X
Od wypadku minęło już sporo czasu. Pomimo
tylu świadków wydarzenia, sprawcy nie zostali ujęci. Nie pomógł fakt, że
policjanci dysponowali numerami rejestracyjnymi samochodu, gdyż był on
kradziony. Jednak znajomi poszkodowanej starali się o tym nie myśleć. Nie
chcieli przyjąć do wiadomości, że ten wypadek mógł być faktycznie zaplanowany.
Woleli myśleć, że był wynikiem brawurowej jazdy kierowcy, który nie miał
żadnych złych zamiarów. Owszem, państwo Kropczyńscy zgodzili się, by pod salą
czuwał uzbrojony policjant, ale tylko dlatego, żeby pozwolić wykazać się
policji i nie słuchać ich marudzenia. A może zdawali sobie sprawę z zagrożenia,
ale woleli nie dopuszczać tego do świadomości? Tego nie wiemy…
Dzień w którym Justyna miała opuścić
szpital zbliżał się wielkimi krokami. Można powiedzieć, że wszyscy czekali
tylko na to. Oczywiście najbardziej niecierpliwa była sama zainteresowana.
Niestety, dokładnie dobę przez otrzymaniem wypisu, odwiedził ją ktoś, kogo nie
miała zamiaru oglądać…
W sali, poza samą Justyną, znajdowali się
także jej rodzice, Dawid i Julek. Nie rozmawiali na żaden konkretny temat, gdy
usłyszeli pukanie do drzwi. Chwilę później te uchyliły się i pokazały się z
nich postacie nadkomisarza Bielaka i Pawła. Pośród zebrany zapadła cisza.
- Dzień dobry – przywitali się przybyli.
- Chcielibyśmy zamienić z państwem i pańską
córką kilka słów – wyjaśnił im starszy stopniem.
- Nie ma problemu – odparł pan Kropczyński,
po czym zwrócił się do syna i jego przyjaciela – Dawid, Julek, moglibyście…
- Nie – zaprotestowała od razu Justyna –
Chłopaki zostają. I tak bym im wszystko powtórzyła.
Policjanci nic na ten temat nie
powiedzieli, tylko przeszli do konkretów. Oczywiście znowu chodziło o
bezpieczeństwo dziewczyny. Z ich zaufanego źródła („Zaufanego” prychnęła
Justyna, lecz została zignorowana), że osoby, które odpowiedzialne były za jej
wypadek, wiedzą już, ze nie powiódł się on i nie wszystko poszło po ich myśli.
Dlatego też planowali coś nowego.
- W związku z tym – kontynuował Bielecki –
stwierdziliśmy, ze dobrze byłoby, gdyby państwa córka na jakiś czas zniknęła.
- Jak to zniknęła? Co pan przez to rozumie?
– spytał ojciec.
- Najlepiej wyjechała – wyjaśnił mężczyzna
– Mamy kilka ośrodków na terenie całego kraju, gdzie ukrywamy świadków
koronnych. Oczywiście miałaby zapewnioną całodobową opiekę.
- Nie zgadzam się! – krzyknęła sama
zainteresowana – Jakiemuś idiocie zachciało się mnie w to wszystko wplątać, a
ja mam się teraz ukrywać? Mowy nie ma!
- Ale proszę zrozumieć, że to dla pani
bezpieczeństwa – próbował przekonać ją policjant.
- Nie – twardo stała na swoim.
- Tutaj nie jesteśmy w stanie zapewnić pani
całkowitej ochrony…
- Nie interesuje mnie to.
- Ale proszę zrozumieć…
- Powiedziała już. Nie zamknę się z dwoma
obcymi facetami na jakimś odludziu tylko dlatego, że tak sobie wymyśliliście.
- Będzie z panią podkomisarz Skrawczyński –
wskazał głową na Pawła – On sam musi na jakiś czas zniknąć, więc będzie panią
na miejscu ochraniał.
Twarz dziewczyny zastygła. Najbliżsi
dziewczyny znali ją na tyle dobrze, że przeczuwali nadchodzący wybuch. Jej oczy
ciskały błyskawice.
- PAN CHYBA OSZALAŁ!? – i wybuchła – Ten
palant, idiota i bezmózgi kretyn ma mnie ochraniać?! Przecież to przez niego
się tu znalazłam! On mnie w to wszystko wplątał i teraz ma mnie ochraniać? Mowy
nie ma! Nigdy się na to nie zgodzę! – krzyczała i aż dziw, że jeszcze nikt ze
szpitalnego personelu nie przyszedł sprawdzić, co tu się dzieje.
Natomiast przełożony Pawła był w szoku. Nie
spodziewał się, że tak krucho wyglądająca dziewczyna potrafi być aż tak głośna.
W dodatku nie wiedział, skąd brała się jej złość. Zaś sam zainteresowany stał
koło drzwi ze spuszczoną głową. Był policjantem i mało co potrafiło go
przestraszyć, ale teraz nie śmiał podnieść oczu. Doskonale zdawał sobie sprawę
z tego, że oszukał dziewczynę i ta ma prawo być na niego wściekła, podobnie
zresztą jak cała szkoła. Ale tylko na jej zdaniu mu zależało, tylko ją kochał. Niestety
wiedział też, ze za nic w świecie nie uda mu się odzyskać jej zaufania…
Zaś Dawid miał ochotę roześmiać się z głos.
Owszem nie było w tej sytuacji nic śmiesznego, ale jednak. Warto było szczędzić
Pawła i nie pobić go, byleby tylko zobaczyć jej wybuch i to, jak coraz bardziej
na niego najeżdżała. I to mu się podobało. Nie, nie sam fakt, ze się na niego
wkurzyła, tylko jej wybuch. Bo to znaczyło, że już całkowicie doszła do siebie
po wydarzeniach z zakończenia liceum. Kto jej nie zna, nie we, o czym mowa. Po
prostu Justyna to bardzo cierpliwa i spokojna dziewczyna, ale jak każdy
człowiek ma swoje granice. Co prawda jej granice trudno przekroczyć, ale gdy w
końcu komuś się to uda, marny jego los. Bo jej wybuchy – choć rzadkie – były
bardzo efektowne i spektakularne. Jak na przykład ten dzisiejszy. Dlatego też
średni potomek rodu Kropczyńskich miał ochotę wstać i podbiec do siostry, by
mocną ją wyściskać. Oczywiście nie dziwne jest, ze podobne odczucia miał Julek.
Zaś rodzice dziewczyny byli rozdarci wewnętrznie.
Z jednej strony mieli ochotę pogonić tych policjantów gdzie pieprz rośnie, zaś
z drugiej bali się o bezpieczeństwo swojej najmłodszej latorośli. Nie
wiedzieli, co robić…
Stróże prawa szybko się pożegnali i
opuścili szpitalną salę. Woleli nie drażnić już dziewczyny. Zawsze mogli tu
jeszcze wrócić.
- Przepraszam na chwilę, ale musze do
ubikacji – powiedział nagle Ciernichowski wychodząc na korytarz.
Tak naprawdę jednak wcale nie miał zamiaru
udać się do WC. Miał nadzieję, że uda mu się dogonić policjantów. I miał
szczęście, bo zobaczył ich przy windach.
- Proszę chwilkę poczekać – zawołał w ich
kierunku, a ci odwrócili się zdziwieni, bo nie spodziewali się, by ktoś z
otoczenia dziewczyny chciał jeszcze z nimi rozmawiać.
Po paru sekundach chłopak znalazł się koło
nich. Szybko wyjaśnił im swój pomysł.
- Nie jest to co prawda szczyt naszych
marzeń, ale lepsze to, niż nic – stwierdził po wysłuchaniu go nadkomisarz –
Przekonaj dziewczynę i jej rodziców, a potem daj nam znać, co i jak.
To powiedziawszy wcisnął mu do ręki swoją
wizytówkę i razem z podwładnym zniknęli w windzie. A Julek wrócił do sali. Rodzice
dziewczyny akurat próbowali jej wytłumaczyć, ze może faktycznie dobrze byłoby,
gdyby faktycznie pomyślała o swoim bezpieczeństwie, jednak ta pozostała dalej
nieprzekonana.
- Nie pojadę nigdzie, gdzie będzie ten
typek – twardo powtarzała.
- A gdyby nie było z tobą Pawła? – tym
razem to Julek zabrał głos siadając na swoim poprzednim miejscu.
Nikt nie spodziewał się tego pytania, więc
początkowo wszyscy patrzyli na niego nieco zaskoczeni.
- I miałabym was wszystkich u zostawić,
żeby siedzieć pod kluczem w jakiejś zapyziałej dziurze? No way – odpowiedziała
w tym czasie Justyna.
- A gdyby było innego rozwiązanie? – drążył
dalej – Gdybyś nie musiała wyjeżdżać sama? I sama mogła zdecydować gdzie?
Jego słowa sprawiły, że teraz i panna
Kropczyńska przyglądała mu się z rosnącym zainteresowaniem, podobnie jak
przyjaciel i ich rodzice.
- Co masz na myśli Julek? – spytał Dawid.
- Mam rodzinę w takim małym miasteczku na południu
Polski. Taka dziura zapomniana przez Boga, ale bardzo urokliwa. Jest tam taki
jeden dom, w którym nikt nie mieszka. Mówią na to Dom Kata, bo istnieje
legenda, według której mieszkał tam kiedyś miejscowy kat. Teraz tam nic nie ma,
a dorośli straszą nim dzieci. Ja mam już w sumie wakacje na uczelni, więc jeśli
chcesz to moglibyśmy tam pojechać razem, a z nadkomisarzem załatwiłoby się
tylko jednego policjanta do ochrony. Co ty na to? – zwrócił się do samej
zainteresowanej.
Ta zaś wpatrywała się w niego szeroko
otwartymi oczami, niezdolna do powiedzenia nawet jednego, krótkiego słowa. Aż
dziw, że jej rodzice byli w stanie coś powiedzieć.
- Ale Julek, to będzie dla ciebie problem…
Pewnie masz już swoje plany wakacyjne… - mówiła pani Kropczyńska udając, ze to
raczej zły pomysł, choć tak naprawdę w jej głosie słychać było ogromną
nadzieję.
- To naprawdę żaden kłopot – zapewnił
chłopak – I tak naprawdę nie mam żadnych innych planów na spędzenie
tegorocznych wakacji – tu musiał nieco kopnąć siedzącego obok Dawida w kostkę,
bo niedalej jak parę dni temu rozmawiali o wspólnym wypadzie na Słowację.
- Bylibyśmy ci bardzo wdzięczni –
powiedział ojciec dziewczyny.
- A może mnie ktoś zapyta o zdanie? –
ocknęła się Justyna – Ja nie mam tu już nic nie powiedzenia?
- Oczywiście, że masz – odparła szybko jej
mama – Ale ty pewnie nie będziesz chciała się zgodzić, a może naprawdę warto na
jakiś czas wyjechać? Nawet jeśli całe to zagrożenie nie jest niczym poważnym.
- A mogłabym porozmawiać z Julkiem, ale na
osobności? – zapytała jeszcze.
Co prawda pozostała trójka nie była za
bardzo zachwycona, ale w końcu się zgodzili Nan jej prośbę, po czym opuścili
pomieszczenie. Dziewczyna została sama z zakochanym w niej po uszy chłopakiem.
- Dlaczego? – spytała jedynie, choć
Ciernichowski spodziewał się całej litanii i argumentów na nie – Dlaczego to
robisz?
- Bo jesteś moją przyjaciółką i martwię się
ciebie – odpowiedział starając się wytrzymać jej wzrok. W końcu przecież kłamał
– Nie chcę, żeby coś ci się stało. Co prawda to Paweł narozrabiał, ale
doskonale rozumiem, że nie chcesz jechać z nim. A ponieważ chcę, żebyś była
bezpieczna, to chętnie pojadę z tobą.
- Wiem, że nie mówisz mi całej prawdy –
stwierdziła po chwili milczenia, dalej patrząc mu w oczy – Ale nie naciskam.
Wiem, że kiedyś wyjawisz mi powody, które Toba kierują. Ufam ci, dlatego
zgadzam się. Ale obiecaj mi jedno? – poprosiła jeszcze.
- Co takiego? – zapytał czując, jak opada z
niego całe napięcie wywołane jej pierwszymi słowami.
- Jeśli będziesz chciał wrócić, powiedz mi.
Nie chcę, żebyś musiał tam być ze mną wbrew swojej woli. Dobrze?
- Obiecuję – powiedział poważnie.
Chwilę później na salę wrócili pozostali.
Gdy tylko zajęli swoje miejsca, dwójka przyjaciół powiadomiła ich o tym, co
postanowili. Oczywiście wszyscy się cieszyli, że dziewczyna się zgodziła.
Szybko zadzwonili do Bielaka i mu o wszystkim powiedzieli. Można powiedzieć, że
kamień spadł mu z nieba. Czym prędzej przyjechał do szpitala, żeby omówić
wszystkie szczegóły. O wszystkim mieli wiedzieć tylko oni. Miejsce wyjazdu
znała tylko ich szóstka. Pozostali przyjaciele mieli tylko wiedzieć, że to dla
bezpieczeństwa, a wszyscy inny nie mieli zostać poinformowani.
- I chciałbym panią jeszcze przeprosić –
zwrócił się do Justyny policjant opuszczając salę – Do tej pory nie wiedziałem,
co dokładnie wydarzyło się między panią a podkomisarzem Skrawczyńskim. W innym
przypadku nie proponowałbym pani tego wyjazdu z nim. W każdym razie jeszcze raz
bardzo przepraszam za swój błąd, a także za jego nad wyraz nieodpowiedzialne zachowanie.
I już go nie było, a reszta w milczeniu
wywołanym szokiem wpatrywała się w drzwi, gdzie jeszcze przed chwilą stał.
- Świat się kończy – skwitował to Dawid.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz