Noc. Nieoświetlona droga w lesie. Na
drodze samochód, a w nim Ona.
Jechała przed siebie. Bez celu. Tak
po prostu. Uciekała? Może. Chciała jedynie odpocząć od swojego dotychczasowego
życia. Miała już dość. Wszystkiego i wszystkich. Czuła, że się wypala, że traci
sens życia… Gdzieś po drodze zgubiła siebie. Była osobą wykreowaną przez
innych. Marionetką. Lalką w teatrze kukiełkowym. Jeszcze trochę, a musieliby ją
zamknąć w szpitalu psychiatrycznym.
Zamyślona spokojnie prowadziła
samochód. Dopiero niedawno dostała prawo jazdy, ale byłą dobrym kierowcą.
Ostrożnym. Dlatego zbliżając się do skrzyżowania z drogą podporządkowaną,
zwolniła. Ale to nie wystarczyło. Z prawej strony z ogromną prędkością
nadjechał samochód. Nie miała szansy wyhamować ani uciec. Uderzył w tył z taką
siłą, że obróciło ją kilkakrotnie. Straciła przytomność, a sprawca wypadku
uciekł. A miała pierwszeństwo…
# # #
Gospodyni dużego domu pod lasem
jeszcze nie spała. Podobnie jak czwórka jej adoptowanych dzieci. Mimo później
pory żadne z nich nie wydawało się zmęczone. Dwóch chłopaków, a właściwie już
mężczyzn, pochłoniętych było komputerowymi wyścigami samochodowymi, a dwie
dziewczyny pochylały się nad jakimś magazynem i zawzięcie o czymś dyskutowały.
Natomiast rudowłosa kobieta siedziała w swoim ulubionym fotelu i wyszywała
jakąś serwetkę, kątem oka cały czas obserwując swoje pociechy.
Bez wątpienia mogła powiedzieć, że
była szczęśliwa i niczego więcej do życia nie potrzebowała. Wspaniałe dzieci i
kochający mąż byli całym jej światem. Bardzo poukładanym światem.
Spojrzała na zegarek. Jej mąż
powinien wrócić do domu prawie godzinę temu. Ale się nie martwiła. W końcu był
lekarzem w pobliskim szpitalu i często zdarzało mu się wychodzić później z
pracy. Czasami nawet codziennie. Dlatego się tym nie przejęła. Ani nie
spodziewała się niczego nadzwyczajnego. A powinna…
Kwadrans później wszyscy domownicy
usłyszeli nadjeżdżający samochód, który skręcił w żwirową drogę prowadzącą na
podjazd. Do domu wracał mąż i ojciec.
- Ale tata pędzi – zauważył jeden z
chłopaków, dobrze zbudowany blondyn – Pewnie jakiś profesorek go wkurzył…
- Albo miał ciężki dyżur – snuła
domysły czarnowłosa dziewczyna o śniadej karnacji i dużych brązowych oczach.
Jednak żądne z nich nie miało racji.
Bo kto mógł przewidzieć, że głowa rodziny jak burza wpadnie do domu. W dodatku
trzymając na rękach nieprzytomną i zakrwawioną dziewczynę?
- Co się stało? – zapytała od razu
jego żona, momentalnie pojawiając się obok niego.
- Na skrzyżowaniu za zakrętem był
chyba wypadek, ale dokładnie nie wiem. Kiedy jechałem jej samochód stał na
środku. Nikogo innego nie było, ale samochód miał spore wgniecenie z boku.
Podejrzewam, że drugi uciekł – wyjaśnił
im.
- A co z nią? – spytała brązowooka,
głową wskazując na nieprzytomną dziewczynę – Czemu nie zawiozłeś jej do
szpitala?
- Nie jest źle – odpadł kładąc ją w
salonie na kanapie – Jest tylko potłuczona i podrapana. I w szoku. A do
szpitala nie chciała jechać.
- Jak to, nie chciała? – zdziwiła
się druga z dziewczyn – Przecież jest nieprzytomna.
- Teraz tak, ale wcześniej się
obudziła i kategorycznie odmówiła zawiezienia się do szpitala. Gotowa była w
takim stanie wsiąść do samochodu i odjechać. Więc zaproponowałem, ze obejrzę ją
dokładnie w domu. Zgodziła się, a po drodze znowu straciła przytomność. Ale z
tego, co zdążyłem się zorientować, nic poważnego jej nie jest i hospitalizacja
nie jest potrzebna. Musi po prostu dojść do siebie i odpocząć, bo będzie
obolała – dodał na koniec, po czym jeszcze spytał – Mam nadzieję, że nie macie
nic przeciwko temu, żeby trochę tu została?
- Oczywiście, że nie kochanie – uspokoiła go
rudowłosa – Zaraz przygotuję pokój gościnny – to powiedziawszy dała mężowi
buziaka i skierowała się schodami na piętro.
- Dziewczynki, mogę was prosić, żebyście
mi pomogły umyć ją z tej krwi i przebrać w coś czystego i wygodnego? – zwrócił
się jeszcze do córek.
- Jasne.
# # #
Powoli odzyskiwała przytomność. Docierało do
niej coraz więcej bodźców ze świata zewnętrznego. Leżała na czymś miękkim, a na
jej twarz padało światło słoneczne. Podejrzewała, że gdzieś bardzo blisko
znajduje się okno i to w dodatku otwarte, bo czuła lekki wietrzyk i słyszała
śpiew ptaków. Spróbowała otworzyć oczy i przekonała się, że jeśli chodzi o
słońce, to miała rację, bo poraziło ją w oczy i natychmiast je ponownie
zamknęła. Poleżała tak jeszcze chwilę,
po czym podjęła ponowną próbę. W tym samym momencie usłyszała, jak ktoś wszedł
do pomieszczenia, w którym przebywała. Wyraźnie słyszała kroki i szelest ubrań.
- Teraz, albo nigdy – pomyślała – Światło –
udało jej się cichutko wyszeptać.
Kolejny szelest materiału i w pomieszczeniu
zrobiło się trochę ciemniej, więc dziewczyna podjęła kolejna próbę otwarcia
oczu. Tym razem udaną. Nad sobą zobaczyła dziewczynę o czarnych włosach, która
wpatrywała się w nią z uśmiechem.
- Poczekaj, zawołam tatę – powiedziała jedynie
i już jej nie było.
A ona tymczasem miała okazję rozejrzeć wokół.
Jednak przy najmniejszym ruchu czuła, jak bolą ją wszystkie mięśnie.
- Wreszcie się obudziłaś – usłyszała męski
głos i odruchowo podniosła głowę, by spojrzeć na jego właściciela, lecz zaraz
tego pożałowała i z bólem opadła na poduszkę – Lepiej się nie podnoś, jesteś
cała potłuczona.
- Co się stało? Gdzie ja jestem? – spytała
słabym głosem.
- Miałaś wypadek samochodowy. Nie chciałaś
jechać do szpitala, więc zabrałem cię do siebie do domu – wyjaśnił jej – Nie
pamiętasz?
- Coś zaczynam sobie przypominać…
- Jak się czujesz? Boli cię coś?
- Bywało lepiej – odparła.
Lekarz zaczął ją badać. Cały czas przy tym
rozmawiali, już nie tylko o stanie jej zdrowia, ale także na inne tematy.
Dziewczyna zdradziła mu też to, dlaczego nie chciała, by zawieźć ją do
szpitala.
- Rozumiem – przytaknął doktor – Ale w takim
wypadku zostaniesz u nas przez jakiś czas. Co prawda nic groźnego ci się nie
stało i nie przewiduję żadnych komplikacji, ale tak na wszelki wypadek. Lepiej
dmuchać na zimne.
- W porządku – zgodziła się – Zadzwonię tylko
do rodziców, żeby się o mnie nie martwili.
I tak też zrobiła. Oczywiście, gdy ci tylko
dowiedzieli się o wypadku, zaraz chcieli po nią przyjechać i zabrać do domu,
ale wybiła im to z głowy. W końcu nie była już dzieckiem! Żyła w takim świecie,
że już dawno potrafiła zadbać sama o siebie.
A potem razem z doktorem zeszła na dół, gdzie
w salonie siedziała jego rodzina. Przedstawił ją, pomijając to, czym na co
dzień się zajmuje.
- Mam nadzieję, że nie będziecie mieć nic
przeciwko, jeśli przez jakiś czas u nas zostanie? – spytał.
Oczywiście, nie mieli. Od razu zaprosili ją do
gry w karty, co właśnie całą czwórką robili. Ona jednak odmówiła.
- Nie umiem w to grać – tłumaczyła.
Jednak dla nich nie był to przekonywujący
argument.
- Nauczymy cię – zaproponował jeden z braci,
wysoki blondyn – To wcale nie jest takie trudne, na jakie wygląda – przekonywał
ją.
Aż w końcu się skusiła. I nie pożałowała.
Rodzeństwo cierpliwie wytłumaczyło jej zasady. A potem zasiedli go gry. Nawet
dobrze jej szło. Kilka razy dali jej nawet wygrać, żeby poczuła się raźniej.
Całą piątką wesoło spędzali czas. Śmiali się, żartowali…
# # #
Została u nich ponad tydzień. I z całą
pewnością może powiedzieć, że był to najlepszy tydzień jej życia. Już dawno nie
czuła się tak swobodnie, beztrosko… W końcu byłą sobą. Nie musiała udawać,
uważać na to, co mówi czy robi…
Rodzeństwo przyjęło ją bez pytania o
cokolwiek. Nie interesowało ich, czym się zajmuje, gdzie mieszka…Akceptowali ją
taką, jaka była. I to, co dla niej było najwspanialsze, traktowali ją, jak
jedną z nich. Nie znali jej, ale sprawiali, że czuła się, jakby była częścią
rodziny. Bardzo kochającej się rodziny.
Dziwiła się im. Ale pozytywnie. Bo chociaż
mieli zupełnie inne zainteresowania i różne rozkłady dnia, zawsze znajdowali
chwilę, by spędzić razem trochę czasu. Chociażby na jedną partyjkę w karty, co
jak zdążyła się zorientować, było ich wspólnym hobby.
Niestety w końcu nadszedł czas pożegnania i
powrotu do normalnego życia…
# # #
Minął dobrze ponad miesiąc od czasu, gdy
widziała ich po raz ostatni. Był to czas wielkich zmian. Dzięki nim uzmysłowiła
sobie, co w życiu jest najważniejsze. I choćby nie wiadomo, co się stało,
zawsze zostanie rodzina. Dlatego cały ten czas spędziła z rodzicami i młodszą o
ponad dziesięć lat siostrą, którą zaniedbała przez swoją karierę. Przez ten
czas całkowicie odcięła się od życia medialnego. Żadnych wywiadów, spotkań z
fanami… Nic.
Aż do dzisiaj. Dziś po raz pierwszy od wypadku
miała stanąć na scenie…
# # #
Za oknem padał deszcz. Jednak mieszkańcom domu
pod lasem w żadnym wypadku to nie przeszkadzało. Oni czekali na ojca i męża,
który lada chwila miał wrócić z pracy. Na dzisiejszy wieczór mieli zaplanowane
małe rozgrywki karciane.
Jednak na razie „skakali” po kanałach w
telewizorze, próbując w ten sposób zabić nudę.
- Zatrzymaj! – krzyknęła w pewnym momencie
dziewczyna o kasztanowych włosach, wpatrując się w ekran.
- O co chodzi? – spytał jej brat.
Lecz nie uzyskał odpowiedzi, bo
kasztanowowłosa bez słowa wpatrywała się w ekran, gdzie akurat pokazywali
urywki wczorajszego koncertu jednej z najpopularniejszych piosenkarek młodego
pokolenia.
Byli nie lada zaskoczeni, gdy rozpoznali w
niej dziewczynę z wypadku, która przez jakiś czas u nich mieszkała.
A w jeszcze większe zaskoczenie wprawiły ich
jej słowa.
- Ostatnią piosenkę dedykuję pewnej rodzinie z
małego miasteczka na północy kraju. Rodzinie, która pokazała mi, co w życiu tak
naprawdę się liczy. Dzięki której odzyskałam sens życia i na powrót nauczyłam
się cieszyć każdą chwilą. Gdyby nie oni, z pewnością nie byłoby mnie tutaj. Ta
piosenka napisana jest z myślą o ludziach, którzy potrafią kochać i nie wstydzą
się tego.
„W dobie zawiści,
zazdrości, kłamstw
Byli przejrzyści jak
szkło (…)
W najgorszych
chwilach, gdy świat odwrócił się
Oni najwierniej
wspierali zawsze mnie (…)
Dziękuję Wam za to, ze
nie boję się życia
Nie boję się
Z Wami polecę do
gwiazd, pokonam strach
Bez Was ciemno jest”
Cała
rodzina bez słowa wpatrywała się w ekran. Nawet się nie zorientowali, kiedy
tata wrócić do domu. Każdy z nich miał w oczach łzy, a na twarzy uśmiech.
Zadzwonił
dzwonek do drzwi. To posłaniec z poczty kwiatowej przyniósł ogromny bukiet
czerwonych róż. Do bukietu dołączony był bilecik
„Dziękuję”
Siedzieli na kanapie, czule się obejmując.
Byli rodziną i kochali się nad życie.
Dla takich chwil warto żyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz