VIII
Mówi się, że czas leczy rany. Cóż… Lepsze
jest chyba określenie, że jedynie przyzwyczaja on nas do bólu. A i to w nie
każdym przypadku…
Nic nie wskazywało na to, że stan
psychiczny Justyny miałby się poprawić. Całe dnie nie wychodziła z pokoju i
nikogo nie wpuszczała do środka. Czasem jedynie Akermanowi pozwalała ze sobą
posiedzieć. Nikt nie wiedział, co ona tam robili. Bali się, że może sobie coś
zrobić…
Od feralnego piątku Paweł kilkakrotnie
próbował porozmawiać z Justyną. Pisał
smsy, dzwonił… Jednak wszystko na darmo.
Kilka razy nawet zszedł do jej mieszkania, lecz za każdym razem zamykano
mu przed nosem drzwi.
- Słuchaj koleś – powiedział do niego Jarek
któregoś dnia, gdy po raz kolejny próbował spotkać się z dziewczyną – Daj mojej
siostrze spokój. Już dość się nacierpiała…
- Chcę tylko wyjaśnić…
- Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej –
przerwał mu – A teraz się stąd wynoś. Justyna nie chce z tobą rozmawiać. Zostaw
ją i nas w spokoju.
- Posłuchaj, ja…
- Nie, to ty posłuchaj. Nie obchodzi mnie
to, że jesteś z policji. Zostaw Justynę w spokoju, bo inaczej może być z tobą
krucho.
- Grozisz mi? – w Pawle odezwał się
służbista.
- Ostrzegam – powiedział Jarek i zatrzasną
mu drzwi przed nosem – Co za nachalny dupek – mruczał do siebie.
Nie zauważył, że za nim stoi siostra.
- Dziękuję – powiedziała i dała mu całusa w
policzek.
- Nie ma
sprawy Młoda – rozpromienił się – Jesteś moją małą siostrzyczką i żaden
koleś już nigdy nie zrobi ci krzywdy.
Od tego momentu zachowanie Justyny nieco
się zmieniło. Co prawda dalej była smutna, ale już nie zamykała się w pokoju,
czasem nawet śmiałą się z żartów Janka.
- Mieliście rację – powiedziała kiedyś do
braci – Nie warto płakać za takim debilem.
Gdy nadszedł poniedziałek, spokojna poszła
na pierwszy egzamin maturalny, a potem na kolejne. Wróciła do życia.
- Cześć. Jest Justyna? – zapytał Julek
Dawida, gdy ten otworzył mu drzwi.
- Nie, ma dziś ustny angielski. A coś się
stało? – Kropczyński wpuścił go do środka.
- Nie, ale obawiam się, że dopiero może się
stać…
- To znaczy? Mów jaśniej.
- Mój brat zaczął ostatnio pracę w klubie
jako barman…
- No wiem…
- Właśnie mi powiedział, że po klubie krążą
plotki, że Justyna pomagała Pawłowi rozpracować szajkę narkotykową…
- Przecież to bzdura! – oburzył się od razu
Dawid.
- Ja to wiem i ty to wiesz, ale oni nie. Z
tego, co mówił Krzysiek, nie mogą doczepić się Pawła, bo jest gliniarzem, więc
planują zająć się Justyną.
- CO?! Ale… ale jak to?
- Nie wiem…
W tym samym czasie, gdy Dawid z Julkiem
naradzali się odnośnie zasłyszanych słów, podkomisarz Skrawczyński siedział w
gabinecie dyrektora Szafińskiego omawiając istotne dla sprawy rzeczy. Niestety
przerwał im pilny telefon do pana dyrektora, więc teraz Paweł stał przy oknie i
nie chcąc przeszkadzać, wyglądał przez okno na ulicę. Nie przyglądał się
konkretnej rzeczy do momentu, aż zobaczył Justynę wychodzącą z przejścia podziemnego.
Wtedy widział już tylko ją. Patrzył, jak spokojnie idzie, jak spogląda na
zegarek, jak czyta rozkład jazdy… Widział też to, co wydarzyło się później, a
czego oglądać nigdy nie chciał… Justyna stała spokojnie przy rozkładzie, tyłem
do ulicy, gdy nagle zza zakrętu z ogromną prędkością wyjechał samochód. Siła
uderzenia odrzuciła dziewczynę na kilka metrów, a metalowy słup rozkładu jazdy
złamał się w pół niczym zapałka.
- JUSTYNA! – podkomisarz wybiegł z gabinetu
dyrektora z krzykiem na ustach, tym samym odrywając mgr Szafińskiego od
toczonej przez telefon rozmowy.
Gdy wyjrzał przez okno już wiedział, co tak
wstrząsnęło policjantem. Sam bardzo lubił tą uczennicę, więc czym prędzej
pożegnał swojego rozmówcę i pobiegł na ulicę.
Zanim oboje dotarli na miejsce wypadku,
samochodu już nie było, a wokół nieprzytomnej dziewczyny zbierał się tłum
gapiów. Jednak nikt nie podszedł bliżej, by sprawdzić, w jakim jest stanie.
Jedynie Paweł, a później także dyrektor wraz z pielęgniarką, zajęli się nią.
- Niech ktoś zadzwoni na pogotowie! –
krzyczał Skrawczyński – I na policję!
Dalej wypadki potoczyły się już bardzo
szybko. Szkolna higienistka wraz z Szafińskim próbowali przywrócić
Kropczyńskiej pracę serca i oddech, a Paweł pytał przechodniów, o to, co
dokładnie się wydarzyło. Chwilę później pojawiła się karetka i Justyna została
przetransportowana do szpitala, a następnie na salę operacyjną. Zaś na miejscu
policja rozpytywała ludzi i zabezpieczała ślady.
Dawid z Julkiem siedzieli u tego pierwszego
w mieszkaniu i myśleli nad nowościami, jakie przyniósł Ciernichowski, gdy
usłyszeli dzwonek. Za drzwiami zobaczyli Pawła.
- Czego tu chcesz? – zapytał Dawid – Mało
szkód wyrządziłeś?
- Justyna… - zaczął szeptem, lecz starszy
brat dziewczyny szybko mu przeszkodził.
- Justyny nie ma w domu – powiedział ostro –
I dla ciebie nigdy nie będzie – i już chciał mu zamknąć drzwi przed nosem, gdy
policjant zablokował je nogą.
- Justyna jest w szpitalu – powiedział
patrząc na twarz Kropczyńskiego, która po tych słowach stała się nagle blada –
Miała wypadek. Potrącił ją samochód.
- W którym szpitalu leży?
- W centrum.
Żaden z nich nic więcej nie powiedział,
podobnie jak Julek, który całą rozmowę słyszał. Paweł wiedząc, że nie jest tu
mile widziany, szybko się wycofał, w końcu powiedział już to, co miał
powiedzieć. Poza tym musiał porozmawiać ze swoim szefem. Natomiast pozostali
dwa szybko zarzucili na siebie kurtki i jeszcze szybciej ruszyli w kierunku
szpitala, o którym mówił Paweł. Pod drodze próbowali dodzwonić się do rodziców
rodzeństwa czy do Jarka, ale niestety wszyscy byli akurat w pracy, więc nie
było to możliwe.
Na izbę przyjęć wpadli jak burza.
Recepcjonistka po usłyszeniu w jakim celu tu się znaleźli, od razu skierowała
ich na blok operacyjny, jednak uprzedziła ich, że operacja nadal trwa i mogą
czekać pod salą. Tak też zrobili.
Pod salą siedzieli już dwie godziny, w
trakcie których nikt do nich nie wyszedł. W międzyczasie udało im się także
skontaktować z rodzicami, w wyniku czego ci w niedługim czasie pojawili się
obok nich. Oczywiście od razu chcieli wiedzieć, co się stało i jaki jest stan
ich córki, lecz obaj chłopacy nie potrafili udzielić im tych informacji. Sami
wiedzieli tylko tyle, co powiedział im Paweł i że operacja nadal trwa.
Każdy z nich pogrążony był w swoich
myślach, ale można spokojnie powiedzieć, że dotyczyły one tego samego. Justyny.
Ich ból możemy sobie tylko wyobrazić. Mówi się, że dopiero gdy kogoś możemy
stracić lub już stracimy, uświadamiamy sobie, jak wiele ta osoba dla nas znaczy
i jak bardzo jest nam potrzebna do życia. Jednak oni to wiedzieli już
wcześniej. Justyna była, a raczej jest osobą, która w życie każdego człowieka
wprowadza wiele światła i szczęścia. Myśl, że mieliby ją stracić była najgorszą
w ich życiu. Siedząc pod salą operacyjną, pierwszy raz w życiu tak naprawdę się
bali. Zabijała ich bezczynność. Bo oni teraz nie mogli zrobić nic, a tam za
drzwiami Justyna –ich córka, siostra, przyjaciółka – walczyła o życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz