już tym, że inni zobaczą jaki jest. Ona przed chwilą upokorzyła go na oczach całego świata, zniszczyła to, na co pracował latami. Tym razem jednak kobieta nie pozwoliła sobie, by jego ciosy sięgały celu. Broniła się, nie atakując. Organizacja nie miała na calu uciekania się do przemocy, chcieli tylko pokazać światu prawdziwą twarz Radzikowskiego. Dlatego jej pozostali członkowie mieli zakaz wszczynania bójek i brania udziału w tych, które wybuchnął. Ale lud zebrany na placu nie należał do niej, dlatego czym prędzej ruszyli jej na pomoc. Nie zwracali uwagi na płeć czy wiek, nikt nie pozostał bierny. Wybuchły zamieszki, których żandarmeria nie potrafiła stłumić. Albo nie chciała.

            W całym tym rozgardiaszu nikt nie zwrócił uwagi na Anitę, którą właśnie wchodziła na szubienicę.

            - Piotruś – rzuciła się w stronę ukochanego i ściągając mu z szyi pętlę – Nic ci nie jest? – spytała rozwiązując mu ręce.

            - Nie, wszystko w porządku – odparł, masując sobie nadgarstki.

            Tymczasem Anita zabrała się za uwalnianie Moniki. Robiła to jednak bez słowa, bo nie miała pojęcia, co można by w takiej sytuacji powiedzieć. Kiedyś były przyjaciółkami, a teraz?…

            - Monika, ja… - zaczęła, ale Niki jej przerwała.

            - Przepraszam za wszystko – powiedziała – Nie wiedziałam…

            - Ja tez przepraszam – odpowiedziała Jaskólska.

            - Mocno dostałaś – stwierdził Piotr pojawiając się obok nich i dotykając policzka kobiety – Już ci się robi siniak…

            - Ty podła suko! – usłyszeli czyjś krzyk.

            Odwrócili głowy i zobaczyli Radzikowskiego, który właśnie w tym momencie wypalił z pistoletu, najprawdopodobniej zabranemu jakiemuś żandarmerowi. Dosłownie sekundę później Anita poczuła przeszywający ból w okolicach prawej piersi.

            - Anita – usłyszała jeszcze krzyk Piotra w chwili, gdy osuwała się na ziemię.

            - Piotruś, ja… Ja jestem w ciąży… - wyszeptała ostatkiem sił – Będziesz ojcem… - po czym straciła świadomość.

*

            „Dziś na Śląsku doszło do niezwykłych wydarzeń. Anita Jaskólska, uznana za porwaną i zamordowaną narzeczona Adama Radzikowskiego pojawiła się na głównym placu stolicy wyjawiając wszystkim najskrytsze tajemnice dyktatora. Opowiedziała między innymi o tym, jak została przez niego zgwałcona. Ujawniła także wszystkie tajne dokumenty, z których wynika, że Radzikowski stał za licznymi wyrokami śmierci wydanymi bez wcześniejszych sądów na niewinnych ludzi. W wyniku wystąpienia Jaskólskiej doszło do gwałtownym zamieszek i w efekcie do obalenia reżimu. Członkowie opozycji wysłali już do Przewodniczącego Komisji Europejskiej wniosek o przysłanie bezstronnych obserwatorów, którzy pomogą przeprowadzić odpowiednie reformy, oraz czuwać będą nad wyborami.
            W wyników rozruchów w Śląskiej stolicy 26 osób trafiło do szpitala z lekkimi obrażeniami ciała, w tym dwoje niesłusznie skazanych na śmierć działaczy opozycji. W najcięższym stanie znajduje się postrzelona przez Radzikowskiego Anita Jaskólska, jednak – jak poinformował nas dyrektor szpitala, w którym była operowana – życiu jej ani jej nienarodzonego dziecka nie zagraża już niebezpieczeństwo.
            Adam Radzikowski został zatrzymany. Będzie sądzony za zbrodnię ludobójstwa.
            Dla TVN24 ze stolicy Śląska, Marcin Wrona.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz