III
- Mogę cię o coś zapytać? – spytała Pawła
pewnego dnia Justyna, gdy wracali ze szkoły.
Była już późna jesień. Niegdyś zielone
liście, teraz tworzyły na chodnikach żółto-brązowo-czerwone dywany. Koszulki z
krótkimi rękawami zastąpione zostały ciepłymi swetrami, a okulary
przeciwsłoneczne parasolkami.
Paweł już całkowicie zaaklimatyzował się w
szkole. Świetnie dogadywał się nie tylko z klasą, ale także z pozostałymi
osobami. Kwitła też jego przyjaźń z Justyną. Wraz z upływem czasu stawali się
sobie coraz bliżsi.
- Jasne, ty zawsze – odparł uśmiechnięty.
- Jak się tu znalazłeś?
- To znaczy?
- Przeniosłeś się do nas z innej szkoły. I
to w klasie maturalnej, co - moim zdaniem - jest idiotyzmem. Mieszkasz sam… O co tu chodzi?
- Tak podejrzewałem, że kiedyś o to
zapytasz – zaśmiał się, ale trochę nerwowo.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz odpowiadać…
- Nie, w porządku. Pochodzę z małego
miasteczka. Nigdy nie sprawiałem większych kłopotów, aż trafiłem do liceum.
Spotkałem kilku chłopaków. Połączyło nas jedno: nuda. W końcu zaczęliśmy
imprezować, olewać szkołę. Alkohol pojawiał się stopniowo, później piliśmy już
codziennie. Ale przestało nam to wystarczać i sięgnęliśmy po prochy. Szkoła
zeszła na dalszy plan, dwa razy kiblowałem w drugiej klasie. Tamtych już dawno
ze szkoły wyrzucili, ale moja mama jest nauczycielką, więc mnie ciągle dawano
szansę. Ale ja miałem to gdzieś. Aż któregoś dnia obudziłem się w przydrożnym
rowie. Kompletnie nie pamiętałem, co się stało, jak się tam znalazłem.
Przeraziło mnie to, ale nie potrafiłem przestać. Dopiero gdy jakiś czas później
jeden z chłopaków przedawkował, zrozumiałem, że nie mogę tak żyć. Zerwałem z
tym. Odizolowałem się od tych kolesi, zacząłem uczyć… Ale okazało się, że to
nie takie proste. Jak mówiłem, to małe miasteczko, co nie pomagało. Razem z
rodzicami doszliśmy do wniosku, że muszę zmienić otoczenie. Mama załatwiła mi
przeniesienie, wynajęli mi mieszkanie. Bardzo mi pomogli. Mieszkając samemu mam
pełną swobodę i każdego dnia muszę walczyć sam ze sobą, żeby się nie napić,
albo czegoś nie wziąć, ale robię to dla nich. Nie mogę ich zawieść po raz
drugi…
- I nie zawiedziesz – powiedziała
dziewczyna, łapiąc go za rękę – A jeśli będziesz potrzebował pomocy, czy
będziesz chciał porozmawiać, to jestem do dyspozycji 24 h na dobę.
- Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy…
- A ty? - zapytał po chwili.
- Co masz na myśli?
- Zdradzisz mi jakąś swoją tajemnicę?
- Ale ja nie mam żądnej – zaśmiała się –
Moja przeszłość jest czysta i nudna jak niezapisana kartka papieru.
- A teraźniejszość?
- Podobnie.
- A twoje wagary? Chyba nie powiesz mi, że
urywasz się ze szkoły, żeby wkuwać?
- Daleko mi do tego – śmiała się
dziewczyna.
- Więc? – dalej naciskał Paweł.
- A wierzysz w to, co mówią o mnie w
szkole? Że jestem nudziarą, odludkiem i takie tam…
- Sam nie wiem… A co to ma do rzeczy?
- Dużo.
- Nie rozumiem… Co twoje wagary mają do
twojej opinii w szkole?
- Bo jeśli wierzysz w to, co mówią, to nie
uwierzysz w to, co ja ci powiem. – tłumaczyła mu.
- Pokręcone. Ale ok., powiedzmy, że nie
wierzę…
- Teraz to sobie możesz – prychnęła
rozbawiona Justyna – I tak ci nie powiem.
- Nie bądź taka…
- Jaka?
- Taka wredna – odgryzł się.
- Jestem wredna – stwierdziła, po czym
dodała z błyskiem w oku – Nie powiem ci, a kiedyś pokażę.
Niedługo potem Justyna miała okazję, żeby
spełnić swoją obietnicę. Na jednej z przerw rozdzwonił się jej telefon. Po
krótkiej rozmowie podeszła do Pawła.
- Zbieraj się – powiedziała jedynie i już
chciała odejść, gdy zatrzymała ją ręka chłopaka, łapiąc za jej ramię.
- Co? Możesz jaśniej?
- Zrywamy się. Chciałeś się dowiedzieć,
Czemy wagaruję, więc teraz masz okazję. Chyba, że zmieniłeś zdanie – dodała.
- Nie. Po prostu mnie zaskoczyłaś.
I już ich nie było. Pod szkołą czekał na
nich samochód państwa Kropczyńskich, za kierownicą którego siedział Jarek –
starszy brat Justyny.
- Co tak nagle? – zapytała go dziewczyna w
drodze do domu.
- Bo nam się nudziło – odparł.
- Wariaci – roześmiała się.
- Pamiętaj, ze sama tego chciałaś – i on
się śmiał – A poza tym to był twój pomysł.
- Dobra, przecież nic nie mówię. A gdzie
reszta? – zmieniła temat.
- Za godzinę spotykamy się u nas pod
blokiem.
- Jak w ogóle jedziemy?
- Ja z Sylwią, Dawid z Agą, ty z Julkiem, a
Paweł z Jankiem.
- Super. Już się nie mogę doczekać –
cieszyła się zielonooka.
- Możesz mi wytłumaczyć, o co chodzi? –
poprosił ją Paweł, który siedział z tyłu, kompletnie nie rozumiejąc, co tu się
dzieje.
- Zobaczysz – zbyła go z uśmiechem.
Jednak Paweł zauważył jedną rzeczy, której
nie udało mu się zaobserwować wcześniej. Mianowicie jej oczy lśniły jakimś
wewnętrznym blaskiem, podobnie zresztą, jak cała ona. Gołym okiem widać było,
że to, co właśnie robi sprawia jej ogromną radość. Przez te trzy miesiące odkąd
się poznali, widział ją taką po raz pierwszy. I cieszył się, że o nic go nie
pytają, ani nic do niego nie mówią, bo właśnie zapomniał języka w ustach. W momencie
gdy zobaczył ją tak oddaną jakiejś sprawie, świat przestał dla niego istnieć.
Godzinę później wszystko było już dla niego
jasne. A przynajmniej teoretycznie. Okazało się, że przyjaciele Justyny i ona
sama postanowili wybrać się na wycieczkę.
- To szaleństwo – mruknął po nosem
zakładając kask i wsiadając na motor Janka.
- Tacy już jesteśmy – odpowiedział ten
słysząc jego słowa.
Zaraz potem odpalili cztery ścigacze i
ruszyli w drogę.
W skrócie plan wyglądał tak, że postanowili
oni wybrać się na piknik przy zachodzie słońca. Może nie byłoby w tym nic
dziwnego, gdyby nie fakt, że na miejsce owego pikniku wybrali jedną z
nadbałtyckich plaż. Tak. Jechali właśnie nad morze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz