Wszystkie treści i zdjęcia zamieszczone na tym blogu są tylko i wyłącznie moją własnością. Kopiowanie ich jest zabronione.

poniedziałek, 5 listopada 2012

OPOWIADANIE: Nowy w szkole XII/XIII



XII


Jeden z oprychów już trzymał dziewczynę w swoich rękach.
- Bądź grzeczna mała, a może dożyjesz jutrzejszego ranka – zaśmiał się.
- Zostaw ją –powiedział Igor z wyciągniętymi w ich stronę rękami, w których trzymał broń.
- Ani mi się śni – prychnął i zaczął zmierzać w kierunku wyjścia z ogrodu.
Jego towarzysz zmierzał zaraz przed nim, mając na oku pozostała dwójkę mężczyzn.
- Jeden podejrzany ruch, a dziewczyna jest martwa – mruknął.
Oboje myśleli, że to właśnie Julek i Igor stanowią teraz największe zagrożenie, dlatego zaskoczeniem dla nich było to, co wydarzyło się chwilę później. To Justyna, czekając na okazję, aż ten który akurat jej nie trzymał znajdzie się na tyle blisko, żeby mogła go dosięgnąć, a gdy w końcu tak się stało, szybkim i zwinnym ruchem kopnęła go w okolice nerek. Facet, którą ją trzymał był tak wszystkim zaskoczony, że szybko wyswobodziła się z jego uścisku i jego powalając na ziemię kopniakiem z półobrotu. Julek z Igorem wpatrywali się w to wszystko z szokiem wymalowanym na twarzy, ale szybko zebrali się w sobie i ruszyli jej pomóc. Kolejne wydarzenia toczyły się zaskakująco szybko. Justyna razem z Julkiem znaleźli się za plecami Igora, a nieco obolali mężczyźni podnosili się z ziemi.
- Ty mała podła… - zaczął wyklinać ją jeden z nich, ale policjant szybko mu przerwał.
- Skończ, a niewiele z ciebie zostanie.
Owszem, ochrona tej dziewczyny była jego pracą, ale nie oznacza to, że jej nie polubił. Zostało w to wszystko wplątana przez zupełny przypadek i teraz płaciła wysoką cenę za ufność wobec ludzi. I za fatalne zauroczenie.
- I co nam zrobisz? – prychnął jedne z nich, także wyciągając broń.
Po chwili drugi zrobił to samo.
- Justyna, Julek, do domu – poganiał ich policjant.
- Nigdzie się nie ruszajcie – powstrzymał ich oprych – Jeden krok, a wszyscy zginiecie.
Gdy po całym tym zajściu policja przesłuchiwała Justynę, ciężko jej było przypomnieć sobie, co się później działo. Ktoś strzelił i chyba to był jeden z oprychów. Igor dostał w bark, ale zdążył jeszcze szybko odpowiedzieć ogniem, trafiając obu: jednego w ramię, a drugiego w nogę. Później pamiętała tylko ból ramienia i jak ktoś powalił ją na ziemię. I krzyk. Ale nie swój. Była w zbyt wielkim szoku, żeby krzyczeć. Natomiast robili to wszyscy wokół niej, ale nie była w stanie cokolwiek z tego zrozumieć. Nie wiedziała, ile czasu leżała na ziemi przygnieciona ciężarem – jak się później okazało – rannego Igora, zanim ktoś go z niej zdjął. Ucieszyła się jak nigdy, gdy zobaczyła nad sobą twarz przerażonego Julka.
- O mój Boże! – krzyknął widząc ją całą we krwi – Justyna!
Dziewczyna nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa. Zamiast tego z jej oczu popłynęły łzy ulgi.
- Julek – wyszeptała jedynie, rzucając mu się na szyję.
- Nic ci nie jest? – pytał zdenerwowany – Jesteś cała we krwi. Dostałaś gdzieś?
- Nie, wszystko w porządku – w końcu odzyskała głos – To Igora. Ja jestem cała. Jedynie ramię mnie nieco boli, ale to nic poważnego. A co z tobą? Igorem?
- Boli jak diabli, ale będę żył – usłyszała obok niewyraźny głos policjanta.
- Pokaż to ramię – powiedział Julek łapiąc rękę dziewczyny – Wygląda tylko na draśnięcie…
- Mówiłam, że to nic takiego. Ale co z tobą?
I teraz to ona zaczęła oglądać chłopaka. Jego noga i ramię przecięte były długimi kreskami, z których lała się krew.
- O mój Boże! – krzyknęła przerażona – Jak to się stało?
- Kiedy Igor powalił cię na ziemię, rzuciłem się w kierunku tych dwóch, żeby zabrać im broń…
- Co było wielce lekkomyślne – wtrącił Igor.
- Udało mi się to, ale jeden miał nóż, którego się nie spodziewałem i troszkę mnie haratnął… - skończył, ignorując uwagę mężczyzny.
- Ty to nazywasz troszkę? – prychnęła Justyna, ciesząc się jednak, ze nie skończyło się to gorzej – A oni?
- Leżą nieprzytomni.
Policja, która przyjechała niedługo potem, zastała ich siedzących na trawie i przytulonych do siebie. Obok nich leżał Igor, do którego oboje starali się cały czas mówić, żeby ten nie stracił przytomności. Chwilę po nich pojawiło się pogotowie, które zabrało cała trójkę do szpitala. Igor od razu trafił na salę operacyjną, bo okazało się, że dostał też w brzuch. W przypadku Justyny i Julka wystarczyło tylko szycie. W czasie, gdy służba medyczna zajmowała się ich ranami, mundurowi ich przesłuchiwali.
Godzinę później oboje siedzieli na korytarzu, dochodząc do siebie i czekając na jakiekolwiek informacje odnośnie Igora, któremu zawdzięczali życie.
- Justyna – zaczął nagle Julek – Wtedy… Zanim to wszystko się zaczęło… Ja… Ja chciałem ci powiedzieć, że…
- Ciii – przerwała mu, kładąc palec na jego ustach – Wiem. Wiedziałam już wcześniej.
- Jak to wiedziałaś wcześniej? – spytał, a na jego twarzy malował się wyraz zaskoczenia.
Wyglądał tak śmiesznie i zarazem słodko, że Justyna się roześmiała, po czym go pocałowała.
- Słyszałam, jak mówiłeś do mnie w szpitalu, kiedy była nieprzytomna.
- Słyszałaś to? – teraz Julek był już przerażony.
- Tak.
- Czemu nic mi nie powiedziałaś?
- Nie wiem – wzruszyła ramionami – Chyba się bałam…
- Bałaś? Czego?
- Chyba zaufać. Nie zrozum mnie źle – tłumaczyła mu – Tu nie chodziło konkretnie o ciebie, ale ogólnie o facetów. Jednemu już zaufałam i się sparzyłam. Bałam się, że to znowu się powtórzy i nie pomagał mi nawet fakt, że ciebie znam od przeszło kilkunastu lat. Dlatego wolałam udawać, że o niczym nie wiem. No a poza tym mnie zaskoczyłeś – uśmiechnęła się.
- Zaskoczyłem?
- A nie? Julek, znamy się tyle czasu, a ty mi nagle wyskakujesz z czymś takim. To był szok.
- I dalej jesteś w szoku? – spytał, już teraz z uśmiechem.
- Nie, już to sobie przetrawiłam – pokazała mu język i się roześmiała.
- I do jakiego doszłaś wniosku?
Jednak tym razem nie doczekał się odpowiedzi, a przynajmniej nie słownej. Bo zamiast coś powiedzieć, po prostu go pocałowała.
- Kocham cię – wyszeptała później – Nie wiem czemu, nie wiem jak, ale cię kocham…
- Ja ciebie też skarbie – odpowiedział również szeptem, szeroko się uśmiechając.
Siedzieli tak, cały czas objęci. Nie liczyli minut, byli tylko oni, zatopieni w swoim świecie.
- Justyna! – wyrwał ich nagle czyjś damski krzyk.
Spojrzeli w tamtą stronę i chwilę później dziewczyna była już ściskana przez swoją mamę, obok której stał także pan Kropczyński wraz z młodszym synem. Gdy rodzina przekazywała ją sobie z rąk do rąk, podszedł do nich i Julek, który chwilę później również został wyściskany.
- Przyjechaliśmy tak szybko, jak to było możliwe – zaczął mówić ojciec dziewczyny.
- Mówcie dokładnie, co tam się stał – zażądała kobieta – Wiemy tylko, że jakimś cudem odkryli waszą kryjówkę…
- Może usiądźmy – zaproponował Ciernichowski, a gdy to zrobili, zaczął mówić.
Z każdą kolejną chwilą państwo Kropczyńscy byli coraz bardziej przerażeni, a gdy doszedł do ich ran, przerażenie to sięgnęło zenitu.  Oczywiście pominą opis swojego heroicznego wyczynu, więc to dopowiedzieć musiała już Justyna.
- Dziękuję ci – wycałowała go mama dziewczyny po wysłuchaniu córki.
- Ale naprawdę nic takiego się nie stało…
- Już nie bądź taki skromny – śmiał się Dawid – Supermanie – dogryzł mu jeszcze, za co zarobił kuksańca pod żebra.
Rozmawiali o wszystkim, co zdarzyło się w domu podczas ich nieobecności. Justyna cały czas trzymała Julka za rękę, co nie uszło uwadze jej brata, ale ten postanowił nic nie mówić. Na razie.
W szpitalu pojawił się także nadkomisarz Bielak sprawdzić, jak się czują i ogłosić im dobrą nowinę.
- Możecie wracać do domu – powiedział uśmiechnięty.
- Naprawdę? – nie mogła uwierzyć Justyna.
- Naprawdę – potwierdził, po czym zaczął tłumaczyć – Jakiś młody dzieciak, którego zmuszali do dilerki w końcu postanowił się postawić i przyszedł do nas. Powiedział, co i jak, a my zastawiliśmy pułapkę, w którą wpadli. Wszyscy. Cała grupa.
- To świetnie – cieszyła się dziewczyna, z radości rzucając się Ciernichowskiemu na szyję – Wracamy do domu!
Ten też nie mógł pohamować radości i bynajmniej nie dlatego, że miał już dość izolacji, ale dlatego, że Justyna była szczęśliwa. Nie potrafiąc się powstrzymać, zerwał się z krzesła i zaczął kręcić się wokół własnej osi, oczywiście z dziewczyną na rękach. Na całym korytarzu słychać było jej śmiech.
Pozostali patrzyli na nich z uśmiechami na ustach. Bo jak się nie uśmiechnąć widząc tak czystą radość.
Wyruszyli jeszcze tego samego dnia, pomimo iż nadkomisarz proponował wszystkim nocleg w domu, gdzie Justyna z Julkiem się ukrywali. Ci jednak woleli od razu wracać, więc pojechali tylko się spakować i w środku nocy dotarli do swoich domów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz