Pozdrawiam.
VI
Justyna biegła na przystanek autobusowy. Co
prawda miała już niedaleko, ale widziała podjeżdżający autobus.
- Przeklęty Akerman – mruczała pod nosem
jeszcze przyspieszając tempo.
Trzeba przyznać, że nie było to proste zadanie.
Po oblodzonym chodniku, pośród śnieżnych zasp… Ale dzięki wielkiej determinacji
dziewczyny, udało jej się wbiec do autobusu w ostatniej chwili.
- Cześć kochanie – usłyszała czyjś głos tuż
za sobą.
Przestraszona szybko się odwróciła. Okazało
się, że to Paweł.
- Matko kochana Paweł… Nie strasz mnie tak
– powiedziała oddychając z ulgą – Cześć.
- Już myślałem, że kolejne wagary się
szykują – powiedział, dając jej buziaka na powitanie – Co tak późno?
- Wszystko przez Akermana – odparła – Jest
jeszcze młody i uwielbia zabawy, a jeśli jeszcze do tego jest śnieg, to już w
ogóle może nie wracać do domu. Więc trochę się powygłupialiśmy…
Chłopak już o nic nie pytał, tylko w
spokoju jechali do szkoły. W spokoju i ciszy, bo Justyna myślami była gdzie
indziej. Cały czas wracała do rozmowy z Dawidem sprzed kilku minut, bo brat
towarzyszył jej i rodzinnemu ulubieńcowi w porannym spacerze. Tak w wielkim
skrócie, to mówili o związku Justyny z Pawłem. Średni przedstawiciel rodzeństwa
Kropczyńskich nadmienił też, że pierwsza miłość wcale nie musi być ostatnią…
W przypadku zielonookiej jakiekolwiek
dłuższe wolne od szkoły oznacza automatycznie brak wszelakich wiadomości
odnoście innych uczniów. Dlatego gdy usłyszała o kolejnym aresztowaniu, była w
niemałym szoku. A Paweł? Owszem był zdziwiony i to nawet bardzo, ale jak z jego
dostępem do wiadomości, nie wiemy…
W każdym razie pierwszą rzeczą, jaką
zauważyli po wejściu do szkoły, było ogólne poruszenie i ożywienie. Cała szkolna
społeczność mówiła tylko o jednym. Mianowicie w trakcie imprezy Sylwestrowej u
Cichego, ucznia najstarszej klasy, był nalot policji i ona wraz z dwoma
kolegami zostali zatrzymani. Oczywiście znowu narkotyki.
- Masakra jakaś… Same aresztowania
ostatnio… Co to się dzieje?
- To chyba jakaś plaga?
- Dragi były od zawsze… Czemu akurat teraz
się tym interesują?
- Ktoś musi donosić… - słyszeli na
korytarzach.
- Słyszeliście? – dopadła ich Ewelina.
- Ciężko nie słyszeć – westchnęła Justyna –
Cała szkoła nie mówi o niczym innym…
I w ten sposób i one zagłębiły się w
domysłach i przypuszczeniach. Nawet się nie zorientowały, że Paweł się oddalił.
A ten ruszył w kierunku łazienki, gdzie miał nadzieję zastać Igora i czegoś się
od niego dowiedzieć. On był zawsze na bieżąco. W dodatku cała szkoła wiedziała,
że jeśli ktoś chce jakieś „dopalcze”, to tylko do niego. Co więcej, wiedzieli
nawet nauczyciele, ale nie mieli nic, żeby to udowodnić. Nie mieli innego
wyjścia, jak to tolerować. Ale czy na pewno?
Wracając jednak to historii… W momencie,
gdy tylko Paweł przekroczył próg męskiego WC, od razu wyczuł napiętą atmosferę.
Wściekły Igor palił jednego papierosa za drugim.
- Kur**! To jakieś kpiny. W ciągu miesiąca
pięciu – Kur**, zwariować idzie – mówił wściekły.
Ogólnie przez całą przerwę Pawłowi nie
udało się nic więcej dowiedzieć ponadto, co słyszał na korytarzu. Wkurzony Igor
cały czas wyklinał na czym świat stoi, więc nawet nie było mowy, żeby spokojnie
z nim porozmawiać. W dodatku wszystkich pięciu zatrzymanych kolesi „działało
pod nim”, więc akurat o tej sprawie nie dało się z nim spokojnie porozmawiać.
Lekcje dla wszystkich były męczarnią. Dla
nauczycieli, bo ich wychowankowie nie potrafili skupić się na niczym innym,
tylko na najświeższych plotkach, a dla młodzieży, bo nauczyciele cały czas
ograniczali ich rozmowy. Jednym słowem to był długi dzień.
Czas leciał, a wraz z jego upływem coraz
mniej mówiło się o wydarzeniach z przełomu roku. Zamiast tego tematem numer
jeden została zbliżająca się wielkimi krokami studniówka. Niemal każdą wolną
chwilę klasy spędzały na ćwiczeniu poloneza, a w przerwach pomiędzy dziewczyny
rozmawiały o wieczorowych kreacjach, wybranych spośród tysięcy na ten jeden
wyjątkowy wieczór, czy też o tym, kto z kim pójdzie. Czy szokiem dla nich było,
że Skromnisia idzie z Nowym? Dla niektórych tak, dla niektórych nie…
W końcu nadszedł ten dzień. Justyna ubrała
sukienkę w kolorze soczystej trawy marszczoną na biuście, a pod nim przewiązaną
czarną satynową tasiemką. Dół był puszczony luźno, jakby z nie spływał.
Kasztanowe włosy zakręciła i spięła w luźnego koka, parę kosmyków wyciągając i
opuszczając je wzdłuż twarzy. Do tego delikatny makijaż i była gotowa. Jarek
zawiózł ją i Pawła na miejsce, gdzie zebrała się już większość szkoły.
-
Fajnie, że już jesteście – powiedziała na dzień dobry, a raczej dobry wieczór
Ewelina – Chodźcie, zajęliśmy wam z Jackiem miejsca.
Nowoprzybyli zostawili w szatni swoje
okrycia wierzchnie, po czym udali się za przyjaciółką. Poczekali jeszcze chwilę
na resztę uczniów i ich osób towarzyszących, po czym nauczyciele WFu zagonili ich
na generalną próbę poloneza. W końcu wszyscy chcieli, żeby wyszło jak
najlepiej. Potem już tylko chwila przerwy i wszystko się rozpoczęło. Ze względu
na dużą powierzchnię Sali, wszyscy przyszli maturzyści tańczyli razem, dlatego
gdy tylko rozbrzmiały pierwsze takty poloneza Ogińskiego, młodzież ruszyła w
tany. Później już tylko przemowa pana dyrektora i zabawa bez ograniczeń. To
znaczy oczywiście w granicach rozsądku. A ponieważ - w zależności od osobowości
i charakteru – mają one różne rozmiary, przy wejściu stał ochroniarz z psem,
którzy pilnowali, by nikt nie wnosił środków niedozwolonych. Skonfiskowano
kilka butelek napoi procentowych. Oczywiście nie obyło się bez wyzywania i
przekleństw pod nosem, ale w ferworze zabawy wszyscy o tym zapomnieli. Niestety
zawsze znajdzie się sposób by ominąć nawet najsurowsze zakazy, dlatego też nie
była to zabawa bezalkoholowa. W dodatku jakimś cudem udało się wszystkie
procenty ukryć przed nauczycielami. A może oni o wszystkim wiedzieli, tylko
udawali, że jest inaczej? Tego się już nie dowiemy…
Studniówka skończyła się około godziny
piątej rano. Wszyscy zmęczeni, ale jednocześnie szczęśliwi wychodzili z lokalu.
Po Justyną i Pawła przyjechał pan Kropczyński. Jakieś pół godziny później
dziewczyny kładła się do łóżka z uśmiechem na ustach.
VII
Styczeń, luty, marzec, kwiecień… Kolejne
miesiące mijały jak godzina za godziną. Szkołą żyła już tylko maturami.
Chociaż w międzyczasie miejsce miało
kolejne aresztowanie, co na jakiś czas po raz kolejny odwróciło uwagę szkolnej
społeczności od nauki. Niestety za sprawą nauczycieli myśli uczniów szybko
powróciły na odpowiedni tor. W końcu lada dzień matura.
Jednak zanim nadejdzie egzamin dojrzałości,
trzeba zakończyć szkołę. Dlatego też w ostatni piątek kwietnia, szkolna sala
gimnastyczna zapełniła się uczniami klas trzecich liceum i czwartych technikum,
którzy już za parę godzin stać się mieli absolwentami.
Paweł zaszedł po swoją dziewczynę, jednak
tam nie zastał nikogo. Mając nadzieję złapać ją w szkole lub w drodze do niej,
ruszył w kierunku przystanku autobusowego. Niestety w szkole też jej nie
znalazł.
- Myślałam, że przyjedzie z tobą –
powiedziała Ewelina, gdy zapytał ją, czy nie widziała zielonookiej – Ale
spokojnie, na pewno zdąży. Pewnie jak zawsze na ostatnią chwilę.
- Tylko, że ja muszę z nią porozmawiać…
Ząbowski kilkakrotnie próbował się do niej
dodzwonić, lecz w słuchawce ciągle słyszał „Abonament chwilowo niedostępny.
Prosimy spróbować później”. I próbował, ale za każdym razem to samo. W końcu
znalazł go dyrektor i wezwał do siebie.
- Wreszcie jesteś – stwierdziła Ewelina
widząc zdyszaną koleżankę – Paweł cię szukał.
- Dopiero wróciliśmy – mówiła próbując
złapać oddech Justyna – Świętowaliśmy koniec liceum i zrobiliśmy wypad na
Słowację. A gdzie on jest? – spytała.
- Nie wiem – wzruszyła ramionami Janikowska
– Na pewno już na sali. Idziemy.
I tak też zrobiły. Jako, że dotarły tam
jako jedne z ostatnich, zajęły miejsca przy wyjściu z sali. Najpierw część
artystyczna, czyli pożegnanie maturzystów przez młodszych uczniów, przemowa
dyrektora, rozdanie świadectw i pozostałych nagród. Przez cały czas Paweł się
nie pojawił. W momencie gdy wszyscy myśleli, że już po wszystkim, na środek
wyszedł dyrektor i poprosił jeszcze o chwilę uwagi.
- Chciałbym wrócić jeszcze do pewnych wydarzeń
– zaczął kolejną przemowę – W ciągu tego roku, miało miejsce kilka zatrzymań i
aresztowań. Od dawna wiedziałem, że w szkole są narkotyki, ale nigdy nie dałem
rady tego udowodnić. W końcu w tym roku postanowiłem coś z tym zrobić. Paweł,
możesz?... – w tym momencie do dyrektora podszedł Ząbowski, tyle, że już nie
wyglądał, jak on – Przedstawiam wam podkomisarza Pawła Skrawczyńskiego z
wydziału narkotykowego komendy wojewódzkiej policji. Pan Paweł miał za zadanie
rozpracować tutejszą szajkę narkotykową…
Ale Justyna już dalej nie słuchała. Z
każdym kolejnym słowem dyrektora czuła, jak wokół niej zapada coraz to większa
ciemność. Nie dochodziły do niej żądne bodźce. Aż dziw, że jeszcze stała na
nogach. Widząc, ci się z nią dzieje, Ewelina szybko złapała ją za ramię i razem
z Jackiem dyskretnie wyprowadzili ją z sali. Zaraz za nimi poszła ich ulubiona
nauczycielka geografii, u której cała trójka często spędzała przerwy, a także
niektóre z nudniejszych lekcji.
- Chodźcie do klasy – powiedziała i razem z
pozostałymi ruszyła w kierunku wymienionego pomieszczenia.
Na szczęście sala geograficzna znajdowała
się na parterze, więc daleko iść nie musieli.
Oczywiście cała szkoła wiedziała o związku
dziewczyny z nowym uczniem szkoły. Co prawda nie afiszowali się z nim, ale
plotki są potężną siłą. Jeszcze w okresie kiedy byli przyjaciółmi mówiono, że
są parą. Wtedy ochoczo zaprzeczali, ale w końcu po jakimś czasie im się
znudziło. Wiedzieli, że im więcej będą protestować, tym bardziej będzie to
podejrzane. A kiedy w końcu pojawili się razem na studniówce, wszystko było już
wiadome.
Zaraz jak tylko zamknęły się za nimi drzwi
sali, Janikowska próbowała nawiązać jakikolwiek kontakt z dziewczyną, lecz ta
była nieobecna.
- Zadzwońcie do Dawida albo Jarka. Niech po
nią przyjadą – zaproponowała mgr Bobrowska, która znała obu braci swojej
uczennicy, gdyż byli oni absolwentami tej placówki i obu miała okazję uczyć –
Najlepiej będzie jeśli wróci do domu.
- Profesor wiedziała o tym? – zapytał
Jacek, w czasie, gdy jego dziewczyna rozmawiała z młodszym bratem Kropczyńskim.
- Dopiero dziś rano się dowiedziałam –
powiedziała – Dyrektor nie powiedział nikomu. Mieliśmy go traktować jak
normalnego ucznia…
- Dawid już jedzie – mruknęła Ewelina
podchodząc do nich – Nie mogę uwierzyć, że daliśmy się tak oszukać… - pokręciła
głową z niedowierzaniem – Nic nie wskazywało, że coś jest nie tak…
- Grał, udawał… Wyprowadził w pole całą
szkołę – potwierdził jej słowa chłopak.
Nie wiedzieli, co mówić, co myśleć…
Pogrążyli się w ciszy. Cały czas mieli też oko na Justynę, która w dalszy,
ciągu nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w bliżej nieokreślony i nikomu nie
znany punkt na ścianie. Milczenie przerwało pojawienie się, a raczej
wtargnięcie Dawida do klasy.
- Co się stało? – pytał już na wejściu, a
po chwili jego wzrok spoczął na siostrze – Matko kochana, Justyna co się
dzieje?
Tak jednak nic nie dopowiedziała. Jedynie
spojrzała na niego tym pustym i nic nie widzącym wzrokiem.
Profesor geografii wraz z dwójką uczniów
szybko wyjaśnili mu, w czym rzecz. Z każdym kolejnym słowem szok i
niedowierzanie malujące się na twarzy chłopaka powiększało się, by na końcu
wybuchnąć wraz z potokiem przekleństw. W końcu Justyna była jego kochaną
młodszą siostrzyczką, czuł się w obowiązku ją bronić przed światem. Nie, nie był
zaborczy ani nic w tym rodzaju, z tego wraz z Jarkiem już dawno się wyleczyli,
po prostu wiedział, jaka Justyna jest wrażliwa i jak łatwo ją skrzywdzić.
- Jak najszybciej zabieram ją do domu –
oznajmił biorąc ją na ręce – Mam tylko nadzieję, że nie trafię gdzieś po drodze
na tego sukin****.
Pożegnał się ze wszystkimi i ruszył na
parking. Miał szczęście, bo po zebraniu na sali wszyscy rozeszli się do swoich
klas i na korytarzu nie było nawet żywej duszy. Nie wiedział jednak, że gdy
szedł do samochodu, z okna gabinetu dyrektora spogląda na niego mężczyzna o
brązowych oczach, teraz wypełnionych bólem i tęsknotą…
Jeszcze tego samego dnia w mieszkaniu
rodzeństwa zebrali się wszyscy przyjaciele. Justyna po wypiciu dwóch szklanek
melisy w końcu zasnęła, a reszta wraz z jej rodzicami siedzieli teraz w salonie
i słuchali opowieści Dawida. Podobnie jak ona najpierw nie mogli w to uwierzyć,
a potem byli wkurzeni maksymalnie.
- Wiedziałem, po prostu wiedziałem, że ten
gnojek coś ukrywa – grzmiał Jarek.
- Ciszej – uciszała go matka – Ledwie udało
mi się namówić Justynkę do spania, więc nie budź jej teraz.
- Co my teraz zrobimy? – zastanawiał się
ojciec – Przecież ona się załamie…
- O ile już tego nie zrobiła… - poparł go
Dawid – Kiedy zobaczyłem ją w klasie taką nieobecną… Widziałem już różne humory
Justyny, ale żaden widok nie był tak przerażający. Jakby uszło z niej całe
życie…
- Możemy mieć jedynie nadzieję, że szybko
się z tego otrząśnie… - stwierdziła pani Kropczyńska.
Niestety nic nie wskazywało, by tak miało
się stać. Justyna całe dnie spędzała zamknięta w pokoju, wychodząc jedynie do
ubikacji, czy po coś do zjedzenia. Przemykała wtedy jak cień, cichutki i
niepostrzeżenie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz