Wszystkie treści i zdjęcia zamieszczone na tym blogu są tylko i wyłącznie moją własnością. Kopiowanie ich jest zabronione.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

OPOWIADANIE: Nowy w szkole cz. I/XIII

Tym razem coś dłuższego :)



I

Odpowiedzi na wiele pytań w znacznej mierze zależą od osoby, która odpowiedzi na dane pytanie udziela. Dla jednych dwa miesiące to krótki okres czasu, dla innych wręcz przeciwnie, długi. Justyna zalicza się do tej drugiej grupy, a przynajmniej tak było końcem czerwca, gdy zaczynała wakacje. Ale gdy końcem sierpnia szykowała się do powrotu do szkoły, była już zupełnie innego zdania. Wakacje spędzone u wujostwa na wsi minęły jej bardzo szybko. Ledwie zajechała na miejsce, a nim się obejrzała, już musiała wracać. Dlatego też była w niemałym szoku, gdy po powrocie zobaczyła, ile się przez te dwa miesiące zmieniło. Jej rodzice wyremontowali całe mieszkanie, a przemiły pan Wiesław mieszkający piętro wyżej w końcu uległ namowom syna i przeniósł się do jego domu na przedmieściach. Ojciec z synem postanowili jednak nie sprzedawać mieszkania staruszka, a je wynająć.
Ale stop. Zapewne zastanawia was, kim jest Justyna… Justyna to osiemnastoletnia dziewczyna rozpoczynająca właśnie trzeci i ostatni rok nauki w liceum. Niska posiadaczka kasztanowych włosów i zielonych oczu, ukrytych za firanką długich rzęs. Czy jest piękna? Z pewnością, choć ona sama by tak o sobie nie powiedziała. Skromna. Według niej o prawdziwej wartości człowieka nie decyduje sam wygląd czy wnętrze. Równie ważne są uczynki, decyzje, postanowienia, interakcje z innymi ludźmi… Troskliwa. Zawsze myśli najpierw o innych, a na końcu o sobie. Gdyby mogła, zmieniłaby świat. Po prostu wiecznie uśmiechnięta optymistka.
Ale wracając do opowieści… W dniu, w którym Justyna wróciła do domu, nowy lokator akurat się wprowadzał. Z tego, co dziewczyna zdążyła zauważyć, był to dość młody chłopak. Wysoki o prawie czarnych włosach. Niestety nic więcej się o nim nie dowiedziała, bo on zajęty był wnoszeniem rzeczy, a ona zmęczona podróżą. Ale w sumie prawda jest taka, że jakoś specjalnie jej nie interesowało, kim i jaki jest ich nowy sąsiad. Wiele osób dziwiła jej postawa, ale ona po prostu nie interesowała się chłopakami. Nie znaczy to jednak, że obracała się w towarzystwie samych dziewczyn, bo nie jest to prawdą. Można spokojnie powiedzieć, że było wręcz odwrotnie – zdecydowaną większość jej znajomych tworzyła właśnie płeć brzydka. I w sumie nie ma się temu co dziwić, skoro miała dwóch braci. Cała trójka stanowiła bardzo zgrane i zgodne rodzeństwo, więc dziewczyna szybko załapała kontakt z ich znajomymi. Chociaż ci początkowo podchodzili do niej z dystansem, ale gdy ją już lepiej poznali, została przez paczkę szybko zaakceptowana. Cóż… Justyna taka po prostu była – ją dało się tylko kochać.

Pomimo zasłoniętej rolety w oknie, na twarz śpiącej dziewczyny padały promienie słoneczne, tym samym wyrywając ją z objęć Morfeusza. Justyna bardzo niechętnie wykopała się spod kołdry. Ledwie zdążyła założyć papcie, a koło niej niemal natychmiast zmaterializował się przy niej czarny kundelek z brązowymi skarpetkami na wszystkich czterech łapach.
- Cześć Akerman – powiedziała i podrapała psa za uchem, po czym przeciągając się ruszyła w stronę łazienki.
Za nią oczywiście jak cień poszedł rodzinny pupil i gdy po chwili dziewczyna opuszczała pomieszczenie, ten stał przed drzwiami i w pysku trzymał smycz. Jego ogon wesoło zamiatał podłogę.
- Wyprowadził ktoś psa? – krzyknęła rozbawiona dziewczyna do pozostałych domowników.
- Nie – padła odpowiedź z kuchni – Co prawda Dawid chciał, ale Akerman nie był chętny. Wolał czekać na ciebie – wyjaśniła jej mama.
- Aż tak się za mnie stęskniłeś? – śmiała się do czworonoga dziewczyna – Chyba nie mam wyjścia, jak się ubrać i z nim zejść… - westchnęła dalej wesoła.
I tak też zrobiła. Szybko wskoczyła w czarne spodnie dresowe, a na górę zarzuciła koszulkę na szerokich ramiączkach. Sięgające łopatek włosy zebrała w luźnego kucyka. Jeszcze tylko japonki, klucze i smycz, i już biegła schodami w dół.
To był ich taki mały rytuał – jej i Akermana. Mówią, że w trakcie uprawiania sportu organizm produkuje więcej endorfiny, dlatego każdy dzień rozpoczynali od małego biegu po schodach. A później spacer po pobliskim parku. Ponieważ jeszcze przez parę dni trwały wakacje, nie musieli się spieszyć i spokojnie chodzili parkowymi alejkami. W drodze powrotnej zahaczyli jeszcze o piekarnię, co również stanowiło codzienny element.
Już wchodzili do klatki, gdy coś lub może raczej ktoś na nich wpadł.
- Przepraszam bardzo – Justyna usłyszała męski głos – Mam nadzieję, że nic ci się nie stało?
- Nie, wszystko w porządku – odpowiedziała i wtedy spojrzała na sprawcę wypadku.
Okazało się, że to nowy lokator z dziewiątego piętra. Dopiero teraz miała okazję dokładniej mu się przyjrzeć. Brązowe oczy, wyraźne rysy twarzy i dwudniowy zarost. Podejrzewała, że nie jedna dziewczyna z jej klasy na sam jego widok miałaby już miękkie kolana. A do tego jeszcze ten przyjemny głos… Na szczęście koledzy jej braci zaliczali się raczej do tych przystojniejszych, więc nie robiło to na niej żadnego wrażenia.
- Mieszkasz w pobliżu? – zapytał.
- Nawet w bardzo bliskim pobliżu – zaśmiała się – Tak dokładnie to w tym bloku.
- Wybacz, ale wczoraj się wprowadziłem i nie kojarzę sąsiadów z piętra, a co tu mówić o całym bloku – widać było, że jest w dobrym humorze.
- To tak dla ułatwienia zdradzę ci, że mieszkam piętro niżej dokładnie pod tobą.
- Serio? – zdziwił się, ale raczej pozytywnie – A skąd wiesz, w którym mieszkaniu mieszkam?
- Widziałam cię wczoraj, a wieczorem słyszałam – odpowiedziała dziewczyna.
- Jak to słyszałaś? – nie bardzo rozumiał.
- No przecież mówiła, że mieszkasz nade mną, więc jak przesuwałeś meble to cię słyszałam – wyjaśniła.
- Serio? – zapytał, ale zaraz zmienił temat – Dobra, nieważne. Skoro tu mieszkasz to zapewne dobrze znasz okolicę…
- Zależy co potrzebujesz…
- Gdzie dostanę dobry chleb? – spytał śmiertelnie poważnym głosem, a zaraz potem się uśmiechnął.
I właśnie w tym momencie, przy tym facecie, Justyna poczuła, jak pierwszy raz w życiu na czyjś widok miękną jej kolana. Uśmiech miał powalający. Taki szczery. I uśmiechały się także jego oczy, co sprawiało, że widać w nich było miliony delikatnych iskierek.
- Najlepszy mają w piekarni po drugiej stronie parku – poinformowała go, nie mogąc przestać patrzeć w jego oczy – Musisz iść cały czas główną alejką, a potem…
- A może mogłabyś mnie zaprowadzić? – spytał – Oczywiście jeśli nie sprawi ci to kłopotu i jeśli masz czas…
- W sumie to nigdzie nam się nie spieszy, więc nie ma problemu.
- Świetnie. Tak w ogóle to mam na imię Paweł – przedstawił się, podając jej rękę.
- Justyna – dziewczyna odwzajemniła gest, po czym ruszyli w drogę.
Akerman był szczęśliwy, bo mógł sobie jeszcze pobiegać, a Justyna z Pawłem szli pogrążeni w rozmowie. Ktoś, kto zobaczyłby ich w tym momencie, z całą pewnością mógłby stwierdzić, że tych dwoje są całkiem dobrymi przyjaciółmi. I gdyby tym osobom powiedzieć, że dopiero co się poznali i że jest to ich pierwsza rozmowa, z pewnością by nie uwierzyli.
- Czym zajmujesz się na co dzień? – zapytała w pewnym momencie zielonooka.
- Jak na razie niczym – zaśmiał się chłopak – Od wrześnie zaczynam naukę w miejscowym liceum.
- Serio? – niedowierzała – Nie powiedziałabym…
- Czemu?
- Nie wyglądasz na licealistę – stwierdziła rzuciwszy na niego okiem – Dałabym ci przynajmniej jakieś 26 lat…
- Niewiele się pomyliłaś, bo mam 20 – oznajmił, a gdy ta zdziwiona spojrzała na niego dodał – Długa historia. W skrócie wygląda to tak, że dwa razy kiblowałem. W końcu rodzice postanowili, że najlepiej będzie, jeśli zmienię otoczenie. I tak wylądowałem tu, ze w spokoju zdać maturę.
- Chyba, że tak…
W ciągu dalszej rozmowy okazało się, że pierwszego września spotkają się w jednej klasie.
- Jaki ten świat mały – skwitowali rozbawieni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz