II
Minął tydzień i w końcu nastał dzień 1 września.
Czy Justyna cieszyła się z tego powodu? Trudno powiedzieć. Lubiła szkołę i
nauczycieli, ale za większością swojej klasy nie przepadała. Dobry kontakt
miała jedynie z paroma osobami, ale w jakiś wielki sposób jej to nie zasmucało.
W końcu miała sprawdzonych przyjaciół i nie potrzebowała mieć ich więcej.
Ciekawiło ją tylko, jak ułożą się jej relacje z Pawłem…
Rozmyślając nad wyżej wymienionym osobnikiem doszła
na przystanek komunikacji miejskiej gdzie po niespełna minucie przyjechał
autobus.
Do szkoły dojechała w niespełna 20 minut. Krótki
apel dyrektora na sali gimnastycznej, a później krótka wizyta w klasach.
Wychowawczyni na forum przedstawiła wszystkim Pawła, podyktowała plan zajęć,
przypomniała o maturze i puściła ich wolno.
- Ledwie zaczął się rok szkolny, a oni już nas
męczą maturami – marudziła Ewelina idąc z Justyną w stronę przystanku.
Ewelina to jedna z niewielu osób w klasie, z którą
Justyna pozostaje w nieco bliższych stosunkach. Można nawet powiedzieć, że
jedyną. Owszem, dość dobrze dogaduje się z
pozostałymi, ale nie czuje się z nimi jakoś szczególnie związana. Są jej
całkowicie obojętni.
- Taki będzie cały rok – „pocieszyła” ją Justyna –
Dobrze chociaż, że taki krótki…
- O czym tak debatujecie? – usłyszały pytanie.
Jak na komendę obie się odwróciły. Okazało się, że
to Jacek – chłopak Eweliny i kolega Justyny. Wysoki blondyn, rok starszy od
dziewczyn.
- Perfekcja truła nam już o maturach… - westchnęła
jego dziewczyna.
Miała na myśli oczywiście ich wychowawczynię, mgr
Halinę Ształkowską, którą uczniowie zdrobniale nazywali właśnie Perfekcją. I
pasowało to do niej idealnie, bo u niej wszystko zawsze musiało być zrobione
perfekcyjnie, a poza tym bardzo często używała tego słowa. A co najdziwniejsze,
nie przeszkadzało jej to być sympatyczną i miłą. Społeczność szkolna bardzo ją
lubiła. Z wzajemnością.
- Bielas tak samo – stwierdził Jacek – W dodatku
facet ma ambicję, żebyśmy wszyscy zdali. W końcu jesteśmy pierwszą klasą, w
której dostał wychowawstwo. Na dodatek uczy nas matmy, więc to będzie ciężki
rok…
- A u was jeszcze egzamin zawodowy… - wyśmiała go
Justyna.
- Nawet mi nie przypominaj…
Tak, Jacek był w technikum, a Justyna i Ewelina w
liceum. Nie przeszkadzało im to jednak uczyć się w jednej szkole. Sytuacja była
bowiem taka, że w jednym budynku mieściło się i liceum i technikum, a całość
znana była jako Zespół Szkół nr 1.
- Cześć dziewczyny – dołączył do niech czwarty
głos, którego właścicielem okazał się uśmiechnięty Paweł.
- Cześć –
przywitała go Justyna, na którą – na szczęście – po tygodniu przestał działać
czar uśmiechniętych oczu chłopaka – Poznajcie się. Paweł, to jest Jacek. Jacek,
to Paweł.
- Cześć – podali sobie ręce.
- I jak wrażenia po pierwszym dniu? – spytała
Justyna ruszając w dalszą drogę.
- To ty jesteś ten nowy? – zaciekawił się Jacek.
- Tak. Skąd wiesz? – zdziwił się.
- W szkole wieści rozchodzą się z prędkością
światła – śmiała się zielonooka.
- Ale żeby aż tak… - nie dowierzał – Ale ogólnie
było spoko. Macie bardzo towarzyską i miła klasę – powiedział do dziewczyn.
- Zależy, co przez to rozumiesz…
- Zawsze myślałem, ze nowa osoba w klasie ma
trudniej, bo w końcu wchodzi pomiędzy osoby, które znają się już dość długi
czas. A u was wręcz przeciwnie. Niektóre osoby pierwsze podchodziły i
zagadywały.
- I pewnie
były to same dziewczyny z przewodniczącą klasy na czele? – zapytała Justyna,
która ledwo powstrzymywała się przed śmiechem.
- Dokładnie. Jakbyś tam była…
- I jeszcze pewnie chciała cię po szkole
oprowadzić, opowiedzieć o nauczycielach… - kontynuowała.
- Podpuściłaś ją? – zapytał zdziwiony Paweł.
- Nie – Justyna śmiała się już na całego – Ale
niestety miałam nieprzyjemność chodzić z nią jeszcze do gimnazjum, więc trochę
ją już znam. I uwierz mi, że ona niczego nie robi bezinteresownie.
- To znaczy?...
- A kiedy ostatnio spoglądałeś w lusterko? –
zapytała zalotnie, po czym wybuchnęła gromkim śmiechem i ruszyła dalej.
Zszokowany chłopak w pierwszym momencie nie bardzo
zrozumiał, co miała na myśli, ale po chwili ją dogonił.
- Chyba nie miałaś na myśli…?
- Owszem, miała – odpowiedziała za nią Ewelina –
Sandra należy właśnie do tego rodzaju ludzi, których określa się mianem
„chorągiewki”. I nie przeszkadza jej, że syn dyrektora jest jej chłopakiem –
wyjaśniła – Dlatego nie zdziw się, gdy będzie się koło ciebie kręcić. Wpadła ci
w oko, więc jesteś stracony.
- Jednym słowem zapowiada się ciekawy rok… -
stwierdził, tym samym rozbawiając pozostałych.
Czas pokazał, że słowa Eweliny były prorocze. Nikt
i nic nie było w stanie zniechęcić Sandry do Pawła. Zawsze znajdowała jakiś
pretekst, by z nim porozmawiać. A nawet jeśli Paweł już z kimś rozmawiał,
wtrącała swoje „trzy grosze” i zręcznie zmieniała jej temat.
W końcu któregoś razu miał jej już dość i po prostu
się przed nią schował. A jedyne miejsce, gdzie za nim nie mogła wejść, to męska
ubikacja.
- Matko kochana… - westchnął zamykając za sobą
drzwi.
Ledwie skończył mówić, a usłyszał za sobą czyjeś
śmiechy. Okazało się, że pomieszczenie wypełnione było sporą ilością
przedstawicieli płci brzydkiej. A każdy pozostały wolny zakamarek, dymem
papierosowym.
- Sandra chyba nieźle daje ci popalić, nie Nowy? –
śmiał się jeden z nich.
- Czy ona kiedykolwiek odpuści? – zapytał, a w jego
głosie słychać było zwątpienie – A tak w ogóle, to ma któryś faję? Muszę
zapalić…
- No, no… Wyrabiasz się – powiedział kolejny
częstując go papierosem – A już myślałem, że ta skromnisia sprowadziła cię „na
prostą”.
- Skromnisia? – nie rozumiał Paweł.
- Justyna Kropczyńska – wyjaśnił mu z miną, jakby
była to wiadomość znana wszystkim, tylko nie jemu – A co do Sandry… Na nią nie
ma sposobu. Musisz przeczekać. Musisz przeczekać. Ignoruj ją, a sama da sobie
spokój. Po jakimś czasie… - dodał już szeptem.
Resztę przerwy Paweł spędził wśród chłopaków, a od
następnych postępował zgodnie z radą Igora – ignorował namolną przewodniczącą
klasy. I faktycznie po miesiącu dała ona sobie z nim spokój. Zaś Ząbowski
zyskał nowych kolegów, z którymi chętnie podpalał w szkolnych ubikacjach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz