Wszystkie treści i zdjęcia zamieszczone na tym blogu są tylko i wyłącznie moją własnością. Kopiowanie ich jest zabronione.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

OPOWIADANIE: List


            Kamil stał nad „świeżym” grobem. O ile grobem można nazwać kupkę usypanej ziemi z wetkniętym w nią drewnianym krzyżem, do którego przybito tabliczkę z napisem:

Julia Jardecka
Zm. 16 października 2009 r.
Żyła lat 24

            Tyle po niej pozostało. Parę słów i skromny grób, w którym spoczywało jej drobne ciało.

            Doskonale pamiętał, jak dwa dni temu przyszedł do niego załamany Sebastian i powiedział „Julia nie żyje. Popełniła samobójstwo”. A potem dał mu kopertę z jego imieniem i poinformował go o pogrzebie.

            To był dla niego ogromny szok. Pamiętał ją wesołą, zawsze roześmianą. Jeszcze dwa tygodnie temu widział ją całą i zdrową. Owszem, zostawiła go dla innego, ale on ją dalej kochał…

            A teraz stał nad jej grobem, w ręce ściskając jej ostatni list…

            Kochany Kamilku.
            Wiem, że nie powinnam tak do ciebie mówić i że pewnie mnie nienawidzisz, ale mimo wszystko proszę, przeczytaj ten list do końca. Może wtedy zrozumiesz, dlaczego postąpiłam tak, a nie inaczej. Bo na wybaczenie nie zasługuję…
            Nigdy nie mówiłam o przeszłości, a Ty to w pełni akceptowałeś. Wiedziałeś, że wspomnienia były dla mnie bolesne i nie naciskałeś. Byłam Ci z tego powodu bardzo wdzięczna. Wiem jednak, że popełniłam błąd. Powinnam była powiedzieć Ci o tym wszystkim wcześniej. Może niczego by to nie zmieniło, ale przynajmniej byłabym wobec Ciebie fair…
            Moje dzieciństwo do najgorszych nie należało, ale najszczęśliwsze też nie było. Mój ojciec pracował na hucie i lubił sobie wypić z kolegami. Nie, nie był pijakiem. Po prostu mniej więcej raz w tygodniu spotykał się z nimi przy piwie lub szklaneczce czegoś mocniejszego. Gdy pijany wracał do domu, zaczynał kłócić się z mamą. Oboje myśleli, że zamknięta w swoim pokoju o niczym nie wiedziałam. Mylili się. Słyszałam każde ich słowo, a gdy w końcu zasypiali, całą noc płakałam. Lecz z czasem nauczyłam się z tym żyć. W końcu ojcowie innych dzieci codziennie byli pijani, więc ja nie miałam powodu do narzekań…
            Sebastiana poznałam, gdy miałam 10 lat. Zawsze trzymałam się na uboczu, przez co nie byłam zbyt lubiana. Sebek był wtedy nowy na podwórku i po prostu podszedł do mnie i zagadał. Później koledzy śmiali się z niego, że zadaje się z odludkiem, ale on się tym nie przejmował i dalej się ze mną przyjaźnił. Znał każdą moją tajemnicę i zawsze mogłam na niego liczyć, podobnie jak on na mnie.
            Gdy miałam 17 lat zginęli moi rodzice. Wpadłam wtedy w „złe towarzystwo” i zaczęłam brać narkotyki. Sebastian o niczym nie wiedział. Myślał, że po prostu jest mi ciężko i że z czasem mi przejdzie… Prawda wyszła na jaw całkiem przypadkiem. Tamtego dnia dość ostro się pokłóciliśmy. Mówił wtedy, że nie mogę tak dłużej żyć, że muszę się w końcu pogodzić ze śmiercią rodziców. Pamiętam, jak wykrzyczałam mu wtedy w twarz, że on nie ma o niczym pojęcia i nie wie, jak to jest stracić rodziców. Potem uciekłam do parku, gdzie na jednej z ławek siedzieli „moi znajomi”. Spytałam ich, czy mają to, co zawsze. Jeden z nich – Czarny – odpowiedział, że tak. Ale gdy zobaczył, w jakim jestem stanie, zaproponował mi coś nowego.
            - Mówię ci, nie pożałujesz… - kusił mnie.
            I skusił. Wtedy po raz pierwszy wzięłam heroinę. Początkowo czułam się super, ale „jazda” szybko minęła. Powiedziałam Czarnemu, żeby dał mi jeszcze.
            - Widzę, że ci się spodobało – śmiał się z pozostałymi wkuwając mi się w żyłę.
            Pamiętam jak dziś, co się później działo. Zamiast „odjazdu” poczułam, jak kręci mi się w głowie, a przed oczami pojawiły mi się mroczki. Zaraz potem straciłam przytomność. Tamci uciekli.
            Znalazł mnie Sebastian i jak najszybciej zawiózł do szpitala. Przekonał lekarzy, żeby nie zawiadamiali policji. Mówił, że to pierwszy raz, że mam teraz ciężki okres po śmierci rodziców i że on mnie przypilnuje, żeby więcej nie wzięła tego świństwa do ust.
            Gdy odzyskałam przytomność, Sebastian powiedział, że się na mnie zawiódł, a w jego oczach dostrzegłam ogromny ból. Miałam straszne wyrzuty sumienia. Już bardziej wolałabym, żeby na mnie nawrzeszczał, niż żeby patrzył na mnie tym zawiedzionym wzrokiem. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Wstydziłam się spojrzeć mu w oczy.
            - Przepraszam… - zdołałam jedynie wydusić, choć wiedziałam, że to zdecydowanie za mało.
            Z moich oczu popłynęły łzy. Nawet nie próbowałam ich ukryć. Siedzieliśmy w ciszy, a koc którym byłam przykryta z każdą minutą robił się coraz bardziej mokry. W końcu, po nie wiem jak długim czasie, Sebastian usiadł obok mnie na łóżku i mocno mnie przytulił.
            - Obiecaj mi, ze już nigdy tego nie zrobisz. Tak bardzo się o ciebie bałem – powiedział głaszcząc mnie po włosach.
            - Obiecuję – powiedziałam, jeszcze mocniej wtulając się w jego ramię.
            Tamto wydarzenie jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyło. Postanowiliśmy wyjechać z miasta. Sebastian był już po maturze i planował poszukać pracy w jakimś warsztacie samochodowym, a ja musiałam zmienić otoczenie. Bardzo szybko bowiem rozeszło się, że jestem ćpunką.
            Pojechaliśmy do Warszawy. Sebastian zaczepił się w warsztacie, a ja kontynuowałam naukę, wieczorami dorabiając sobie w barze jako kelnerka. Wynajmowaliśmy mała kawalerkę. I tak sobie żyliśmy…
            Rok później w naszym życiu pojawiłeś się Ty. Razem z Sebastianem pracowałeś w warsztacie u pana Michała. Zaprzyjaźniliście się. Ja po przygodzie z bandą Czarnego bałam się zaufać komukolwiek. Dlatego początkowo byłam w stosunku do Ciebie taka chłodna. Ale z czasem udało Ci się zdobyć moje zaufanie. Sebastian był z tego powodu bardzo szczęśliwy. Godzinami powtarzał mi, że powinnam wyjść do ludzi, otworzyć się na nowe znajomości. Kiwałam głową na tak i w dalszym ciągu robiłam swoje.
            Przy Tobie odżyłam i znowu nauczyłam się uśmiechać. Razem z Sebastianem pokazaliście mi, że świat nie jest taki zły, że istnieje jeszcze dobro.
            Nawet się nie zorientowałam, kiedy się w Tobie zakochałam. Poza Sebkiem byłeś moim najlepszym przyjacielem, dlatego ukrywałam swoje uczucia. Nie chciałam zepsuć tego, co było między nami…
            Aż któregoś dnia, gdy byłam sama w domu, przyszedłeś do mnie.
            - Cześć Kamil. Sebastiana nie ma, musiał zostać dłużej w warsztacie – przywitałam Cię.
            - Wiem – odpowiedziałeś – Ja do ciebie.
            - Proszę, wejdź – wpuściłam Cię do mieszkania – Napijesz się czegoś?
            - Kawy, jeśli można.
            - Jasne, już robię.
            Próbowałeś być naturalny, ale ja widziałam, że tak naprawdę byłeś bardzo spięty.
            - Proszę – powiedziałam parę minut później stawiając przed Tobą kubek z parującym napojem.
            Do tej pory pamiętam, że był to kubek z moim zdjęciem i napisem „Wszystkie NAJ kochana 16-latko”. To jedna z niewielu pamiątek po rodzicach, którą zabrałam ze sobą do Warszawy. W mojej pamięci mam także obraz uśmiechu, którym mnie wtedy obdarzyłeś. Miałeś wtedy takie cudowne dołeczki w policzkach… Nigdy Ci tego nie mówiłam, ale kochałam patrzeć jak się śmiejesz…
            - Ci się dzieje? – spytałam widząc, że Ty nie rwiesz się do mówienia.
            - Nic się nie dzieje. Skąd ci to przyszło do głowy?
            - Widzę. Jesteś zdenerwowany, ręce ci się trzęsą…
            - Wydaje ci się…
            - Nic mi się nie wydaje i oboje dobrze o tym wiemy. Ale jak nie chce, to nie mów… Ja Cię do niczego zmuszać nie będę.
            Po moich słowach zapadła cisza. Nie wiem, jak dla Ciebie, ale dla mnie uciążliwa ona nie była.
            - Faktycznie jest coś, o czym chciałbym z tobą porozmawiać – stwierdziłeś po kilku minutach.
            Widziałam, że to coś poważnego, dlatego nie ponaglałam Cię. Wiedziałam, że jak będziesz gotowy, sam zaczniesz mówić. Ale to, co wtedy od Ciebie usłyszałam, kompletnie mnie zaskoczyło, a jednocześnie… uszczęśliwiło.
            - Julia, ja wiem, że to może cię zaskoczyć, ale to, co mam ci do powiedzenia jest jak najbardziej szczere i płynie prosto z mojego serca. Julia, ja… Ja cię kocham…
            Początkowo nie mogłam uwierzyć w Twoje słowa. Nie wiedziałam, jak zareagować na Twoje wyznanie. Nie byłam w stanie powiedzieć ani słowa.
            - Wiem, że wydaje ci się to dziwne – mówiłeś dalej niezrażony moim milczeniem, patrząc mi prosto w oczy – Znamy się od trzech miesięcy, to niedługo. Ale ja od samego początku czułem, że jesteś dla mnie kimś więcej niż „siostrą” kumpla, czy przyjaciółką. I dlatego krok po kroku starałem się zdobyć twoje zaufanie. Nawet sobie nie wyobrażasz, jaki byłem szczęśliwy, gdy mi się to w końcu udało. Wtedy już wiedziałem, że cię kocham, że chcę być tylko z tobą i że jesteś tą jedyną…
            Powiedzieć, że byłam zszokowana, to mało.
            - To chyba jakiś sen… - wyszeptałam w końcu podnoszą się z krzesła i podchodząc do okna. W oczach miałam łzy – To musi być sen…
            Nie widziałam, jak zareagowałeś na moje słowa, bo stałam tyłem do Ciebie, ale chwilę później poczułam Twoje ręce na swoich ramionach.
            - To nie jest sen – powiedziałeś, po czym odwróciłeś mnie przodem do siebie i podniosłeś moją głowę tak, że patrzyłam prosto w Twoje oczy – Kocham Cię jak nikogo innego na świecie. Z tobą chcę spędzić resztę życia, z tobą się zestarzeć…
            To było dla mnie za dużo. Spuściłam głowę, a z moich oczu popłynęły łzy. W głowie miałam mętlik. Facet, którego kochałam całym sercem właśnie wyznam, że mnie kocha i żyć beze mnie nie może, a ja… A ja byłam przekonana, że nie zasługuję na miłość. Że za dużo złego zrobiłam i teraz muszę za to wszystko zapłacić. Ale nie powiedziałam Ci tego. Nic Ci nie powiedziałam. Stałam przed Tobą milcząca ze wzrokiem wbitym w podłogę.
            Moje milczenie odczytałeś jako odrzucenie Twojej miłości, bo po chwili nic nie mówiąc opuściłeś nasze mieszkanie. A ja zjechałam po ścianie i siedząc na podłodze płakałam.
            W takiej pozycji zastał mnie Sebastian, który ponad godzinę później wrócił do domu. Nie chciał wierzyć, kiedy pytana o to, co mi jest, odpowiadałam, że nic. Ale znał mnie na tyle dobrze, że wiedział, że siła nic ode mnie nie wyciągnie. Dlatego pozwolił mi się wypłakać. Wiedział, że jak będę gotowa, wszystko mu powiem.
            Byłam tak zmęczona płaczem, że zasnęłam wtulona w ramię Sebka. Obudziłam się dopiero rano. Od płaczu bolała mnie głowa. Cały dzień chodziłam przygnębiona. Sebastian nie wypytywał mnie, ale czułam jego troskliwy wzrok na sobie. Wszystkie czynności, jakie miałam do zrobienia, wykonywałam automatycznie. I tak było przez cały następny tydzień. Dopiero w sobotę zebrałam się na odwagę i mu o wszystkim powiedziałam. Gdy skończyłam, próbował mnie przekonać, że nie mam racji, że takie myślenie sprawi, że nigdy nie będę szczęśliwa.
            - Bo ja nie zasługuję na szczęście… - powtarzałam w kółko.
            Nie dałam sobie wytłumaczyć, że jest inaczej i każdy ma prawo do szczęścia, bez względu na wszystko. Jego słowa były jak rzucanie grochem o ścianę. Nie chciałam przyjąć do wiadomości, że mógłby mieć rację.
            - Idę do parku – powiedziałam w końcu, mając dość jego gadania, że w ten sposób tylko się unieszczęśliwiam.
            Na miejscu jak zwykle zajęłam moją ulubioną ławkę koło fontanny. W momentach, gdy miałam wszystkiego dość, zawsze tam chodziłam i się wyciszałam. To miejsce w jakiś sposób pomagało mi nabrać dystansu do siebie i do świata. Potrafiłam spędzić tam kilka godzin, nawet tego nie zauważając.
            Tak było i tamtego dnia. Do domu wróciłam po jakiś trzech godzinach, gdy powoli zaczynało się ściemniać.
            - Gdzie ty byłaś? – zapytał mnie Sebastian, gdy tylko przekroczyłam próg domu.
            Za jego plecami dostrzegłam Ciebie. Twoja obecność sprawiła, że poczułam się jeszcze podlej, ale w dalszym ciągu trzymałam się swojej decyzji.
            - W parku. Przecież ci mówiłam – odpowiedziałam mijając was i kierując się na niewielki balkonik.
Widok, jaki się z niego roztaczał nie był piękny, ale mnie to nie przeszkadzało, bo ja patrzyłam w niebo na gwiazdy. Ty z Sebastianem o czymś szeptem rozmawialiście, ale nie wiem o czym, bo słyszałam tylko wasze ściszone głosy. Zresztą, nawet nie byłam ciekawa…
Chwilę później wyczułam obok mnie czyjąś obecność.
- Zostaw mnie Seba – powiedziałam nawet nie patrząc w tamtą stronę.
- A co, jeśli tego nie zrobię? – usłyszałam i już wiedziałam, że to nie był mój braciszek.
- Kamil, proszę… - wyszeptałam, a z moich oczu popłynęły łzy.
- Nie – powiedziałeś obejmując mnie ramionami i mocno do siebie przytulając – Sebastian mi o wszystkim powiedział. Nie wiem, co się wydarzyło i nie chcę wiedzieć. Kocham cię bez względu na wszystko.
- Kamil, ja… Ja nie mogę…
Nie odpowiedziałeś od razu. Odwróciłeś mnie twarzą ku sobie i zmusiłeś do tego, aby spojrzała Ci w oczy.
Ja jednak usilnie unikałam Twojego wzroku.
- Spójrz mi w oczy – poprosiłeś – Spójrz i powiedz, że mnie nie kochasz, a dam ci spokój.
- Skoro rozmawiałeś z Sebkiem to wiesz, że nie mogę tego zrobić…
- Więc daj nam szansę… Daj ją sobie…
Po tych słowach mnie pocałowałeś. Tak delikatnie i zmysłowo, a jednocześnie namiętnie. Odwzajemniłam ten pocałunek, ale po chwili go przerwałam.
- Przepraszam, ale nie potrafię…
- Potrafisz, wiem o tym… Musisz tylko uwierzyć, chcieć… - mówiłeś w dalszym ciągu patrząc w moje załzawione oczy.
- Chcę… Bardzo chcę… Ale ja nie zasługuję na miłość…
- Nie prawda. Każdy na nią zasługuje, a już w szczególności ty, bo jesteś cudowną osobą. I nie tylko ja tak uważasz, bo Sebastian też. A zaprzeczając naszym słowom, ranisz nas.
Na te słowa nie odpowiedziałam, bo nie potrafiłam przytoczyć żądnego sensownego argumentu.
- Pozwól mi siebie kochać… Pozwól sobie na miłość… - wyszeptałeś mi do ucha.
Jedyną moją reakcją na Twoje słowa był kolejny potok łez płynący z moich oczu. A Ty… Ty mnie po prostu do siebie przytuliłeś. Tak czule. W Twoich ramionach czułam się taka bezpieczna, taka szczęśliwa… W tamtej chwili pragnęłam nigdy nie opuszczać Twoich ramion i zawsze być przy Tobie.
- Kocham cię… - wyszeptałeś ponownie, a Twój oddech czule łaskotał moje ucho.
Twoja nieświadoma pieszczota sprawiła, że po moim ciele przebiegły dreszcze. Zauważyłeś to i tym razem delikatnie musnąłeś moje ucho ustami.
- Kamil… Proszę cię…
- Nie, to ja cię proszę… Kocham cię i chcę być z tobą bez względu na wszystko i wszystkich…
Swoje wyznanie przypieczętowałeś kolejnym pocałunkiem. Podobnie jak poprzedni, ten również był delikatny i namiętny zarazem. Jedną ręką w dalszym ciągu mnie obejmowałeś, a drugą wplotłeś w moje włosy.
Tym razem nie przerwałam. Oderwaliśmy się od siebie dopiero, gdy zaczęło brakować nam powietrza.
- Kocham cię Julka… - powiedziałeś opierając czoło na moim – Zawsze będę cię kochał…
- Ja ciebie też Kamilku… - odpowiedziałam cichuteńko, wtulając się w Twoje ramiona – Ja ciebie też…
Tamten wieczór zmienił całe moje życie. Nigdy nie myślałam, że można kogoś aż tak kochać. W całym swoim życiu nie zaznałam tyle miłości, co w tamtym czasie od Ciebie. Każdy Twój dotyk przyprawiał mnie o dreszcze, a każdy pocałunek odczuwałam, jakby była naszym pierwszym. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy razem.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa – powtarzał mi Sebastian.
Bo naprawdę byłam bardzo szczęśliwa. Często gdy wieczorem już zasypiałam myślałam, że to wszystko to p prostu sen, że rano się obudzę i wszystko będzie jak dawniej…
Pomagałeś przygotować mi się do matury i razem ze mną cierpliwie czekałeś na wyniki. Dziwiłam się, jak wtedy ze mną wytrzymywałeś, to moje ciągłe marudzenie, że nie zdam, ze do niczego się nie nadaję… Wykazywałeś wtedy do mnie anielską cierpliwość. Nawet gdy powiedziałam Ci, że musimy się rozstać, bo nie zasługujesz na tak głupią dziewczynę, jak ja.
- Kocham cię i nic, nawet głupie wyniki matury, tego nie zmienią – powiedziałeś spokojnie.
Kilka dni później okazało się, ze maturę zdałam. I to z całkiem niezłymi wynikami. Bez problemu dostałam się na upragnioną pedagogikę na Uniwersytecie Warszawskim. Razem ze mną cieszyłeś się z tego powodu…
Potem nadeszły moje 19 urodziny. Ten dzień nigdy nie była dla mnie powodem do świętowania, bo przeważnie ludzie o tym zapominali. Wyjątek oczywiście stanowił Sebastian. Myślałam, że i tym razem będzie podobnie, ale po raz kolejny Cię nie doceniłam. Urządziłeś wspaniałą kolację przy świecach. Dostałam od Ciebie piękny łańcuszek, z którym nigdy się nie zostawałam.
- Tak bardzo cię kocham… - powiedziałeś, gdy wtuleni w siebie siedzieliśmy na kanapie w Twoim niewielkim saloniku.
- Ja ciebie też kocham. Z każdym dniem coraz bardziej…
Nie doczekałam się od Ciebie odpowiedzi, bo Ty po prostu mnie pocałowałeś. Nie był to jednak taki zwykły pocałunek… Od tego aż mnie ciarki przeszły. Jeszcze nigdy mnie tak nie całowałeś.
- Kocham cię i obiecuję, że już zawsze będę cię kochać – usłyszałam, gdy na chwilę się od siebie oderwaliśmy.
Tym razem to ja nie odpowiedziałam, tylko złożyłam na Twoich ustach równie namiętny pocałunek.
Oboje podświadomie wiedzieliśmy, do czego te pocałunki prowadziły i oboje tego chcieliśmy. Gdy Twoje usta błądziły po mojej szyi i ramionach, wiedziałam, że jesteś tym jedynym, tym na całe życie…
Twoje ruchy były takie delikatne, a Twój dotyk taki subtelny…
- Jesteś pewna, że tego chcesz? – spytałeś drżącym głosem.
Moją kolejną odpowiedzią na Twoje pytanie był kolejny pocałunek. Pamiętam, że w tamtym momencie niczego tak bardzo nie pragnęłam…
Ty był najwspanialszy dzień mojego życia. Gdy później leżałam wtulona w Twoje ramię, uważałam się za najszczęśliwszą dziewczynę na świecie. I to przeczucie nie opuszczało mnie przez kolejne kilkanaście miesięcy. Jedynie wzmagało się, gdy razem zamieszkaliśmy, gdy świadkowaliśmy na ślubie Sebastiana i Kingi, gdy trzymaliśmy ich małą córeczkę do chrztu… To było jak sen, z którego nigdy nie chciałam się już obudzić…
Niestety życie to nie bajka. Coś zaczęło się dziać. Ale ani Ty, ani Sebastian nie chcieliście mi powiedzieć, co. Cały czas jedynie uspokajaliście, że wszystko jest w porządku. Chciałam wam wierzyć, ale gdy widziałam wasze coraz smutniejsze miny nie potrafiłam. Prawdy dowiedziałam się prze zupełny przypadek. Któregoś dnia odwołali mi dwa wykłady na uczelni i wróciłam wcześniej do domu. Wiedziałam, że powinieneś być już w domu, więc weszłam po cichu, żeby zrobić Ci niespodziankę. Już w przedpokoju usłyszałam, że jest z tobą Sebastian i jak rozmawiacie podniesionymi głosami. Nie chciałam podsłuchiwać, ale wszystko usłyszałam.
Pan Michał, właściciel warsztatu w którym obaj pracowaliście zmarł, a cały interes przejął po nim syn. Ten jednak zupełnie nie znał się na robocie i sprzedał warsztat. Okazało się, że nowy właściciel ma jakieś powiązania z mafią i poza zwykłym naprawianiem samochodów, kazał wam robić też inne rzeczy, np. upychanie narkotyków, przebijanie numerów kradzionych samochodów… Nie podobało się wam to, ale oboje potrzebowaliście pracy. Ty szybko znalazłeś nową, ale Sebek nie miał tak łatwo. Miał na utrzymaniu rodzinę, a poza tym miał dług w właściciela i musiał go odpracować. A w warsztacie z każdym dniem było gorzej…
Potem Sebastian powiedział, że musi już lecieć. Po cichu wyszłam na korytarz i weszłam do mieszkania jeszcze raz, tym razem już głośne, jak gdyby nigdy nic. Przywitałam się z wami i zabrałam za obiad, namawiając Sebastiana, żeby został. Cały czas udawałam, że nic nie wiem. Jednak w głowie cały czas szukałam wyjścia z tej sytuacji. W końcu nie wytrzymałam i poszłam porozmawiać z Sebastianem.
- Skąd o tym wszystkim wiesz? – naskoczył na mnie – Kamil ci powiedział?
- Nie – szybko zaprzeczyłam – Przypadkiem podsłuchałam waszą rozmowę tydzień temu…
I wyjaśniłam mu sytuację. Na początku się wściekał, że się wtrącam, ale w końcu się uspokoił i razem zaczęliśmy myśleć.
- Najlepiej jak weźmiesz kredyt i spłacisz Troczyńskiego – stwierdziłam w końcu – A zaraz potem się zwolnisz i przeniesiesz do zakładu, gdzie robi Kamil. Innego wyjścia nie ma…
- Gdyby to było takie proste… - westchnął zrezygnowany – Chciałem tak zrobić, ale facet się nie zgodził. Stwierdził, że jestem za dobry w swojej robocie, żeby się mnie tak łatwo pozbył czy pozwolił mi odejść… Także jestem załatwiony…
- Nie martw się, coś wymyślimy – pocieszałam go, choć nie miałam żadnego pomysłu jak mu pomóc.
W końcu, gdy nic nie wymyśliłam, postanowiłam pójść do tego warsztatu i porozmawiać z Troczyńskim. Wiedziałam, kiedy Sebek ma wolne i w tym samym dniu zawitałam w warsztacie. Początkowo nie chciał mnie przyjąć, ale w końcu zgodził się ze mną porozmawiać. Oczywiście gdy tylko powiedziałam po co przyszłam, z miejsca mnie wyśmiał. Kazał mi się wynosić, ale twardo stałam przy swoim. Żadne z nas nie chciało ustąpić. I nagle do pokoju wszedł wysoki koleś, bardzo podobny do Troczyńskiego.
- Tato… - zaczął, ale Troczyński szybko mu przerwał.
- Nie teraz, jestem zajęty.
Bez problemu domyśliłam się, że to jego syn. Zaraz po słowach starego wyszedł z pomieszczenia, a ja dalej zaczęłam go przekonywać. Wiedziałam, że jestem na straconej pozycji, ale ciągle miałam nadzieję. Nawet gdy wychodząc już z jego gabinetu zostawiałam mu na biurku kartkę ze swoim numerem telefonu.
Zadzwonił dwa dni później. Gdy odbierałam telefon jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo zmieni to moje życie.
- Widzę, jak pani bardzo zależy na Sebastianie – zaczął rozmowę, gdy po raz drugi spotkaliśmy się w jego gabinecie – I myślę, że możemy się jakoś dogadać…
Udało się! chciałam krzyczeć i skakać z radości.
- Bardzo mnie to cieszy – odparłam zamiast tego spokojnie – Więc tak jak się umawialiśmy Sebastian spłaca całość długu i może się zwolnić? – chciałam się upewnić.
- Mam nieco inny pomysł… - stwierdził z miną, która nie wróżyła nic dobrego.
- Tak?
- Pamięta pani mojego syna? – zapytał – Ostatnio nam przeszkodził…
- Tak, pamiętam – odparłam czując jak zaczynają mi się pocić ręce z nerwów.
- Więc propozycja jest taka. Sebastian może się zwolnić bez zwracania mi pieniędzy. Po prostu uznamy, że tej pożyczki nigdy nie było. Ale w zamian za to, zgodzi się pani wyjść za mąż za mojego syna.
- CO? – krzyknęłam.
- Chyba wyraziłem się jasno – powiedział twardo – Pani wychodzi za mąż za mojego syna, a Sebastian może odejść z warsztatu bez zwracania pieniędzy. To chyba korzystna oferta?
Byłam w szoku. Zupełnie nie wiedziałam, co o tym myśleć.
- Widzę, że nieco panią zaskoczyłem – uśmiechnął się ironicznie – Pewnie musi się pani zastanowić. Daję pani 24 godziny. Jutro o tej samej porze spotkamy się tu i powie mi pani, co zdecydowała. A teraz do widzenia.
Nie musiał mnie zachęcać do wychodzenia, bo chciałam pójść stamtąd jak najszybciej. Jego propozycja nie mieściła mi się w głowie. Szłam do domu, ale tak naprawdę to nogi mnie niosły, a myśli krążyły gdzieś tam. Pojęcia nie miałam, co mam zrobić. Z jednej strony Ty, a z drugiej Sebastian… Nigdy nie myślałam, że będę musiała wybierać. A już szczególnie pomiędzy wami.…
Ciebie jeszcze nie było, więc miałam chwilę, żeby ogarnąć się przed Twoim powrotem do domu. Gdy godzinę później byłeś z powrotem, byłam już całkowicie opanowana. Udawałam, że nic się nie stało, że całe dopołudnia spędziłam na uczelni. Spokojnie zjedliśmy obiad, a potem ruszyliśmy w odwiedziny do Sebka i Kingi. Gdy tak siedzieliśmy we czwórkę w ich saloniku, nie mogłam oprzeć się, żeby ich nie obserwować. I widziałam jak bardzo się kochają. Każdy ich gest przepełniony był miłością. Ale to wszystko psuł nastrój Sebastiana. Niby udawał, że wszystko jest w porządku, ale ja doskonale go znam, więc widziałam, jak się martwił. Z każdą chwilą czułam się coraz gorzej…
- Pójdziemy już? – spytałam Cię – Coś mnie głowa boli…
- Jasne, nie ma problemu – odparłeś, po czym pożegnaliśmy się z małżeństwem.
W domu wzięłam szybką kąpiel i od razu się położyłam. Udawałam, że śpię, ale tak naprawdę przez całą noc nie zmrużyłam oka. Cały czas myślałam, nad ta sytuacją… Kochałam Cię i nie wyobrażałam sobie życia z kimś innym, ale z drugiej strony był Sebastian… Wiedziałam, że gdyby tylko dowiedział się i propozycji Troczyńskiego, nigdy by się na to nie zgodził. Ale ja miałam wobec niego dług… On kiedyś uratował mi życie… Biłam się z myślami całą noc, aż w końcu postanowiłam.
- Zgadzam się – powiedziałam do Troczyńskiego, gdy o umówionej godzinie spotkaliśmy się w jego gabinecie – Ale mam jeden warunek. Ja zgadzam się wyjść za pańskiego syna, ale pan da spokój Sebastianowi. Już na zawsze.
- W porządku. Kiedy tylko podpiszemy odpowiednie papiery, Sebastian przestanie być moim pracownikiem, a o pożyczce całkowicie zapominam.
- Tylko mam jeszcze jedną prośbę. On ma się o niczym nie dowiedzieć. Po prostu poszedł mu pan na rękę. Nie musi wiedzieć, jaki miałam w tym udział.
Zgodził się. Jeszcze tego samego dnia omówiliśmy wszystkie szczegóły i podpisaliśmy odpowiednie papiery u notariusza. Podpisując oba egzemplarze nie zawahałam się ani sekundy. Wiedziałam, że to jest jedyny sposób, żeby pomóc Sebastianowi. Miałam u niego dług i właśnie ten dług spłacałam…
Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Następnego dnia, gdy ty jak zawsze wyszedłeś do pracy, ja spakowałam wszystkie swoje rzeczy i zawiozłam je do mieszkania Konrada. Doskonale pamiętam treść kartki, którą zostawiłam Ci w kuchni na stole.

PRZEPRASZAM, ALE TO BYŁA POMYŁKA. TAK NAPRAWDĘ NIGDY CIĘ NIE KOCHAŁAM. ŻEGNAJ.

Potem pojechałam do Sebastiana. Już od wejścia przywitał mnie radosny.
- Troczyński mnie zwolnił! – cieszył się kręcąc mną – Powiedział, że nie chce mieć takiego niepewnego pracownika i mam się natychmiast wynosić z warsztatu i więcej nie pokazywać! Nawet machnął ręką na tą kasę, którą mu wisiałem!
Patrząc na jego radość czułam, że dobrze zrobiłam. Wiem, że złamałam Ci serce, ale nie potrafiłam postąpić inaczej. On był dla mnie jak brat i dla niego gotowa byłam zrobić wszystko…
- Tak bardzo się cieszę – powiedziałam przytulając się do niego, a z moich oczu leciały łzy.
I to nie były łzy szczęścia. Wiedziałam, że to, co zrobię teraz, załamie go.
- Posłuchaj Sebek – zaczęłam – Wiem, ze to nie najlepszy moment, ale muszę ci coś powiedzieć. Wyjeżdżam.
- Jak to? – zdziwił się – Co ty mówisz?
- Po prostu. Wyjeżdżam. Nie szukajcie mnie.
- A Kamil?
- Jemu tym bardziej.
- Ale… - nie rozumiał.
- Nie pytaj o nic. Zapomnij o nie. Żegnaj.
I nie czekając na jakąkolwiek reakcję wybiegłam z jego mieszkania. Na dole czekała na mnie taksówka. Gdy odjeżdżałam zobaczyłam, jak Sebek wybiega z klatki. Ale było już za późno…
Ślub odbył się dwa miesiące później. Troczyński chciał hucznego weseliska, które zapamięta całe miasto, ale ja się nie zgodziłam. Wolałam skromną uroczystość. Na szczęście Konrad mnie poparł. 18 maja zostałam panią Troczyńską. I zaczął się mój koszmar…
Konrad nie był złym mężem, ale miał jedną wadę. Nie był tobą. Przez cały czas musiałam udawać wielką miłość do niego, bo o całej umowie wiedziałam tylko ja i Troczyński. Każdy czuły gest z jego strony napawał mnie obrzydzeniem. Gdy zbliżała się noc robiło mi się niedobrze na myśl, o seksie z nim. Coś, co z Tobą było najcudowniejszą rzeczą na świecie, teraz stało się tylko przykrym małżeńskim obowiązkiem…
Po jakimś czasie Sebastian o wszystkim się dowiedział. Nie wiem jak, bo zupełnie zmieniłam swoje otoczenie, ale jednak. Widać, plotki szybko się rozchodzą… Gdy Konrad był w pracy, odwiedził mnie. Byłam zaskoczona widząc go przed drzwiami naszego domu.
- Co ty tu robisz? – zapytałam.
- Powinienem zapytać cię o to samo…
- Wejdź – zaprosiłam go do środka.
- Możesz mi wytłumaczyć, co to wszystko ma znaczyć? – spytał wściekły – To jest ten twój wyjazd?… Trochę naciągany, nie uważasz?
- Przepraszam… - wyszeptałam jedynie.
Nie potrafiłam się zdobyć na nic innego. Nawet na to, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Myślisz, że twoje jedno przepraszam załatwi sprawę? – warknął jeszcze bardziej wkurzony – Pomyślałaś o Kamilu? – na wspomnienie o Tobie zabolało mnie serce – Chłopak się całkowicie załamał, bo ty postanowiłaś zostawić go dla jakiegoś lowelasa! – krzyknął, a ja zaczęłam płakać – A my? Ja? Kinga? Zuzia? My też się dla ciebie już nie liczymy?
- To nie tak… - próbowałam protestować.
- Więc jak?! Wpadasz o odwiedziny i na wstępie każesz nam o sobie zapomnieć, po czym znikasz jak kamfora! Nigdzie cię nie ma, nikt nic o tobie nie wie! Zostawiasz wszystkich, faceta, przyjaciół, rodzinę!… A potem nagle dowiaduje się, że nigdzie nie wyjechałaś, tylko wyszłaś za mąż za jakiegoś podejrzanego typka i spokojnie mieszkasz sobie po drugiej stronie miasta! Jak mam to rozumieć?!
- Musiałam, rozumiesz? – mówiłam przez łzy – Musiałam…
- Przestań! – krzyknął – Żyjemy w XXI wieku, nie można nikogo zmusić do małżeństwa!
- Naprawdę musiałam…
- Nie kłam!
- Nie kłamię! – teraz i ja krzyknęłam – Myślisz, że czemu Troczyński tak nagle cię zwolnił?!
- Co?! – spojrzał na mnie zaskoczony – O czym ty mówisz?
- Usiądź, to ci wszystko wyjaśnię – powiedziała, a gdy to zrobił, zaczęłam mówić.
Opowiadałam mu o wszystkim, o tym jak pojechałam do warsztatu, o rozmowach z Troczyńskim, o tym jak przerwał nam Konrad, o jego propozycji…
- Gdybym się nie zgodziła, pewnie dalej pracowałbyś w jego zakładzie i robił przy kradzionych samochodach. A tak nasz spokój – zakończyłam.
- Żartujesz, prawda? – spytał oszołomiony, ale zaprzeczyłam ruchem głowy – Więc dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś?
- Bo jesteś najbliższą mi osobą. Jesteś moim bratem. Kiedyś ty pomogłeś mi, teraz ja tobie. Gdyby nie ty, teraz pewnie byłabym żałosną ćpunką, jeśli w ogóle jeszcze bym żyła… Więc kiedy ty miałeś problemy, było la mnie jasne, że teraz ja muszę zrobić wszystko co w mojej mocy, żeby ci pomóc.
- Nawet kosztem własnego szczęścia? – zapytał, a w jego oczach zobaczyłam łzy.
- Tak. Bo wystarczy, że ty będziesz szczęśliwy, a mi nie potrzeba nic więcej – odparłam.
Sebastian nic nie powiedział tylko mi się przyglądał. Z jego oczu płynęły łzy. W końcu nie wytrzymaliśmy i rzuciliśmy się sobie w ramiona.
- Tak bardzo za tobą tęskniłem… - wyszeptał.
- Ja za tobą też braciszku. Ja za tobą też…
Tego dnia jeszcze długo ze sobą rozmawialiśmy. Na różne tematy, te ważniejsze i te błahe. Zgodził się nikomu nie mówić o tym, czego się dowiedział, a ja obiecałam, że nie zerwę po raz kolejny kontaktu.
O jednym nie chciałam rozmawiać. O Tobie. Każde wspomnienie Twojego imienia było jak wbicie kolejnego sztyletu w moje serce. Ale i tak dowiedziałam się, że bardzo to przeżyłeś. Sebastian mówił mi, że uciekłeś w pracę, byleby tylko nie myśleć…
- Czemu mu nic nie wyjaśniłaś? – zapytał Sebek któregoś dnia – Nawet z nim nie porozmawiałaś, tylko kartę zostawiłaś…
- Bo to by zraniło jeszcze bardziej – odparłam – Dlatego im bardziej mnie znienawidzi, tym lepiej dla niego…
- On ciągle cię kocha…
- Kiedyś zapomni i ułoży sobie życie na nowo. Będzie szczęśliwy…
- A ty?… Będziesz jeszcze kiedyś szczęśliwa?
- To nie ma znaczenia – ucięłam rozmowę.
Po tamtych wydarzeniach moje życie wróciło do poprzedniej normy. Małżeńskie życie i obowiązki… Tym razem jednak nie byłam z tym sama, bo zawsze mogłam zadzwonić do Sebastiana. Praktycznie dzięki niemu nie zwariowałam…
Czas mijał. W jesiennych wyborach Troczyński postanowił startować w wyborach na radnego Warszawy. Jedna z partii zgodziła się, bo połowa jej członków siedziała w jego kieszeni i bali się, że może ich pogrążyć. W każdym razie zaczęliśmy „bywać”. Już nie byliśmy synem i synową miejscowego biznesmena o wątpliwej reputacji, a kandydata na radnego stolicy. Często musieliśmy mu towarzyszyć w spotkaniach z wyborcami, czy innych podobnych imprezach. Przez cały czas musieliśmy udawać z Konradem, że jesteśmy kochającym się małżeństwem. A właściwie to ja udawałam, nawet przed własnym mężem…
I w końcu stało się to, czego tak bardzo się bałam. Na jakiejś imprezie już po wyborach, spotkaliśmy się… Co prawda nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa, ale sam Twój widok wystarczył, żeby wszystkie wspomnienie, które tak starannie starałam się wymazać z pamięci, powróciły. Stałam obok Konrada i przysłuchiwałam się jego rozmowie z kimś, ale tak naprawdę cały czas Cię obserwowałam. Nie potrafiłam przestać na Ciebie patrzeć. I w końcu Ty też mnie dostrzegłeś. Podejrzewam, że mój widok Cię zaskoczył. Jeszcze na dodatek z innym mężczyzną… Staliśmy dość daleko od siebie, ale nawet pomimo tej odległości widziałam ból w Twoich oczach…
Ten widok towarzyszy mi aż do dziś…
Nawet teraz, kiedy pisze ten list, wciąż mam w głowie tamten widok… A z oczu płyną mi łzy…
Teraz wszystko już wiesz. Nie mam nadziei, że mi wybaczysz, ale że zrozumiesz… Nie mogłam postąpić inaczej. I gdybyś mnie zapytał, czy żałuję, powiem nie. Bo gdybym mogła cofnąć czas, postąpiłabym dokładnie tak samo. Jesteś młodym i świetnym facetem. Spotkasz kiedyś dziewczynę, która dużo bardziej niż ja będzie na Ciebie zasługiwać. I będziesz z nią szczęśliwy. Mnie szczęście nie było pisane… Nie żałuję żadnej chwili spędzonej z Tobą, bo tylko wtedy byłam naprawdę sobą…
W momencie, kiedy czytasz ten list, mnie już nie ma. Po prostu. Sebastian jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, dlatego jestem pewna, że przekazał Ci kopertę. I że dopilnował, żeby mnie pochowali mnie pod panieńskim nazwiskiem, bo tak naprawdę nigdy nie byłam Troczyńską…
Kiedy skończysz czytanie, spal go. Spal i zapomnij, że kiedykolwiek istniałam. Musisz żyć dalej.
                                                            Julia

Padający deszcze mieszał się z łzami Kamila. Mówią, że faceci nie płaczą, ale on nie potrafił nie płakać… Ani zapomnieć…

Podszedł do niego drugi mężczyzna. Położył rękę na jego ramieniu i spojrzał równie smutnym wzrokiem. Po chwili obaj odeszli. Ale pewne było, że powrócą tu nie raz…

Wbrew jej słowom Kamil dalej trzymał w ręce list. Zrozumiał. I wybaczył…

1 komentarz:

  1. no to jestem. długo to trwało, bo mnóstwo rzeczy mam na głowie teraz i na wszystko brak mi czasu..
    czekam na nowe historie, jako że te już czytałam. będzie pięknie, mam nadzieję.

    OdpowiedzUsuń