Wszystkie treści i zdjęcia zamieszczone na tym blogu są tylko i wyłącznie moją własnością. Kopiowanie ich jest zabronione.

poniedziałek, 8 października 2012

OPOWIADANIE: Nowy w szkole VIII/XIII



 VIII

Mówi się, że czas leczy rany. Cóż… Lepsze jest chyba określenie, że jedynie przyzwyczaja on nas do bólu. A i to w nie każdym przypadku…
Nic nie wskazywało na to, że stan psychiczny Justyny miałby się poprawić. Całe dnie nie wychodziła z pokoju i nikogo nie wpuszczała do środka. Czasem jedynie Akermanowi pozwalała ze sobą posiedzieć. Nikt nie wiedział, co ona tam robili. Bali się, że może sobie coś zrobić…

Od feralnego piątku Paweł kilkakrotnie próbował porozmawiać z Justyną.  Pisał smsy, dzwonił… Jednak wszystko na darmo.  Kilka razy nawet zszedł do jej mieszkania, lecz za każdym razem zamykano mu przed nosem drzwi. 
- Słuchaj koleś – powiedział do niego Jarek któregoś dnia, gdy po raz kolejny próbował spotkać się z dziewczyną – Daj mojej siostrze spokój. Już dość się nacierpiała…
- Chcę tylko wyjaśnić…
- Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej – przerwał mu – A teraz się stąd wynoś. Justyna nie chce z tobą rozmawiać. Zostaw ją i nas w spokoju.
- Posłuchaj, ja…
- Nie, to ty posłuchaj. Nie obchodzi mnie to, że jesteś z policji. Zostaw Justynę w spokoju, bo inaczej może być z tobą krucho.
- Grozisz mi? – w Pawle odezwał się służbista.
- Ostrzegam – powiedział Jarek i zatrzasną mu drzwi przed nosem – Co za nachalny dupek – mruczał do siebie.
Nie zauważył, że za nim stoi siostra.
- Dziękuję – powiedziała i dała mu całusa w policzek.
- Nie ma  sprawy Młoda – rozpromienił się – Jesteś moją małą siostrzyczką i żaden koleś już nigdy nie zrobi ci krzywdy.
Od tego momentu zachowanie Justyny nieco się zmieniło. Co prawda dalej była smutna, ale już nie zamykała się w pokoju, czasem nawet śmiałą się z żartów Janka.
- Mieliście rację – powiedziała kiedyś do braci – Nie warto płakać za takim debilem.
Gdy nadszedł poniedziałek, spokojna poszła na pierwszy egzamin maturalny, a potem na kolejne. Wróciła do życia.

- Cześć. Jest Justyna? – zapytał Julek Dawida, gdy ten otworzył mu drzwi.
- Nie, ma dziś ustny angielski. A coś się stało? – Kropczyński wpuścił go do środka.
- Nie, ale obawiam się, że dopiero może się stać…
- To znaczy? Mów jaśniej.
- Mój brat zaczął ostatnio pracę w klubie jako barman…
- No wiem…
- Właśnie mi powiedział, że po klubie krążą plotki, że Justyna pomagała Pawłowi rozpracować szajkę narkotykową…
- Przecież to bzdura! – oburzył się od razu Dawid.
- Ja to wiem i ty to wiesz, ale oni nie. Z tego, co mówił Krzysiek, nie mogą doczepić się Pawła, bo jest gliniarzem, więc planują zająć się Justyną.
- CO?! Ale… ale jak to?
- Nie wiem…

W tym samym czasie, gdy Dawid z Julkiem naradzali się odnośnie zasłyszanych słów, podkomisarz Skrawczyński siedział w gabinecie dyrektora Szafińskiego omawiając istotne dla sprawy rzeczy. Niestety przerwał im pilny telefon do pana dyrektora, więc teraz Paweł stał przy oknie i nie chcąc przeszkadzać, wyglądał przez okno na ulicę. Nie przyglądał się konkretnej rzeczy do momentu, aż zobaczył Justynę wychodzącą z przejścia podziemnego. Wtedy widział już tylko ją. Patrzył, jak spokojnie idzie, jak spogląda na zegarek, jak czyta rozkład jazdy… Widział też to, co wydarzyło się później, a czego oglądać nigdy nie chciał… Justyna stała spokojnie przy rozkładzie, tyłem do ulicy, gdy nagle zza zakrętu z ogromną prędkością wyjechał samochód. Siła uderzenia odrzuciła dziewczynę na kilka metrów, a metalowy słup rozkładu jazdy złamał się w pół niczym zapałka.
- JUSTYNA! – podkomisarz wybiegł z gabinetu dyrektora z krzykiem na ustach, tym samym odrywając mgr Szafińskiego od toczonej przez telefon rozmowy.
Gdy wyjrzał przez okno już wiedział, co tak wstrząsnęło policjantem. Sam bardzo lubił tą uczennicę, więc czym prędzej pożegnał swojego rozmówcę i pobiegł na ulicę.
Zanim oboje dotarli na miejsce wypadku, samochodu już nie było, a wokół nieprzytomnej dziewczyny zbierał się tłum gapiów. Jednak nikt nie podszedł bliżej, by sprawdzić, w jakim jest stanie. Jedynie Paweł, a później także dyrektor wraz z pielęgniarką, zajęli się nią.
- Niech ktoś zadzwoni na pogotowie! – krzyczał Skrawczyński – I na policję!
Dalej wypadki potoczyły się już bardzo szybko. Szkolna higienistka wraz z Szafińskim próbowali przywrócić Kropczyńskiej pracę serca i oddech, a Paweł pytał przechodniów, o to, co dokładnie się wydarzyło. Chwilę później pojawiła się karetka i Justyna została przetransportowana do szpitala, a następnie na salę operacyjną. Zaś na miejscu policja rozpytywała ludzi i zabezpieczała ślady.

Dawid z Julkiem siedzieli u tego pierwszego w mieszkaniu i myśleli nad nowościami, jakie przyniósł Ciernichowski, gdy usłyszeli dzwonek. Za drzwiami zobaczyli Pawła.
- Czego tu chcesz? – zapytał Dawid – Mało szkód wyrządziłeś?
- Justyna… - zaczął szeptem, lecz starszy brat dziewczyny szybko mu przeszkodził.
- Justyny nie ma w domu – powiedział ostro – I dla ciebie nigdy nie będzie – i już chciał mu zamknąć drzwi przed nosem, gdy policjant zablokował je nogą.
- Justyna jest w szpitalu – powiedział patrząc na twarz Kropczyńskiego, która po tych słowach stała się nagle blada – Miała wypadek. Potrącił ją samochód.
- W którym szpitalu leży?
- W centrum.
Żaden z nich nic więcej nie powiedział, podobnie jak Julek, który całą rozmowę słyszał. Paweł wiedząc, że nie jest tu mile widziany, szybko się wycofał, w końcu powiedział już to, co miał powiedzieć. Poza tym musiał porozmawiać ze swoim szefem. Natomiast pozostali dwa szybko zarzucili na siebie kurtki i jeszcze szybciej ruszyli w kierunku szpitala, o którym mówił Paweł. Pod drodze próbowali dodzwonić się do rodziców rodzeństwa czy do Jarka, ale niestety wszyscy byli akurat w pracy, więc nie było to możliwe.
Na izbę przyjęć wpadli jak burza. Recepcjonistka po usłyszeniu w jakim celu tu się znaleźli, od razu skierowała ich na blok operacyjny, jednak uprzedziła ich, że operacja nadal trwa i mogą czekać pod salą. Tak też zrobili.

Pod salą siedzieli już dwie godziny, w trakcie których nikt do nich nie wyszedł. W międzyczasie udało im się także skontaktować z rodzicami, w wyniku czego ci w niedługim czasie pojawili się obok nich. Oczywiście od razu chcieli wiedzieć, co się stało i jaki jest stan ich córki, lecz obaj chłopacy nie potrafili udzielić im tych informacji. Sami wiedzieli tylko tyle, co powiedział im Paweł i że operacja nadal trwa.
Każdy z nich pogrążony był w swoich myślach, ale można spokojnie powiedzieć, że dotyczyły one tego samego. Justyny. Ich ból możemy sobie tylko wyobrazić. Mówi się, że dopiero gdy kogoś możemy stracić lub już stracimy, uświadamiamy sobie, jak wiele ta osoba dla nas znaczy i jak bardzo jest nam potrzebna do życia. Jednak oni to wiedzieli już wcześniej. Justyna była, a raczej jest osobą, która w życie każdego człowieka wprowadza wiele światła i szczęścia. Myśl, że mieliby ją stracić była najgorszą w ich życiu. Siedząc pod salą operacyjną, pierwszy raz w życiu tak naprawdę się bali. Zabijała ich bezczynność. Bo oni teraz nie mogli zrobić nic, a tam za drzwiami Justyna –ich córka, siostra, przyjaciółka – walczyła o życie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz