Wszystkie treści i zdjęcia zamieszczone na tym blogu są tylko i wyłącznie moją własnością. Kopiowanie ich jest zabronione.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

OPOWIADANIE: Dziękuję


            Noc. Nieoświetlona droga w lesie. Na drodze samochód, a w nim Ona.

            Jechała przed siebie. Bez celu. Tak po prostu. Uciekała? Może. Chciała jedynie odpocząć od swojego dotychczasowego życia. Miała już dość. Wszystkiego i wszystkich. Czuła, że się wypala, że traci sens życia… Gdzieś po drodze zgubiła siebie. Była osobą wykreowaną przez innych. Marionetką. Lalką w teatrze kukiełkowym. Jeszcze trochę, a musieliby ją zamknąć w szpitalu psychiatrycznym.

            Zamyślona spokojnie prowadziła samochód. Dopiero niedawno dostała prawo jazdy, ale byłą dobrym kierowcą. Ostrożnym. Dlatego zbliżając się do skrzyżowania z drogą podporządkowaną, zwolniła. Ale to nie wystarczyło. Z prawej strony z ogromną prędkością nadjechał samochód. Nie miała szansy wyhamować ani uciec. Uderzył w tył z taką siłą, że obróciło ją kilkakrotnie. Straciła przytomność, a sprawca wypadku uciekł. A miała pierwszeństwo…

#   #   #

            Gospodyni dużego domu pod lasem jeszcze nie spała. Podobnie jak czwórka jej adoptowanych dzieci. Mimo później pory żadne z nich nie wydawało się zmęczone. Dwóch chłopaków, a właściwie już mężczyzn, pochłoniętych było komputerowymi wyścigami samochodowymi, a dwie dziewczyny pochylały się nad jakimś magazynem i zawzięcie o czymś dyskutowały. Natomiast rudowłosa kobieta siedziała w swoim ulubionym fotelu i wyszywała jakąś serwetkę, kątem oka cały czas obserwując swoje pociechy.

            Bez wątpienia mogła powiedzieć, że była szczęśliwa i niczego więcej do życia nie potrzebowała. Wspaniałe dzieci i kochający mąż byli całym jej światem. Bardzo poukładanym światem.

            Spojrzała na zegarek. Jej mąż powinien wrócić do domu prawie godzinę temu. Ale się nie martwiła. W końcu był lekarzem w pobliskim szpitalu i często zdarzało mu się wychodzić później z pracy. Czasami nawet codziennie. Dlatego się tym nie przejęła. Ani nie spodziewała się niczego nadzwyczajnego. A powinna…

            Kwadrans później wszyscy domownicy usłyszeli nadjeżdżający samochód, który skręcił w żwirową drogę prowadzącą na podjazd. Do domu wracał mąż i ojciec.

            - Ale tata pędzi – zauważył jeden z chłopaków, dobrze zbudowany blondyn – Pewnie jakiś profesorek go wkurzył…

            - Albo miał ciężki dyżur – snuła domysły czarnowłosa dziewczyna o śniadej karnacji i dużych brązowych oczach.

            Jednak żądne z nich nie miało racji. Bo kto mógł przewidzieć, że głowa rodziny jak burza wpadnie do domu. W dodatku trzymając na rękach nieprzytomną i zakrwawioną dziewczynę?

            - Co się stało? – zapytała od razu jego żona, momentalnie pojawiając się obok niego.

            - Na skrzyżowaniu za zakrętem był chyba wypadek, ale dokładnie nie wiem. Kiedy jechałem jej samochód stał na środku. Nikogo innego nie było, ale samochód miał spore wgniecenie z boku. Podejrzewam,  że drugi uciekł – wyjaśnił im.

            - A co z nią? – spytała brązowooka, głową wskazując na nieprzytomną dziewczynę – Czemu nie zawiozłeś jej do szpitala?

            - Nie jest źle – odpadł kładąc ją w salonie na kanapie – Jest tylko potłuczona i podrapana. I w szoku. A do szpitala nie chciała jechać.

            - Jak to, nie chciała? – zdziwiła się druga z dziewczyn – Przecież jest nieprzytomna.

            - Teraz tak, ale wcześniej się obudziła i kategorycznie odmówiła zawiezienia się do szpitala. Gotowa była w takim stanie wsiąść do samochodu i odjechać. Więc zaproponowałem, ze obejrzę ją dokładnie w domu. Zgodziła się, a po drodze znowu straciła przytomność. Ale z tego, co zdążyłem się zorientować, nic poważnego jej nie jest i hospitalizacja nie jest potrzebna. Musi po prostu dojść do siebie i odpocząć, bo będzie obolała – dodał na koniec, po czym jeszcze spytał – Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu, żeby trochę tu została?

- Oczywiście, że nie kochanie – uspokoiła go rudowłosa – Zaraz przygotuję pokój gościnny – to powiedziawszy dała mężowi buziaka i skierowała się schodami na piętro.

            - Dziewczynki, mogę was prosić, żebyście mi pomogły umyć ją z tej krwi i przebrać w coś czystego i wygodnego? – zwrócił się jeszcze do córek.
           
            - Jasne.

#   #   #

Powoli odzyskiwała przytomność. Docierało do niej coraz więcej bodźców ze świata zewnętrznego. Leżała na czymś miękkim, a na jej twarz padało światło słoneczne. Podejrzewała, że gdzieś bardzo blisko znajduje się okno i to w dodatku otwarte, bo czuła lekki wietrzyk i słyszała śpiew ptaków. Spróbowała otworzyć oczy i przekonała się, że jeśli chodzi o słońce, to miała rację, bo poraziło ją w oczy i natychmiast je ponownie zamknęła.  Poleżała tak jeszcze chwilę, po czym podjęła ponowną próbę. W tym samym momencie usłyszała, jak ktoś wszedł do pomieszczenia, w którym przebywała. Wyraźnie słyszała kroki i szelest ubrań.

- Teraz, albo nigdy – pomyślała – Światło – udało jej się cichutko wyszeptać.

Kolejny szelest materiału i w pomieszczeniu zrobiło się trochę ciemniej, więc dziewczyna podjęła kolejna próbę otwarcia oczu. Tym razem udaną. Nad sobą zobaczyła dziewczynę o czarnych włosach, która wpatrywała się w nią z uśmiechem.

- Poczekaj, zawołam tatę – powiedziała jedynie i już jej nie było.

A ona tymczasem miała okazję rozejrzeć wokół. Jednak przy najmniejszym ruchu czuła, jak bolą ją wszystkie mięśnie.

- Wreszcie się obudziłaś – usłyszała męski głos i odruchowo podniosła głowę, by spojrzeć na jego właściciela, lecz zaraz tego pożałowała i z bólem opadła na poduszkę – Lepiej się nie podnoś, jesteś cała potłuczona.

- Co się stało? Gdzie ja jestem? – spytała słabym głosem.

- Miałaś wypadek samochodowy. Nie chciałaś jechać do szpitala, więc zabrałem cię do siebie do domu – wyjaśnił jej – Nie pamiętasz?

- Coś zaczynam sobie przypominać…

- Jak się czujesz? Boli cię coś?

- Bywało lepiej – odparła.

Lekarz zaczął ją badać. Cały czas przy tym rozmawiali, już nie tylko o stanie jej zdrowia, ale także na inne tematy. Dziewczyna zdradziła mu też to, dlaczego nie chciała, by zawieźć ją do szpitala.

- Rozumiem – przytaknął doktor – Ale w takim wypadku zostaniesz u nas przez jakiś czas. Co prawda nic groźnego ci się nie stało i nie przewiduję żadnych komplikacji, ale tak na wszelki wypadek. Lepiej dmuchać na zimne.

- W porządku – zgodziła się – Zadzwonię tylko do rodziców, żeby się o mnie nie martwili.

I tak też zrobiła. Oczywiście, gdy ci tylko dowiedzieli się o wypadku, zaraz chcieli po nią przyjechać i zabrać do domu, ale wybiła im to z głowy. W końcu nie była już dzieckiem! Żyła w takim świecie, że już dawno potrafiła zadbać sama o siebie.

A potem razem z doktorem zeszła na dół, gdzie w salonie siedziała jego rodzina. Przedstawił ją, pomijając to, czym na co dzień się zajmuje.

- Mam nadzieję, że nie będziecie mieć nic przeciwko, jeśli przez jakiś czas u nas zostanie? – spytał.

Oczywiście, nie mieli. Od razu zaprosili ją do gry w karty, co właśnie całą czwórką robili. Ona jednak odmówiła.

- Nie umiem w to grać – tłumaczyła.

Jednak dla nich nie był to przekonywujący argument.

- Nauczymy cię – zaproponował jeden z braci, wysoki blondyn – To wcale nie jest takie trudne, na jakie wygląda – przekonywał ją.

Aż w końcu się skusiła. I nie pożałowała. Rodzeństwo cierpliwie wytłumaczyło jej zasady. A potem zasiedli go gry. Nawet dobrze jej szło. Kilka razy dali jej nawet wygrać, żeby poczuła się raźniej. Całą piątką wesoło spędzali czas. Śmiali się, żartowali…

#   #   #

Została u nich ponad tydzień. I z całą pewnością może powiedzieć, że był to najlepszy tydzień jej życia. Już dawno nie czuła się tak swobodnie, beztrosko… W końcu byłą sobą. Nie musiała udawać, uważać na to, co mówi czy robi…

Rodzeństwo przyjęło ją bez pytania o cokolwiek. Nie interesowało ich, czym się zajmuje, gdzie mieszka…Akceptowali ją taką, jaka była. I to, co dla niej było najwspanialsze, traktowali ją, jak jedną z nich. Nie znali jej, ale sprawiali, że czuła się, jakby była częścią rodziny. Bardzo kochającej się rodziny.

Dziwiła się im. Ale pozytywnie. Bo chociaż mieli zupełnie inne zainteresowania i różne rozkłady dnia, zawsze znajdowali chwilę, by spędzić razem trochę czasu. Chociażby na jedną partyjkę w karty, co jak zdążyła się zorientować, było ich wspólnym hobby.

Niestety w końcu nadszedł czas pożegnania i powrotu do normalnego życia…

#   #   #

Minął dobrze ponad miesiąc od czasu, gdy widziała ich po raz ostatni. Był to czas wielkich zmian. Dzięki nim uzmysłowiła sobie, co w życiu jest najważniejsze. I choćby nie wiadomo, co się stało, zawsze zostanie rodzina. Dlatego cały ten czas spędziła z rodzicami i młodszą o ponad dziesięć lat siostrą, którą zaniedbała przez swoją karierę. Przez ten czas całkowicie odcięła się od życia medialnego. Żadnych wywiadów, spotkań z fanami… Nic.

Aż do dzisiaj. Dziś po raz pierwszy od wypadku miała stanąć na scenie…

#   #   #

Za oknem padał deszcz. Jednak mieszkańcom domu pod lasem w żadnym wypadku to nie przeszkadzało. Oni czekali na ojca i męża, który lada chwila miał wrócić z pracy. Na dzisiejszy wieczór mieli zaplanowane małe rozgrywki karciane.

Jednak na razie „skakali” po kanałach w telewizorze, próbując w ten sposób zabić nudę.

- Zatrzymaj! – krzyknęła w pewnym momencie dziewczyna o kasztanowych włosach, wpatrując się w ekran.

- O co chodzi? – spytał jej brat.

Lecz nie uzyskał odpowiedzi, bo kasztanowowłosa bez słowa wpatrywała się w ekran, gdzie akurat pokazywali urywki wczorajszego koncertu jednej z najpopularniejszych piosenkarek młodego pokolenia.

Byli nie lada zaskoczeni, gdy rozpoznali w niej dziewczynę z wypadku, która przez jakiś czas u nich mieszkała.

A w jeszcze większe zaskoczenie wprawiły ich jej słowa.

- Ostatnią piosenkę dedykuję pewnej rodzinie z małego miasteczka na północy kraju. Rodzinie, która pokazała mi, co w życiu tak naprawdę się liczy. Dzięki której odzyskałam sens życia i na powrót nauczyłam się cieszyć każdą chwilą. Gdyby nie oni, z pewnością nie byłoby mnie tutaj. Ta piosenka napisana jest z myślą o ludziach, którzy potrafią kochać i nie wstydzą się tego.

„W dobie zawiści, zazdrości, kłamstw
Byli przejrzyści jak szkło (…)
W najgorszych chwilach, gdy świat odwrócił się
Oni najwierniej wspierali zawsze mnie (…)
Dziękuję Wam za to, ze nie boję się życia
Nie boję się
Z Wami polecę do gwiazd, pokonam strach
Bez Was ciemno jest”

Cała rodzina bez słowa wpatrywała się w ekran. Nawet się nie zorientowali, kiedy tata wrócić do domu. Każdy z nich miał w oczach łzy, a na twarzy uśmiech.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. To posłaniec z poczty kwiatowej przyniósł ogromny bukiet czerwonych róż. Do bukietu dołączony był bilecik

„Dziękuję”

Siedzieli na kanapie, czule się obejmując. Byli rodziną i kochali się nad życie.

Dla takich chwil warto żyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz