IV
Byli tylko oni. Oni, plaża, szum morza i
gwiazdy. Jakby z oddali dochodziły do nich głosy śmiechu pozostałych. Ale to
było daleko. Tu byli sami.
- Już rozumiesz? – spytała w pewnym
momencie Justyna.
Razem z Pawłem spacerowali brzegiem morza.
Zimny wiatr szczypał ich policzki, a blask oddalonego ogniska przyjaciół w
niewielkim stopniu oświetlał ich twarze.
- Czyli za każdym razem, gdy nie ma cię w
szkole jesteście nad morzem?
- Nie głuptasie – śmiała się dziewczyna –
Ale mniej więcej o to chodzi…
- Więc?
- Lubimy spontaniczne akcje – tłumaczyła mu
– Czasem piknik nad morzem, innym razem spacer po górach… Potrafimy w godzinę
zebrać się i jechać w Polskę.
- Ale żeby od razu jechać siedem godzin na
motorach, by zobaczyć zachód słońca nad morzem to już chyba lekka przesada…
- Bardzo możliwe – dalej się uśmiechała – Ale
tacy już jesteśmy. Nie ma dla nas słowa niemożliwe, niedostępne czy
niewykonalne… Ludzie są w stanie zrobić wiele rzeczy, ogranicza ich tylko
wyobraźnia i wiara. Nasza wyobraźnia nie zna granic i wierzymy, że jeśli czegoś
bardzo pragniemy, jesteśmy w stanie to osiągnąć… - mówiła z pasją – Świat stoi
przed nami otworem, a my chętnie go poznajemy.
- A co na to twoi rodzice? – dziwił się
chłopak – Przecież w jakiś sposób musicie wyjaśniać im swoją nieobecność, twoje
wagary…
- O wszystkim wiedzą.
- Żartujesz?
- Nie – zaprzeczyła – I nie mają nic
przeciwko. Wszystkie moje usprawiedliwienia piszą oni. To nasze życie i nasze
decyzje. Wiedzą, że potrafimy zrównoważyć zabawę i obowiązki. Nigdy ani ja, ani
moi bracia nie mieliśmy żadnych problemów ze szkołą, więc nie mają powodów by
nam tych wycieczek zakazać.
- Jestem pod wrażeniem…
W tym momencie ich spojrzenia się spotkały,
a czas zatrzymał. Wszystko działo się jak na zwolnionym tempie. Paweł podniósł
rękę chcąc poprawić kosmyk kasztanowych włosów i przypadkiem jego palce musnęły
policzek dziewczyny. Oboje poczuli, że napięcie, które od jakiegoś czasu między
nimi narastało, wreszcie znajduje swoje ujście. Nie mogli już nic poradzić… Ich
ciała zbliżały się do siebie, a usta złączyły w pocałunku. Pocałunku delikatnym
jak muśnięcie motyla, nieśmiałym jak poranny brzask…
Czując, że Justyna odwzajemnia pocałunek,
Paweł go pogłębił. To już nie były delikatne muśnięcia, a głęboka namiętność.
Nie liczyli czasu, świat nie istniał. Chcieli tak trwać w nieskończoność.
Niestety brak powietrza zmusił ich, by w końcu się od siebie oderwali, choć
zrobili to bardzo niechętnie.
- Kocham cię – wyszeptał po chwili
milczenia chłopak.
Odpowiedzi się nie doczekał. Albo inaczej.
W odpowiedzi Justyna delikatnie się do niego uśmiechnęła, po czym po raz
kolejny go pocałowała.
Czy była szczęśliwa? Tak. W końcu jeden z
przystojniejszych chłopaków, jakiego kiedykolwiek widziała, właśnie wyznał jej
miłość. W dodatku lepszej scenerii do takiego wyznania nie mogła sobie
wymarzyć… Wszystko było wręcz idealne.
Po jakimś czasie wrócili do pozostałych,
trzymając się za ręce. Czy pozostali zauważyli, że coś się między nimi
zmieniło? Tego nie wiemy. Bo nawet jeśli tak było, to nikt z nich nie dał po
sobie nic poznać.
- Zbieramy się? – spytał ogółu Dawid,
bawiąc się kosmykiem włosów swojej dziewczyny – Jest już po 2…
- Myślę, że tak – zgodził się Janek – Po
drodze wstąpimy jeszcze na jakieś śniadanko do Maca i akurat na rano będziemy
na miejscu.
- No to jazda – roześmiała się panna
Kropczyńska.
Zebranie wszystkiego zajęło im niespełna pół
godziny i już ruszali w drogę. Zgodnie z wcześniejszymi słowami Buczkowskiego,
około 5 rano zahaczyli jeszcze o McDonalda i w okolicach 8 byli w domu.
Po szybkim prysznicu Justynie udało się
zdążyć na drugą lekcję.
- Gdzie byliście tym razem? – powitała ją
Ewelina, jednocześnie pokazując jej zeszyty z wczorajszymi lekcjami.
Ona wraz z Jackiem byli jedynymi osobami,
które wiedziały, co dzieje się z zielonooką podczas jej nieobecności w szkole.
Co więcej, kiedyś wybrali się z nimi, ale jednak stwierdzili, że to nie dla
nich. Ci dużo bardziej woleli przytulne kawiarenki czy sale kinowe zamiast
aktywnego wypoczynku.
- Zachód słońca na plaży w Łebie. Godzinę
temu wróciliśmy – odparła uśmiechnięta przeglądając notatki.
- Czyli nie orientujesz się, czemu nie ma
Pawła?
- Był z nami, więc pewnie odsypia…
- Teraz jego wyciągnęłaś? – zdziwiła się
Ewelina, wybuchając śmiechem – I co?
- Standardowo stwierdził, że jesteśmy
stuknięci, ale chyba mu się podobało – powiedziała Justyna, a po chwili namysłu
dodała – Ale podejrzewam, że tyłek będzie go bolał, bo jechaliśmy na motorach…
- Wy naprawdę macie coś z głową –
stwierdziła Janikowska.
Chwilę później obie wybuchnęły śmiechem. A
gdy zadzwonił dzwonek, w dobrych humorach udały się na matematykę.
Ze snu wyrwał Pawła natarczywy dźwięk
dzwonka. Pewny, że to budzi, strącił owy przedmiot na podłogę. Jednak dźwięk
nie ustał. Dopiero po chwili dotarło do niego, że ktoś dobija się do drzwi
wejściowych. Ciągle zaspany wstał i skierował się ku wyjściu z mieszkania,
jednocześnie przeklinając osobę, która odważyła się zaburzyć jego cudowny sen.
Drzwi otworzył z miną godną samego bazyliszka.
- Też się cieszę, że cię widzę – śmiała się
od progu Justyna, widząc w jakim jest stanie..
Ten nic nie mówiąc wpuścił ją do środka i
sam powrócił do łóżka, gdzie ponownie zasnął, na co dziewczyny wybuchnęła
śmiechem. Po chwili czując bardzo niewielkie wyrzuty sumienia (w końcu to ona
wyciągnęła go na wycieczkę) postanowiła przygotować mu jakiś obiad. Pół godziny
później wszystko było już gotowe, więc przystąpiła do budzenia przyjaciela. Nie
było to łatwe zadanie, ale w końcu jej się udało.
- O, cześć Justyna – zdziwił się jej
widokiem – Co ty tu robisz? Jak weszłaś?
W odpowiedzi otrzymał spojrzenie mówiące
„Chyba żartujesz?”. Jednak ten nie wyglądał, jakby żartował, więc po chwili ta
zaczęła go „uświadamiać”.
- Sam mnie wpuściłeś jakiś czas temu, a
potem usnąłeś – nie mogła opanować chichotu przypominając sobie, jak wtedy
wyglądał – A teraz wstawaj, bo obiad czeka.
- Obiad? – po raz kolejny nie rozumiał.
- Tak, obiad. Jak spałeś to szybko coś
ugotowałam. W dodatku moja mam przesyła ci mleko z miodem i czosnkiem. Tak
profilaktycznie.
- Profilaktycznie?
- Żeby cię jakieś przeziębienie nie dorwało
– wyjaśniła – My z Dawidem i Jarkiem też
wypiliśmy po kubku.
- Ale po ci twoja mama profilaktycznie
przesyła mi mleko?
- Matko kochana… Weź się już obudź, co? –
prychnęła zniecierpliwiona – Byliśmy nad morzem, w dodatku prawie całą noc.
Jest zimno, więc łatwo złapać jakąś grypkę, a tego nikt by przecież nie chciał.
A teraz wstawaj, a teraz obiad wystygnie. Ja w tym czasie podgrzeje ci to
mleko…
Po jakimś kwadransie do kuchni zawiał nieco
już rozbudzony chłopak. Szybko pochłoną makaron z serem i dość niechętnie wypił
ten nieszczęsny kubek mleka. W międzyczasie Justyna zaparzyła im też po kubku
herbaty i w końcu przenieśli się do pokoju.
- Co to za zeszyty? – spytał wskazują na
kupkę na stoliku.
- Notatki z wczoraj i dziś.
- Od kogo?
- Wczorajsze od Eweliny, a dzisiejsze moje.
Jutro będzie kartkówka z historii, więc radzę się pospieszyć.
- Skąd masz te dzisiejsze? Chyba nie byłaś
w budzie?
- Owszem, byłam – przytaknęła mu – Co
prawda na religię już nie zdążyłam, ale na reszcie byłam.
- I nie jesteś niewyspana, zmęczona?...
- W żadnym wypadku. Reszta też nie. Tylko
ty odsypiasz – wytknęła mu uśmiechnięta – A tak w ogóle masz pozdrowienia od
Eweliny i życzenia szybkiego odespania wycieczki od Jacka.
- Oni wiedzą?
- Tak. Kiedyś byli nawet z nami na
Mazurach, ale stwierdzili, że to nie dla nich. Zupełnie nie rozumiem, czemu… -
mruknęła jeszcze.
- A ja wręcz przeciwnie – śmiał się Paweł.
Reszta dnia upłynęła im głównie pod znakiem
nauki. Co jakiś czas wybuchali także śmiechem, najczęściej gdy któreś z nich
rzuciło jakimś głupim tekstem.
Oboje udawali, że wszystko jest po staremu,
ale parę razy zdarzyło się, ze zapadła krępująca cisza. Żadne z nich nie
wiedziało, jak zachować się po wczorajszym wydarzeniu. Czuli się w swoim
towarzystwie bardzo niezręcznie… W końcu jednak zeszli na drażliwy temat, w
wyniku czego Justyna wracała do domu już jako dziewczyna pana Ząbkowskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz