Kamil stał nad „świeżym” grobem. O
ile grobem można nazwać kupkę usypanej ziemi z wetkniętym w nią drewnianym
krzyżem, do którego przybito tabliczkę z napisem:
Julia Jardecka
Zm. 16 października 2009 r.
Żyła lat 24
Tyle po niej pozostało. Parę słów i
skromny grób, w którym spoczywało jej drobne ciało.
Doskonale pamiętał, jak dwa dni temu
przyszedł do niego załamany Sebastian i powiedział „Julia nie żyje.
Popełniła samobójstwo”. A potem dał mu kopertę z jego imieniem i
poinformował go o pogrzebie.
To był dla niego ogromny szok.
Pamiętał ją wesołą, zawsze roześmianą. Jeszcze dwa tygodnie temu widział ją
całą i zdrową. Owszem, zostawiła go dla innego, ale on ją dalej kochał…
A teraz stał nad jej grobem, w ręce
ściskając jej ostatni list…
Kochany Kamilku.
Wiem, że nie powinnam tak do ciebie
mówić i że pewnie mnie nienawidzisz, ale mimo wszystko proszę, przeczytaj ten
list do końca. Może wtedy zrozumiesz, dlaczego postąpiłam tak, a nie inaczej.
Bo na wybaczenie nie zasługuję…
Nigdy nie mówiłam o przeszłości, a
Ty to w pełni akceptowałeś. Wiedziałeś, że wspomnienia były dla mnie bolesne i
nie naciskałeś. Byłam Ci z tego powodu bardzo wdzięczna. Wiem jednak, że
popełniłam błąd. Powinnam była powiedzieć Ci o tym wszystkim wcześniej. Może
niczego by to nie zmieniło, ale przynajmniej byłabym wobec Ciebie fair…
Moje dzieciństwo do najgorszych nie
należało, ale najszczęśliwsze też nie było. Mój ojciec pracował na hucie i
lubił sobie wypić z kolegami. Nie, nie był pijakiem. Po prostu mniej więcej raz
w tygodniu spotykał się z nimi przy piwie lub szklaneczce czegoś mocniejszego.
Gdy pijany wracał do domu, zaczynał kłócić się z mamą. Oboje myśleli, że
zamknięta w swoim pokoju o niczym nie wiedziałam. Mylili się. Słyszałam każde
ich słowo, a gdy w końcu zasypiali, całą noc płakałam. Lecz z czasem nauczyłam
się z tym żyć. W końcu ojcowie innych dzieci codziennie byli pijani, więc ja
nie miałam powodu do narzekań…
Sebastiana poznałam, gdy miałam 10
lat. Zawsze trzymałam się na uboczu, przez co nie byłam zbyt lubiana. Sebek był
wtedy nowy na podwórku i po prostu podszedł do mnie i zagadał. Później koledzy
śmiali się z niego, że zadaje się z odludkiem, ale on się tym nie przejmował i
dalej się ze mną przyjaźnił. Znał każdą moją tajemnicę i zawsze mogłam na niego
liczyć, podobnie jak on na mnie.
Gdy miałam 17 lat zginęli moi
rodzice. Wpadłam wtedy w „złe towarzystwo” i zaczęłam brać narkotyki. Sebastian
o niczym nie wiedział. Myślał, że po prostu jest mi ciężko i że z czasem mi
przejdzie… Prawda wyszła na jaw całkiem przypadkiem. Tamtego dnia dość ostro
się pokłóciliśmy. Mówił wtedy, że nie mogę tak dłużej żyć, że muszę się w końcu
pogodzić ze śmiercią rodziców. Pamiętam, jak wykrzyczałam mu wtedy w twarz, że
on nie ma o niczym pojęcia i nie wie, jak to jest stracić rodziców. Potem
uciekłam do parku, gdzie na jednej z ławek siedzieli „moi znajomi”. Spytałam
ich, czy mają to, co zawsze. Jeden z nich – Czarny – odpowiedział, że tak. Ale
gdy zobaczył, w jakim jestem stanie, zaproponował mi coś nowego.
- Mówię ci, nie pożałujesz… - kusił
mnie.
I skusił. Wtedy po raz pierwszy
wzięłam heroinę. Początkowo czułam się super, ale „jazda” szybko minęła.
Powiedziałam Czarnemu, żeby dał mi jeszcze.
- Widzę, że ci się spodobało – śmiał
się z pozostałymi wkuwając mi się w żyłę.
Pamiętam jak dziś, co się później
działo. Zamiast „odjazdu” poczułam, jak kręci mi się w głowie, a przed oczami
pojawiły mi się mroczki. Zaraz potem straciłam przytomność. Tamci uciekli.
Znalazł mnie Sebastian i jak
najszybciej zawiózł do szpitala. Przekonał lekarzy, żeby nie zawiadamiali
policji. Mówił, że to pierwszy raz, że mam teraz ciężki okres po śmierci
rodziców i że on mnie przypilnuje, żeby więcej nie wzięła tego świństwa do ust.
Gdy odzyskałam przytomność,
Sebastian powiedział, że się na mnie zawiódł, a w jego oczach dostrzegłam
ogromny ból. Miałam straszne wyrzuty sumienia. Już bardziej wolałabym, żeby na
mnie nawrzeszczał, niż żeby patrzył na mnie tym zawiedzionym wzrokiem. Nie
wiedziałam, co mam powiedzieć. Wstydziłam się spojrzeć mu w oczy.
- Przepraszam… - zdołałam jedynie
wydusić, choć wiedziałam, że to zdecydowanie za mało.
Z moich oczu popłynęły łzy. Nawet
nie próbowałam ich ukryć. Siedzieliśmy w ciszy, a koc którym byłam przykryta z
każdą minutą robił się coraz bardziej mokry. W końcu, po nie wiem jak długim
czasie, Sebastian usiadł obok mnie na łóżku i mocno mnie przytulił.
- Obiecaj mi, ze już nigdy tego nie
zrobisz. Tak bardzo się o ciebie bałem – powiedział głaszcząc mnie po włosach.
- Obiecuję – powiedziałam, jeszcze
mocniej wtulając się w jego ramię.
Tamto wydarzenie jeszcze bardziej
nas do siebie zbliżyło. Postanowiliśmy wyjechać z miasta. Sebastian był już po
maturze i planował poszukać pracy w jakimś warsztacie samochodowym, a ja
musiałam zmienić otoczenie. Bardzo szybko bowiem rozeszło się, że jestem
ćpunką.
Pojechaliśmy do Warszawy. Sebastian
zaczepił się w warsztacie, a ja kontynuowałam naukę, wieczorami dorabiając
sobie w barze jako kelnerka. Wynajmowaliśmy mała kawalerkę. I tak sobie
żyliśmy…
Rok później w naszym życiu pojawiłeś
się Ty. Razem z Sebastianem pracowałeś w warsztacie u pana Michała.
Zaprzyjaźniliście się. Ja po przygodzie z bandą Czarnego bałam się zaufać
komukolwiek. Dlatego początkowo byłam w stosunku do Ciebie taka chłodna. Ale z
czasem udało Ci się zdobyć moje zaufanie. Sebastian był z tego powodu bardzo
szczęśliwy. Godzinami powtarzał mi, że powinnam wyjść do ludzi, otworzyć się na
nowe znajomości. Kiwałam głową na tak i w dalszym ciągu robiłam swoje.
Przy Tobie odżyłam i znowu nauczyłam
się uśmiechać. Razem z Sebastianem pokazaliście mi, że świat nie jest taki zły,
że istnieje jeszcze dobro.
Nawet się nie zorientowałam, kiedy
się w Tobie zakochałam. Poza Sebkiem byłeś moim najlepszym przyjacielem,
dlatego ukrywałam swoje uczucia. Nie chciałam zepsuć tego, co było między nami…
Aż któregoś dnia, gdy byłam sama w
domu, przyszedłeś do mnie.
- Cześć Kamil. Sebastiana nie ma,
musiał zostać dłużej w warsztacie – przywitałam Cię.
- Wiem – odpowiedziałeś – Ja do
ciebie.
- Proszę, wejdź – wpuściłam Cię do
mieszkania – Napijesz się czegoś?
- Kawy, jeśli można.
- Jasne, już robię.
Próbowałeś być naturalny, ale ja
widziałam, że tak naprawdę byłeś bardzo spięty.
- Proszę – powiedziałam parę minut
później stawiając przed Tobą kubek z parującym napojem.
Do tej pory pamiętam, że był to
kubek z moim zdjęciem i napisem „Wszystkie NAJ kochana 16-latko”. To jedna z
niewielu pamiątek po rodzicach, którą zabrałam ze sobą do Warszawy. W mojej
pamięci mam także obraz uśmiechu, którym mnie wtedy obdarzyłeś. Miałeś wtedy takie
cudowne dołeczki w policzkach… Nigdy Ci tego nie mówiłam, ale kochałam patrzeć
jak się śmiejesz…
- Ci się dzieje? – spytałam widząc,
że Ty nie rwiesz się do mówienia.
- Nic się nie dzieje. Skąd ci to
przyszło do głowy?
- Widzę. Jesteś zdenerwowany, ręce
ci się trzęsą…
- Wydaje ci się…
- Nic mi się nie wydaje i oboje
dobrze o tym wiemy. Ale jak nie chce, to nie mów… Ja Cię do niczego zmuszać nie
będę.
Po moich słowach zapadła cisza. Nie
wiem, jak dla Ciebie, ale dla mnie uciążliwa ona nie była.
- Faktycznie jest coś, o czym
chciałbym z tobą porozmawiać – stwierdziłeś po kilku minutach.
Widziałam, że to coś poważnego,
dlatego nie ponaglałam Cię. Wiedziałam, że jak będziesz gotowy, sam zaczniesz
mówić. Ale to, co wtedy od Ciebie usłyszałam, kompletnie mnie zaskoczyło, a
jednocześnie… uszczęśliwiło.
- Julia, ja wiem, że to może cię
zaskoczyć, ale to, co mam ci do powiedzenia jest jak najbardziej szczere i
płynie prosto z mojego serca. Julia, ja… Ja cię kocham…
Początkowo nie mogłam uwierzyć w
Twoje słowa. Nie wiedziałam, jak zareagować na Twoje wyznanie. Nie byłam w
stanie powiedzieć ani słowa.
- Wiem, że wydaje ci się to dziwne –
mówiłeś dalej niezrażony moim milczeniem, patrząc mi prosto w oczy – Znamy się
od trzech miesięcy, to niedługo. Ale ja od samego początku czułem, że jesteś
dla mnie kimś więcej niż „siostrą” kumpla, czy przyjaciółką. I dlatego krok po
kroku starałem się zdobyć twoje zaufanie. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaki
byłem szczęśliwy, gdy mi się to w końcu udało. Wtedy już wiedziałem, że cię
kocham, że chcę być tylko z tobą i że jesteś tą jedyną…
Powiedzieć, że byłam zszokowana, to
mało.
- To chyba jakiś sen… - wyszeptałam
w końcu podnoszą się z krzesła i podchodząc do okna. W oczach miałam łzy – To
musi być sen…
Nie widziałam, jak zareagowałeś na
moje słowa, bo stałam tyłem do Ciebie, ale chwilę później poczułam Twoje ręce
na swoich ramionach.
- To nie jest sen – powiedziałeś, po
czym odwróciłeś mnie przodem do siebie i podniosłeś moją głowę tak, że
patrzyłam prosto w Twoje oczy – Kocham Cię jak nikogo innego na świecie. Z tobą
chcę spędzić resztę życia, z tobą się zestarzeć…
To było dla mnie za dużo. Spuściłam
głowę, a z moich oczu popłynęły łzy. W głowie miałam mętlik. Facet, którego
kochałam całym sercem właśnie wyznam, że mnie kocha i żyć beze mnie nie może, a
ja… A ja byłam przekonana, że nie zasługuję na miłość. Że za dużo złego
zrobiłam i teraz muszę za to wszystko zapłacić. Ale nie powiedziałam Ci tego.
Nic Ci nie powiedziałam. Stałam przed Tobą milcząca ze wzrokiem wbitym w
podłogę.
Moje milczenie odczytałeś jako
odrzucenie Twojej miłości, bo po chwili nic nie mówiąc opuściłeś nasze
mieszkanie. A ja zjechałam po ścianie i siedząc na podłodze płakałam.
W takiej pozycji zastał mnie
Sebastian, który ponad godzinę później wrócił do domu. Nie chciał wierzyć,
kiedy pytana o to, co mi jest, odpowiadałam, że nic. Ale znał mnie na tyle
dobrze, że wiedział, że siła nic ode mnie nie wyciągnie. Dlatego pozwolił mi
się wypłakać. Wiedział, że jak będę gotowa, wszystko mu powiem.
Byłam tak zmęczona płaczem, że
zasnęłam wtulona w ramię Sebka. Obudziłam się dopiero rano. Od płaczu bolała
mnie głowa. Cały dzień chodziłam przygnębiona. Sebastian nie wypytywał mnie,
ale czułam jego troskliwy wzrok na sobie. Wszystkie czynności, jakie miałam do
zrobienia, wykonywałam automatycznie. I tak było przez cały następny tydzień.
Dopiero w sobotę zebrałam się na odwagę i mu o wszystkim powiedziałam. Gdy
skończyłam, próbował mnie przekonać, że nie mam racji, że takie myślenie
sprawi, że nigdy nie będę szczęśliwa.
- Bo ja nie zasługuję na szczęście…
- powtarzałam w kółko.
Nie dałam sobie wytłumaczyć, że jest
inaczej i każdy ma prawo do szczęścia, bez względu na wszystko. Jego słowa były
jak rzucanie grochem o ścianę. Nie chciałam przyjąć do wiadomości, że mógłby
mieć rację.
- Idę do parku – powiedziałam w
końcu, mając dość jego gadania, że w ten sposób tylko się unieszczęśliwiam.
Na miejscu jak zwykle zajęłam moją
ulubioną ławkę koło fontanny. W momentach, gdy miałam wszystkiego dość, zawsze
tam chodziłam i się wyciszałam. To miejsce w jakiś sposób pomagało mi nabrać
dystansu do siebie i do świata. Potrafiłam spędzić tam kilka godzin, nawet tego
nie zauważając.
Tak było i tamtego dnia. Do domu
wróciłam po jakiś trzech godzinach, gdy powoli zaczynało się ściemniać.
- Gdzie ty byłaś? – zapytał mnie
Sebastian, gdy tylko przekroczyłam próg domu.
Za jego plecami dostrzegłam Ciebie.
Twoja obecność sprawiła, że poczułam się jeszcze podlej, ale w dalszym ciągu
trzymałam się swojej decyzji.
- W parku. Przecież ci mówiłam –
odpowiedziałam mijając was i kierując się na niewielki balkonik.
Widok, jaki się z niego roztaczał nie był piękny,
ale mnie to nie przeszkadzało, bo ja patrzyłam w niebo na gwiazdy. Ty z
Sebastianem o czymś szeptem rozmawialiście, ale nie wiem o czym, bo słyszałam
tylko wasze ściszone głosy. Zresztą, nawet nie byłam ciekawa…
Chwilę później wyczułam obok mnie czyjąś obecność.
- Zostaw mnie Seba – powiedziałam nawet nie patrząc
w tamtą stronę.
- A co, jeśli tego nie zrobię? – usłyszałam i już
wiedziałam, że to nie był mój braciszek.
- Kamil, proszę… - wyszeptałam, a z moich oczu
popłynęły łzy.
- Nie – powiedziałeś obejmując mnie ramionami i
mocno do siebie przytulając – Sebastian mi o wszystkim powiedział. Nie wiem, co
się wydarzyło i nie chcę wiedzieć. Kocham cię bez względu na wszystko.
- Kamil, ja… Ja nie mogę…
Nie odpowiedziałeś od razu. Odwróciłeś mnie twarzą
ku sobie i zmusiłeś do tego, aby spojrzała Ci w oczy.
Ja jednak usilnie unikałam Twojego wzroku.
- Spójrz mi w oczy – poprosiłeś – Spójrz i powiedz,
że mnie nie kochasz, a dam ci spokój.
- Skoro rozmawiałeś z Sebkiem to wiesz, że nie mogę
tego zrobić…
- Więc daj nam szansę… Daj ją sobie…
Po tych słowach mnie pocałowałeś. Tak delikatnie i
zmysłowo, a jednocześnie namiętnie. Odwzajemniłam ten pocałunek, ale po chwili
go przerwałam.
- Przepraszam, ale nie potrafię…
- Potrafisz, wiem o tym… Musisz tylko uwierzyć,
chcieć… - mówiłeś w dalszym ciągu patrząc w moje załzawione oczy.
- Chcę… Bardzo chcę… Ale ja nie zasługuję na
miłość…
- Nie prawda. Każdy na nią zasługuje, a już w
szczególności ty, bo jesteś cudowną osobą. I nie tylko ja tak uważasz, bo
Sebastian też. A zaprzeczając naszym słowom, ranisz nas.
Na te słowa nie odpowiedziałam, bo nie potrafiłam
przytoczyć żądnego sensownego argumentu.
- Pozwól mi siebie kochać… Pozwól sobie na miłość…
- wyszeptałeś mi do ucha.
Jedyną moją reakcją na Twoje słowa był kolejny
potok łez płynący z moich oczu. A Ty… Ty mnie po prostu do siebie przytuliłeś.
Tak czule. W Twoich ramionach czułam się taka bezpieczna, taka szczęśliwa… W
tamtej chwili pragnęłam nigdy nie opuszczać Twoich ramion i zawsze być przy
Tobie.
- Kocham cię… - wyszeptałeś ponownie, a Twój oddech
czule łaskotał moje ucho.
Twoja nieświadoma pieszczota sprawiła, że po moim
ciele przebiegły dreszcze. Zauważyłeś to i tym razem delikatnie musnąłeś moje
ucho ustami.
- Kamil… Proszę cię…
- Nie, to ja cię proszę… Kocham cię i chcę być z
tobą bez względu na wszystko i wszystkich…
Swoje wyznanie przypieczętowałeś kolejnym
pocałunkiem. Podobnie jak poprzedni, ten również był delikatny i namiętny
zarazem. Jedną ręką w dalszym ciągu mnie obejmowałeś, a drugą wplotłeś w moje
włosy.
Tym razem nie przerwałam. Oderwaliśmy się od siebie
dopiero, gdy zaczęło brakować nam powietrza.
- Kocham cię Julka… - powiedziałeś opierając czoło
na moim – Zawsze będę cię kochał…
- Ja ciebie też Kamilku… - odpowiedziałam
cichuteńko, wtulając się w Twoje ramiona – Ja ciebie też…
Tamten wieczór zmienił całe moje życie. Nigdy nie
myślałam, że można kogoś aż tak kochać. W całym swoim życiu nie zaznałam tyle
miłości, co w tamtym czasie od Ciebie. Każdy Twój dotyk przyprawiał mnie o
dreszcze, a każdy pocałunek odczuwałam, jakby była naszym pierwszym. Każdą
wolną chwilę spędzaliśmy razem.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa – powtarzał mi Sebastian.
Bo naprawdę byłam bardzo szczęśliwa. Często gdy
wieczorem już zasypiałam myślałam, że to wszystko to p prostu sen, że rano się
obudzę i wszystko będzie jak dawniej…
Pomagałeś przygotować mi się do matury i razem ze
mną cierpliwie czekałeś na wyniki. Dziwiłam się, jak wtedy ze mną
wytrzymywałeś, to moje ciągłe marudzenie, że nie zdam, ze do niczego się nie
nadaję… Wykazywałeś wtedy do mnie anielską cierpliwość. Nawet gdy powiedziałam
Ci, że musimy się rozstać, bo nie zasługujesz na tak głupią dziewczynę, jak ja.
- Kocham cię i nic, nawet głupie wyniki matury,
tego nie zmienią – powiedziałeś spokojnie.
Kilka dni później okazało się, ze maturę zdałam. I
to z całkiem niezłymi wynikami. Bez problemu dostałam się na upragnioną
pedagogikę na Uniwersytecie Warszawskim. Razem ze mną cieszyłeś się z tego
powodu…
Potem nadeszły moje 19 urodziny. Ten dzień nigdy
nie była dla mnie powodem do świętowania, bo przeważnie ludzie o tym
zapominali. Wyjątek oczywiście stanowił Sebastian. Myślałam, że i tym razem
będzie podobnie, ale po raz kolejny Cię nie doceniłam. Urządziłeś wspaniałą
kolację przy świecach. Dostałam od Ciebie piękny łańcuszek, z którym nigdy się
nie zostawałam.
- Tak bardzo cię kocham… - powiedziałeś, gdy
wtuleni w siebie siedzieliśmy na kanapie w Twoim niewielkim saloniku.
- Ja ciebie też kocham. Z każdym dniem coraz
bardziej…
Nie doczekałam się od Ciebie odpowiedzi, bo Ty po
prostu mnie pocałowałeś. Nie był to jednak taki zwykły pocałunek… Od tego aż
mnie ciarki przeszły. Jeszcze nigdy mnie tak nie całowałeś.
- Kocham cię i obiecuję, że już zawsze będę cię
kochać – usłyszałam, gdy na chwilę się od siebie oderwaliśmy.
Tym razem to ja nie odpowiedziałam, tylko złożyłam
na Twoich ustach równie namiętny pocałunek.
Oboje podświadomie wiedzieliśmy, do czego te
pocałunki prowadziły i oboje tego chcieliśmy. Gdy Twoje usta błądziły po mojej
szyi i ramionach, wiedziałam, że jesteś tym jedynym, tym na całe życie…
Twoje ruchy były takie delikatne, a Twój dotyk taki
subtelny…
- Jesteś pewna, że tego chcesz? – spytałeś drżącym
głosem.
Moją kolejną odpowiedzią na Twoje pytanie był
kolejny pocałunek. Pamiętam, że w tamtym momencie niczego tak bardzo nie
pragnęłam…
Ty był najwspanialszy dzień mojego życia. Gdy
później leżałam wtulona w Twoje ramię, uważałam się za najszczęśliwszą
dziewczynę na świecie. I to przeczucie nie opuszczało mnie przez kolejne kilkanaście
miesięcy. Jedynie wzmagało się, gdy razem zamieszkaliśmy, gdy świadkowaliśmy na
ślubie Sebastiana i Kingi, gdy trzymaliśmy ich małą córeczkę do chrztu… To było
jak sen, z którego nigdy nie chciałam się już obudzić…
Niestety życie to nie bajka. Coś zaczęło się dziać.
Ale ani Ty, ani Sebastian nie chcieliście mi powiedzieć, co. Cały czas jedynie
uspokajaliście, że wszystko jest w porządku. Chciałam wam wierzyć, ale gdy
widziałam wasze coraz smutniejsze miny nie potrafiłam. Prawdy dowiedziałam się
prze zupełny przypadek. Któregoś dnia odwołali mi dwa wykłady na uczelni i
wróciłam wcześniej do domu. Wiedziałam, że powinieneś być już w domu, więc
weszłam po cichu, żeby zrobić Ci niespodziankę. Już w przedpokoju usłyszałam,
że jest z tobą Sebastian i jak rozmawiacie podniesionymi głosami. Nie chciałam
podsłuchiwać, ale wszystko usłyszałam.
Pan Michał, właściciel warsztatu w którym obaj
pracowaliście zmarł, a cały interes przejął po nim syn. Ten jednak zupełnie nie
znał się na robocie i sprzedał warsztat. Okazało się, że nowy właściciel ma
jakieś powiązania z mafią i poza zwykłym naprawianiem samochodów, kazał wam
robić też inne rzeczy, np. upychanie narkotyków, przebijanie numerów
kradzionych samochodów… Nie podobało się wam to, ale oboje potrzebowaliście
pracy. Ty szybko znalazłeś nową, ale Sebek nie miał tak łatwo. Miał na
utrzymaniu rodzinę, a poza tym miał dług w właściciela i musiał go odpracować.
A w warsztacie z każdym dniem było gorzej…
Potem Sebastian powiedział, że musi już lecieć. Po
cichu wyszłam na korytarz i weszłam do mieszkania jeszcze raz, tym razem już
głośne, jak gdyby nigdy nic. Przywitałam się z wami i zabrałam za obiad,
namawiając Sebastiana, żeby został. Cały czas udawałam, że nic nie wiem. Jednak
w głowie cały czas szukałam wyjścia z tej sytuacji. W końcu nie wytrzymałam i
poszłam porozmawiać z Sebastianem.
- Skąd o tym wszystkim wiesz? – naskoczył na mnie –
Kamil ci powiedział?
- Nie – szybko zaprzeczyłam – Przypadkiem
podsłuchałam waszą rozmowę tydzień temu…
I wyjaśniłam mu sytuację. Na początku się wściekał,
że się wtrącam, ale w końcu się uspokoił i razem zaczęliśmy myśleć.
- Najlepiej jak weźmiesz kredyt i spłacisz
Troczyńskiego – stwierdziłam w końcu – A zaraz potem się zwolnisz i
przeniesiesz do zakładu, gdzie robi Kamil. Innego wyjścia nie ma…
- Gdyby to było takie proste… - westchnął
zrezygnowany – Chciałem tak zrobić, ale facet się nie zgodził. Stwierdził, że
jestem za dobry w swojej robocie, żeby się mnie tak łatwo pozbył czy pozwolił
mi odejść… Także jestem załatwiony…
- Nie martw się, coś wymyślimy – pocieszałam go,
choć nie miałam żadnego pomysłu jak mu pomóc.
W końcu, gdy nic nie wymyśliłam, postanowiłam pójść
do tego warsztatu i porozmawiać z Troczyńskim. Wiedziałam, kiedy Sebek ma wolne
i w tym samym dniu zawitałam w warsztacie. Początkowo nie chciał mnie przyjąć,
ale w końcu zgodził się ze mną porozmawiać. Oczywiście gdy tylko powiedziałam
po co przyszłam, z miejsca mnie wyśmiał. Kazał mi się wynosić, ale twardo
stałam przy swoim. Żadne z nas nie chciało ustąpić. I nagle do pokoju wszedł
wysoki koleś, bardzo podobny do Troczyńskiego.
- Tato… - zaczął, ale Troczyński szybko mu
przerwał.
- Nie teraz, jestem zajęty.
Bez problemu domyśliłam się, że to jego syn. Zaraz
po słowach starego wyszedł z pomieszczenia, a ja dalej zaczęłam go przekonywać.
Wiedziałam, że jestem na straconej pozycji, ale ciągle miałam nadzieję. Nawet
gdy wychodząc już z jego gabinetu zostawiałam mu na biurku kartkę ze swoim
numerem telefonu.
Zadzwonił dwa dni później. Gdy odbierałam telefon
jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo zmieni to moje życie.
- Widzę, jak pani bardzo zależy na Sebastianie –
zaczął rozmowę, gdy po raz drugi spotkaliśmy się w jego gabinecie – I myślę, że
możemy się jakoś dogadać…
Udało się! chciałam krzyczeć i skakać z radości.
- Bardzo mnie to cieszy – odparłam zamiast tego
spokojnie – Więc tak jak się umawialiśmy Sebastian spłaca całość długu i może
się zwolnić? – chciałam się upewnić.
- Mam nieco inny pomysł… - stwierdził z miną, która
nie wróżyła nic dobrego.
- Tak?
- Pamięta pani mojego syna? – zapytał – Ostatnio
nam przeszkodził…
- Tak, pamiętam – odparłam czując jak zaczynają mi
się pocić ręce z nerwów.
- Więc propozycja jest taka. Sebastian może się
zwolnić bez zwracania mi pieniędzy. Po prostu uznamy, że tej pożyczki nigdy nie
było. Ale w zamian za to, zgodzi się pani wyjść za mąż za mojego syna.
- CO? – krzyknęłam.
- Chyba wyraziłem się jasno – powiedział twardo –
Pani wychodzi za mąż za mojego syna, a Sebastian może odejść z warsztatu bez
zwracania pieniędzy. To chyba korzystna oferta?
Byłam w szoku. Zupełnie nie wiedziałam, co o tym
myśleć.
- Widzę, że nieco panią zaskoczyłem – uśmiechnął
się ironicznie – Pewnie musi się pani zastanowić. Daję pani 24 godziny. Jutro o
tej samej porze spotkamy się tu i powie mi pani, co zdecydowała. A teraz do
widzenia.
Nie musiał mnie zachęcać do wychodzenia, bo
chciałam pójść stamtąd jak najszybciej. Jego propozycja nie mieściła mi się w
głowie. Szłam do domu, ale tak naprawdę to nogi mnie niosły, a myśli krążyły
gdzieś tam. Pojęcia nie miałam, co mam zrobić. Z jednej strony Ty, a z drugiej
Sebastian… Nigdy nie myślałam, że będę musiała wybierać. A już szczególnie
pomiędzy wami.…
Ciebie jeszcze nie było, więc miałam chwilę, żeby
ogarnąć się przed Twoim powrotem do domu. Gdy godzinę później byłeś z powrotem,
byłam już całkowicie opanowana. Udawałam, że nic się nie stało, że całe
dopołudnia spędziłam na uczelni. Spokojnie zjedliśmy obiad, a potem ruszyliśmy
w odwiedziny do Sebka i Kingi. Gdy tak siedzieliśmy we czwórkę w ich saloniku,
nie mogłam oprzeć się, żeby ich nie obserwować. I widziałam jak bardzo się
kochają. Każdy ich gest przepełniony był miłością. Ale to wszystko psuł nastrój
Sebastiana. Niby udawał, że wszystko jest w porządku, ale ja doskonale go znam,
więc widziałam, jak się martwił. Z każdą chwilą czułam się coraz gorzej…
- Pójdziemy już? – spytałam Cię – Coś mnie głowa
boli…
- Jasne, nie ma problemu – odparłeś, po czym
pożegnaliśmy się z małżeństwem.
W domu wzięłam szybką kąpiel i od razu się
położyłam. Udawałam, że śpię, ale tak naprawdę przez całą noc nie zmrużyłam
oka. Cały czas myślałam, nad ta sytuacją… Kochałam Cię i nie wyobrażałam sobie
życia z kimś innym, ale z drugiej strony był Sebastian… Wiedziałam, że gdyby
tylko dowiedział się i propozycji Troczyńskiego, nigdy by się na to nie
zgodził. Ale ja miałam wobec niego dług… On kiedyś uratował mi życie… Biłam się
z myślami całą noc, aż w końcu postanowiłam.
- Zgadzam się – powiedziałam do Troczyńskiego, gdy
o umówionej godzinie spotkaliśmy się w jego gabinecie – Ale mam jeden warunek.
Ja zgadzam się wyjść za pańskiego syna, ale pan da spokój Sebastianowi. Już na
zawsze.
- W porządku. Kiedy tylko podpiszemy odpowiednie
papiery, Sebastian przestanie być moim pracownikiem, a o pożyczce całkowicie
zapominam.
- Tylko mam jeszcze jedną prośbę. On ma się o
niczym nie dowiedzieć. Po prostu poszedł mu pan na rękę. Nie musi wiedzieć,
jaki miałam w tym udział.
Zgodził się. Jeszcze tego samego dnia omówiliśmy wszystkie
szczegóły i podpisaliśmy odpowiednie papiery u notariusza. Podpisując oba
egzemplarze nie zawahałam się ani sekundy. Wiedziałam, że to jest jedyny
sposób, żeby pomóc Sebastianowi. Miałam u niego dług i właśnie ten dług
spłacałam…
Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Następnego dnia, gdy ty jak zawsze wyszedłeś do pracy, ja spakowałam wszystkie
swoje rzeczy i zawiozłam je do mieszkania Konrada. Doskonale pamiętam treść
kartki, którą zostawiłam Ci w kuchni na stole.
PRZEPRASZAM, ALE TO BYŁA POMYŁKA.
TAK NAPRAWDĘ NIGDY CIĘ NIE KOCHAŁAM. ŻEGNAJ.
Potem pojechałam do Sebastiana. Już od wejścia
przywitał mnie radosny.
- Troczyński mnie zwolnił! – cieszył się kręcąc mną
– Powiedział, że nie chce mieć takiego niepewnego pracownika i mam się natychmiast
wynosić z warsztatu i więcej nie pokazywać! Nawet machnął ręką na tą kasę,
którą mu wisiałem!
Patrząc na jego radość czułam, że dobrze zrobiłam.
Wiem, że złamałam Ci serce, ale nie potrafiłam postąpić inaczej. On był dla
mnie jak brat i dla niego gotowa byłam zrobić wszystko…
- Tak bardzo się cieszę – powiedziałam przytulając
się do niego, a z moich oczu leciały łzy.
I to nie były łzy szczęścia. Wiedziałam, że to, co
zrobię teraz, załamie go.
- Posłuchaj Sebek – zaczęłam – Wiem, ze to nie
najlepszy moment, ale muszę ci coś powiedzieć. Wyjeżdżam.
- Jak to? – zdziwił się – Co ty mówisz?
- Po prostu. Wyjeżdżam. Nie szukajcie mnie.
- A Kamil?
- Jemu tym bardziej.
- Ale… - nie rozumiał.
- Nie pytaj o nic. Zapomnij o nie. Żegnaj.
I nie czekając na jakąkolwiek reakcję wybiegłam z
jego mieszkania. Na dole czekała na mnie taksówka. Gdy odjeżdżałam zobaczyłam,
jak Sebek wybiega z klatki. Ale było już za późno…
Ślub odbył się dwa miesiące później. Troczyński
chciał hucznego weseliska, które zapamięta całe miasto, ale ja się nie
zgodziłam. Wolałam skromną uroczystość. Na szczęście Konrad mnie poparł. 18
maja zostałam panią Troczyńską. I zaczął się mój koszmar…
Konrad nie był złym mężem, ale miał jedną wadę. Nie
był tobą. Przez cały czas musiałam udawać wielką miłość do niego, bo o całej
umowie wiedziałam tylko ja i Troczyński. Każdy czuły gest z jego strony napawał
mnie obrzydzeniem. Gdy zbliżała się noc robiło mi się niedobrze na myśl, o
seksie z nim. Coś, co z Tobą było najcudowniejszą rzeczą na świecie, teraz stało
się tylko przykrym małżeńskim obowiązkiem…
Po jakimś czasie Sebastian o wszystkim się
dowiedział. Nie wiem jak, bo zupełnie zmieniłam swoje otoczenie, ale jednak.
Widać, plotki szybko się rozchodzą… Gdy Konrad był w pracy, odwiedził mnie.
Byłam zaskoczona widząc go przed drzwiami naszego domu.
- Co ty tu robisz? – zapytałam.
- Powinienem zapytać cię o to samo…
- Wejdź – zaprosiłam go do środka.
- Możesz mi wytłumaczyć, co to wszystko ma znaczyć?
– spytał wściekły – To jest ten twój wyjazd?… Trochę naciągany, nie uważasz?
- Przepraszam… - wyszeptałam jedynie.
Nie potrafiłam się zdobyć na nic innego. Nawet na
to, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Myślisz, że twoje jedno przepraszam załatwi
sprawę? – warknął jeszcze bardziej wkurzony – Pomyślałaś o Kamilu? – na wspomnienie
o Tobie zabolało mnie serce – Chłopak się całkowicie załamał, bo ty
postanowiłaś zostawić go dla jakiegoś lowelasa! – krzyknął, a ja zaczęłam
płakać – A my? Ja? Kinga? Zuzia? My też się dla ciebie już nie liczymy?
- To nie tak… - próbowałam protestować.
- Więc jak?! Wpadasz o odwiedziny i na wstępie
każesz nam o sobie zapomnieć, po czym znikasz jak kamfora! Nigdzie cię nie ma,
nikt nic o tobie nie wie! Zostawiasz wszystkich, faceta, przyjaciół, rodzinę!…
A potem nagle dowiaduje się, że nigdzie nie wyjechałaś, tylko wyszłaś za mąż za
jakiegoś podejrzanego typka i spokojnie mieszkasz sobie po drugiej stronie
miasta! Jak mam to rozumieć?!
- Musiałam, rozumiesz? – mówiłam przez łzy –
Musiałam…
- Przestań! – krzyknął – Żyjemy w XXI wieku, nie
można nikogo zmusić do małżeństwa!
- Naprawdę musiałam…
- Nie kłam!
- Nie kłamię! – teraz i ja krzyknęłam – Myślisz, że
czemu Troczyński tak nagle cię zwolnił?!
- Co?! – spojrzał na mnie zaskoczony – O czym ty
mówisz?
- Usiądź, to ci wszystko wyjaśnię – powiedziała, a gdy
to zrobił, zaczęłam mówić.
Opowiadałam mu o wszystkim, o tym jak pojechałam do
warsztatu, o rozmowach z Troczyńskim, o tym jak przerwał nam Konrad, o jego
propozycji…
- Gdybym się nie zgodziła, pewnie dalej pracowałbyś
w jego zakładzie i robił przy kradzionych samochodach. A tak nasz spokój –
zakończyłam.
- Żartujesz, prawda? – spytał oszołomiony, ale
zaprzeczyłam ruchem głowy – Więc dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś?
- Bo jesteś najbliższą mi osobą. Jesteś moim
bratem. Kiedyś ty pomogłeś mi, teraz ja tobie. Gdyby nie ty, teraz pewnie
byłabym żałosną ćpunką, jeśli w ogóle jeszcze bym żyła… Więc kiedy ty miałeś
problemy, było la mnie jasne, że teraz ja muszę zrobić wszystko co w mojej
mocy, żeby ci pomóc.
- Nawet kosztem własnego szczęścia? – zapytał, a w
jego oczach zobaczyłam łzy.
- Tak. Bo wystarczy, że ty będziesz szczęśliwy, a
mi nie potrzeba nic więcej – odparłam.
Sebastian nic nie powiedział tylko mi się
przyglądał. Z jego oczu płynęły łzy. W końcu nie wytrzymaliśmy i rzuciliśmy się
sobie w ramiona.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem… - wyszeptał.
- Ja za tobą też braciszku. Ja za tobą też…
Tego dnia jeszcze długo ze sobą rozmawialiśmy. Na różne
tematy, te ważniejsze i te błahe. Zgodził się nikomu nie mówić o tym, czego się
dowiedział, a ja obiecałam, że nie zerwę po raz kolejny kontaktu.
O jednym nie chciałam rozmawiać. O Tobie. Każde
wspomnienie Twojego imienia było jak wbicie kolejnego sztyletu w moje serce.
Ale i tak dowiedziałam się, że bardzo to przeżyłeś. Sebastian mówił mi, że
uciekłeś w pracę, byleby tylko nie myśleć…
- Czemu mu nic nie wyjaśniłaś? – zapytał Sebek
któregoś dnia – Nawet z nim nie porozmawiałaś, tylko kartę zostawiłaś…
- Bo to by zraniło jeszcze bardziej – odparłam –
Dlatego im bardziej mnie znienawidzi, tym lepiej dla niego…
- On ciągle cię kocha…
- Kiedyś zapomni i ułoży sobie życie na nowo.
Będzie szczęśliwy…
- A ty?… Będziesz jeszcze kiedyś szczęśliwa?
- To nie ma znaczenia – ucięłam rozmowę.
Po tamtych wydarzeniach moje życie wróciło do
poprzedniej normy. Małżeńskie życie i obowiązki… Tym razem jednak nie byłam z
tym sama, bo zawsze mogłam zadzwonić do Sebastiana. Praktycznie dzięki niemu
nie zwariowałam…
Czas mijał. W jesiennych wyborach Troczyński
postanowił startować w wyborach na radnego Warszawy. Jedna z partii zgodziła
się, bo połowa jej członków siedziała w jego kieszeni i bali się, że może ich
pogrążyć. W każdym razie zaczęliśmy „bywać”. Już nie byliśmy synem i synową
miejscowego biznesmena o wątpliwej reputacji, a kandydata na radnego stolicy.
Często musieliśmy mu towarzyszyć w spotkaniach z wyborcami, czy innych
podobnych imprezach. Przez cały czas musieliśmy udawać z Konradem, że jesteśmy
kochającym się małżeństwem. A właściwie to ja udawałam, nawet przed własnym
mężem…
I w końcu stało się to, czego tak bardzo się bałam.
Na jakiejś imprezie już po wyborach, spotkaliśmy się… Co prawda nie
zamieniliśmy ze sobą ani słowa, ale sam Twój widok wystarczył, żeby wszystkie
wspomnienie, które tak starannie starałam się wymazać z pamięci, powróciły.
Stałam obok Konrada i przysłuchiwałam się jego rozmowie z kimś, ale tak
naprawdę cały czas Cię obserwowałam. Nie potrafiłam przestać na Ciebie patrzeć.
I w końcu Ty też mnie dostrzegłeś. Podejrzewam, że mój widok Cię zaskoczył.
Jeszcze na dodatek z innym mężczyzną… Staliśmy dość daleko od siebie, ale nawet
pomimo tej odległości widziałam ból w Twoich oczach…
Ten widok towarzyszy mi aż do dziś…
Nawet teraz, kiedy pisze ten list, wciąż mam w
głowie tamten widok… A z oczu płyną mi łzy…
Teraz wszystko już wiesz. Nie mam nadziei, że mi
wybaczysz, ale że zrozumiesz… Nie mogłam postąpić inaczej. I gdybyś mnie
zapytał, czy żałuję, powiem nie. Bo gdybym mogła cofnąć czas, postąpiłabym
dokładnie tak samo. Jesteś młodym i świetnym facetem. Spotkasz kiedyś
dziewczynę, która dużo bardziej niż ja będzie na Ciebie zasługiwać. I będziesz
z nią szczęśliwy. Mnie szczęście nie było pisane… Nie żałuję żadnej chwili
spędzonej z Tobą, bo tylko wtedy byłam naprawdę sobą…
W momencie, kiedy czytasz ten list, mnie już nie
ma. Po prostu. Sebastian jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, dlatego jestem pewna,
że przekazał Ci kopertę. I że dopilnował, żeby mnie pochowali mnie pod
panieńskim nazwiskiem, bo tak naprawdę nigdy nie byłam Troczyńską…
Kiedy skończysz czytanie, spal go. Spal i zapomnij,
że kiedykolwiek istniałam. Musisz żyć dalej.
Julia
Padający deszcze mieszał
się z łzami Kamila. Mówią, że faceci nie płaczą, ale on nie potrafił nie
płakać… Ani zapomnieć…
Podszedł do niego drugi
mężczyzna. Położył rękę na jego ramieniu i spojrzał równie smutnym wzrokiem. Po
chwili obaj odeszli. Ale pewne było, że powrócą tu nie raz…
Wbrew jej słowom Kamil
dalej trzymał w ręce list. Zrozumiał. I wybaczył…
no to jestem. długo to trwało, bo mnóstwo rzeczy mam na głowie teraz i na wszystko brak mi czasu..
OdpowiedzUsuńczekam na nowe historie, jako że te już czytałam. będzie pięknie, mam nadzieję.