Wszystkie treści i zdjęcia zamieszczone na tym blogu są tylko i wyłącznie moją własnością. Kopiowanie ich jest zabronione.

poniedziałek, 22 października 2012

OPOWIADANIE: Nowy w szkole X/XIII



X


Od wypadku minęło już sporo czasu. Pomimo tylu świadków wydarzenia, sprawcy nie zostali ujęci. Nie pomógł fakt, że policjanci dysponowali numerami rejestracyjnymi samochodu, gdyż był on kradziony. Jednak znajomi poszkodowanej starali się o tym nie myśleć. Nie chcieli przyjąć do wiadomości, że ten wypadek mógł być faktycznie zaplanowany. Woleli myśleć, że był wynikiem brawurowej jazdy kierowcy, który nie miał żadnych złych zamiarów. Owszem, państwo Kropczyńscy zgodzili się, by pod salą czuwał uzbrojony policjant, ale tylko dlatego, żeby pozwolić wykazać się policji i nie słuchać ich marudzenia. A może zdawali sobie sprawę z zagrożenia, ale woleli nie dopuszczać tego do świadomości? Tego nie wiemy…

Dzień w którym Justyna miała opuścić szpital zbliżał się wielkimi krokami. Można powiedzieć, że wszyscy czekali tylko na to. Oczywiście najbardziej niecierpliwa była sama zainteresowana. Niestety, dokładnie dobę przez otrzymaniem wypisu, odwiedził ją ktoś, kogo nie miała zamiaru oglądać…

W sali, poza samą Justyną, znajdowali się także jej rodzice, Dawid i Julek. Nie rozmawiali na żaden konkretny temat, gdy usłyszeli pukanie do drzwi. Chwilę później te uchyliły się i pokazały się z nich postacie nadkomisarza Bielaka i Pawła. Pośród zebrany zapadła cisza.
- Dzień dobry – przywitali się przybyli.
- Chcielibyśmy zamienić z państwem i pańską córką kilka słów – wyjaśnił im starszy stopniem.
- Nie ma problemu – odparł pan Kropczyński, po czym zwrócił się do syna i jego przyjaciela – Dawid, Julek, moglibyście…
- Nie – zaprotestowała od razu Justyna – Chłopaki zostają. I tak bym im wszystko powtórzyła.
Policjanci nic na ten temat nie powiedzieli, tylko przeszli do konkretów. Oczywiście znowu chodziło o bezpieczeństwo dziewczyny. Z ich zaufanego źródła („Zaufanego” prychnęła Justyna, lecz została zignorowana), że osoby, które odpowiedzialne były za jej wypadek, wiedzą już, ze nie powiódł się on i nie wszystko poszło po ich myśli. Dlatego też planowali coś nowego.
- W związku z tym – kontynuował Bielecki – stwierdziliśmy, ze dobrze byłoby, gdyby państwa córka na jakiś czas zniknęła.
- Jak to zniknęła? Co pan przez to rozumie? – spytał ojciec.
- Najlepiej wyjechała – wyjaśnił mężczyzna – Mamy kilka ośrodków na terenie całego kraju, gdzie ukrywamy świadków koronnych. Oczywiście miałaby zapewnioną całodobową opiekę.
- Nie zgadzam się! – krzyknęła sama zainteresowana – Jakiemuś idiocie zachciało się mnie w to wszystko wplątać, a ja mam się teraz ukrywać? Mowy nie ma!
- Ale proszę zrozumieć, że to dla pani bezpieczeństwa – próbował przekonać ją policjant.
- Nie – twardo stała na swoim.
- Tutaj nie jesteśmy w stanie zapewnić pani całkowitej ochrony…
- Nie interesuje mnie to.
- Ale proszę zrozumieć…
- Powiedziała już. Nie zamknę się z dwoma obcymi facetami na jakimś odludziu tylko dlatego, że tak sobie wymyśliliście.
- Będzie z panią podkomisarz Skrawczyński – wskazał głową na Pawła – On sam musi na jakiś czas zniknąć, więc będzie panią na miejscu ochraniał.
Twarz dziewczyny zastygła. Najbliżsi dziewczyny znali ją na tyle dobrze, że przeczuwali nadchodzący wybuch. Jej oczy ciskały błyskawice.
- PAN CHYBA OSZALAŁ!? – i wybuchła – Ten palant, idiota i bezmózgi kretyn ma mnie ochraniać?! Przecież to przez niego się tu znalazłam! On mnie w to wszystko wplątał i teraz ma mnie ochraniać? Mowy nie ma! Nigdy się na to nie zgodzę! – krzyczała i aż dziw, że jeszcze nikt ze szpitalnego personelu nie przyszedł sprawdzić, co tu się dzieje.
Natomiast przełożony Pawła był w szoku. Nie spodziewał się, że tak krucho wyglądająca dziewczyna potrafi być aż tak głośna. W dodatku nie wiedział, skąd brała się jej złość. Zaś sam zainteresowany stał koło drzwi ze spuszczoną głową. Był policjantem i mało co potrafiło go przestraszyć, ale teraz nie śmiał podnieść oczu. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że oszukał dziewczynę i ta ma prawo być na niego wściekła, podobnie zresztą jak cała szkoła. Ale tylko na jej zdaniu mu zależało, tylko ją kochał. Niestety wiedział też, ze za nic w świecie nie uda mu się odzyskać jej zaufania…
Zaś Dawid miał ochotę roześmiać się z głos. Owszem nie było w tej sytuacji nic śmiesznego, ale jednak. Warto było szczędzić Pawła i nie pobić go, byleby tylko zobaczyć jej wybuch i to, jak coraz bardziej na niego najeżdżała. I to mu się podobało. Nie, nie sam fakt, ze się na niego wkurzyła, tylko jej wybuch. Bo to znaczyło, że już całkowicie doszła do siebie po wydarzeniach z zakończenia liceum. Kto jej nie zna, nie we, o czym mowa. Po prostu Justyna to bardzo cierpliwa i spokojna dziewczyna, ale jak każdy człowiek ma swoje granice. Co prawda jej granice trudno przekroczyć, ale gdy w końcu komuś się to uda, marny jego los. Bo jej wybuchy – choć rzadkie – były bardzo efektowne i spektakularne. Jak na przykład ten dzisiejszy. Dlatego też średni potomek rodu Kropczyńskich miał ochotę wstać i podbiec do siostry, by mocną ją wyściskać. Oczywiście nie dziwne jest, ze podobne odczucia miał Julek.
Zaś rodzice dziewczyny byli rozdarci wewnętrznie. Z jednej strony mieli ochotę pogonić tych policjantów gdzie pieprz rośnie, zaś z drugiej bali się o bezpieczeństwo swojej najmłodszej latorośli. Nie wiedzieli, co robić…
Stróże prawa szybko się pożegnali i opuścili szpitalną salę. Woleli nie drażnić już dziewczyny. Zawsze mogli tu jeszcze wrócić.
- Przepraszam na chwilę, ale musze do ubikacji – powiedział nagle Ciernichowski wychodząc na korytarz.
Tak naprawdę jednak wcale nie miał zamiaru udać się do WC. Miał nadzieję, że uda mu się dogonić policjantów. I miał szczęście, bo zobaczył ich przy windach.
- Proszę chwilkę poczekać – zawołał w ich kierunku, a ci odwrócili się zdziwieni, bo nie spodziewali się, by ktoś z otoczenia dziewczyny chciał jeszcze z nimi rozmawiać.
Po paru sekundach chłopak znalazł się koło nich. Szybko wyjaśnił im swój pomysł.
- Nie jest to co prawda szczyt naszych marzeń, ale lepsze to, niż nic – stwierdził po wysłuchaniu go nadkomisarz – Przekonaj dziewczynę i jej rodziców, a potem daj nam znać, co i jak.
To powiedziawszy wcisnął mu do ręki swoją wizytówkę i razem z podwładnym zniknęli w windzie. A Julek wrócił do sali. Rodzice dziewczyny akurat próbowali jej wytłumaczyć, ze może faktycznie dobrze byłoby, gdyby faktycznie pomyślała o swoim bezpieczeństwie, jednak ta pozostała dalej nieprzekonana.
- Nie pojadę nigdzie, gdzie będzie ten typek – twardo powtarzała.
- A gdyby nie było z tobą Pawła? – tym razem to Julek zabrał głos siadając na swoim poprzednim miejscu.
Nikt nie spodziewał się tego pytania, więc początkowo wszyscy patrzyli na niego nieco zaskoczeni.
- I miałabym was wszystkich u zostawić, żeby siedzieć pod kluczem w jakiejś zapyziałej dziurze? No way – odpowiedziała w tym czasie Justyna.
- A gdyby było innego rozwiązanie? – drążył dalej – Gdybyś nie musiała wyjeżdżać sama? I sama mogła zdecydować gdzie?
Jego słowa sprawiły, że teraz i panna Kropczyńska przyglądała mu się z rosnącym zainteresowaniem, podobnie jak przyjaciel i ich rodzice.
- Co masz na myśli Julek? – spytał Dawid.
- Mam rodzinę w takim małym miasteczku na południu Polski. Taka dziura zapomniana przez Boga, ale bardzo urokliwa. Jest tam taki jeden dom, w którym nikt nie mieszka. Mówią na to Dom Kata, bo istnieje legenda, według której mieszkał tam kiedyś miejscowy kat. Teraz tam nic nie ma, a dorośli straszą nim dzieci. Ja mam już w sumie wakacje na uczelni, więc jeśli chcesz to moglibyśmy tam pojechać razem, a z nadkomisarzem załatwiłoby się tylko jednego policjanta do ochrony. Co ty na to? – zwrócił się do samej zainteresowanej.
Ta zaś wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami, niezdolna do powiedzenia nawet jednego, krótkiego słowa. Aż dziw, że jej rodzice byli w stanie coś powiedzieć.
- Ale Julek, to będzie dla ciebie problem… Pewnie masz już swoje plany wakacyjne… - mówiła pani Kropczyńska udając, ze to raczej zły pomysł, choć tak naprawdę w jej głosie słychać było ogromną nadzieję.
- To naprawdę żaden kłopot – zapewnił chłopak – I tak naprawdę nie mam żadnych innych planów na spędzenie tegorocznych wakacji – tu musiał nieco kopnąć siedzącego obok Dawida w kostkę, bo niedalej jak parę dni temu rozmawiali o wspólnym wypadzie na Słowację.
- Bylibyśmy ci bardzo wdzięczni – powiedział ojciec dziewczyny.
- A może mnie ktoś zapyta o zdanie? – ocknęła się Justyna – Ja nie mam tu już nic nie powiedzenia?
- Oczywiście, że masz – odparła szybko jej mama – Ale ty pewnie nie będziesz chciała się zgodzić, a może naprawdę warto na jakiś czas wyjechać? Nawet jeśli całe to zagrożenie nie jest niczym poważnym.
- A mogłabym porozmawiać z Julkiem, ale na osobności? – zapytała jeszcze.
Co prawda pozostała trójka nie była za bardzo zachwycona, ale w końcu się zgodzili Nan jej prośbę, po czym opuścili pomieszczenie. Dziewczyna została sama z zakochanym w niej po uszy chłopakiem.
- Dlaczego? – spytała jedynie, choć Ciernichowski spodziewał się całej litanii i argumentów na nie – Dlaczego to robisz?
- Bo jesteś moją przyjaciółką i martwię się ciebie – odpowiedział starając się wytrzymać jej wzrok. W końcu przecież kłamał – Nie chcę, żeby coś ci się stało. Co prawda to Paweł narozrabiał, ale doskonale rozumiem, że nie chcesz jechać z nim. A ponieważ chcę, żebyś była bezpieczna, to chętnie pojadę z tobą.
- Wiem, że nie mówisz mi całej prawdy – stwierdziła po chwili milczenia, dalej patrząc mu w oczy – Ale nie naciskam. Wiem, że kiedyś wyjawisz mi powody, które Toba kierują. Ufam ci, dlatego zgadzam się. Ale obiecaj mi jedno? – poprosiła jeszcze.
- Co takiego? – zapytał czując, jak opada z niego całe napięcie wywołane jej pierwszymi słowami.
- Jeśli będziesz chciał wrócić, powiedz mi. Nie chcę, żebyś musiał tam być ze mną wbrew swojej woli. Dobrze?
- Obiecuję – powiedział poważnie.
Chwilę później na salę wrócili pozostali. Gdy tylko zajęli swoje miejsca, dwójka przyjaciół powiadomiła ich o tym, co postanowili. Oczywiście wszyscy się cieszyli, że dziewczyna się zgodziła. Szybko zadzwonili do Bielaka i mu o wszystkim powiedzieli. Można powiedzieć, że kamień spadł mu z nieba. Czym prędzej przyjechał do szpitala, żeby omówić wszystkie szczegóły. O wszystkim mieli wiedzieć tylko oni. Miejsce wyjazdu znała tylko ich szóstka. Pozostali przyjaciele mieli tylko wiedzieć, że to dla bezpieczeństwa, a wszyscy inny nie mieli zostać poinformowani.
- I chciałbym panią jeszcze przeprosić – zwrócił się do Justyny policjant opuszczając salę – Do tej pory nie wiedziałem, co dokładnie wydarzyło się między panią a podkomisarzem Skrawczyńskim. W innym przypadku nie proponowałbym pani tego wyjazdu z nim. W każdym razie jeszcze raz bardzo przepraszam za swój błąd, a także za jego nad wyraz nieodpowiedzialne zachowanie.
I już go nie było, a reszta w milczeniu wywołanym szokiem wpatrywała się w drzwi, gdzie jeszcze przed chwilą stał.
- Świat się kończy – skwitował to Dawid.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz