XII
Jeden z oprychów już trzymał dziewczynę w
swoich rękach.
- Bądź grzeczna mała, a może dożyjesz
jutrzejszego ranka – zaśmiał się.
- Zostaw ją –powiedział Igor z
wyciągniętymi w ich stronę rękami, w których trzymał broń.
- Ani mi się śni – prychnął i zaczął
zmierzać w kierunku wyjścia z ogrodu.
Jego towarzysz zmierzał zaraz przed nim,
mając na oku pozostała dwójkę mężczyzn.
- Jeden podejrzany ruch, a dziewczyna jest
martwa – mruknął.
Oboje myśleli, że to właśnie Julek i Igor
stanowią teraz największe zagrożenie, dlatego zaskoczeniem dla nich było to, co
wydarzyło się chwilę później. To Justyna, czekając na okazję, aż ten który
akurat jej nie trzymał znajdzie się na tyle blisko, żeby mogła go dosięgnąć, a
gdy w końcu tak się stało, szybkim i zwinnym ruchem kopnęła go w okolice nerek.
Facet, którą ją trzymał był tak wszystkim zaskoczony, że szybko wyswobodziła
się z jego uścisku i jego powalając na ziemię kopniakiem z półobrotu. Julek z
Igorem wpatrywali się w to wszystko z szokiem wymalowanym na twarzy, ale szybko
zebrali się w sobie i ruszyli jej pomóc. Kolejne wydarzenia toczyły się
zaskakująco szybko. Justyna razem z Julkiem znaleźli się za plecami Igora, a
nieco obolali mężczyźni podnosili się z ziemi.
- Ty mała podła… - zaczął wyklinać ją jeden
z nich, ale policjant szybko mu przerwał.
- Skończ, a niewiele z ciebie zostanie.
Owszem, ochrona tej dziewczyny była jego
pracą, ale nie oznacza to, że jej nie polubił. Zostało w to wszystko wplątana
przez zupełny przypadek i teraz płaciła wysoką cenę za ufność wobec ludzi. I za
fatalne zauroczenie.
- I co nam zrobisz? – prychnął jedne z
nich, także wyciągając broń.
Po chwili drugi zrobił to samo.
- Justyna, Julek, do domu – poganiał ich
policjant.
- Nigdzie się nie ruszajcie – powstrzymał
ich oprych – Jeden krok, a wszyscy zginiecie.
Gdy po całym tym zajściu policja
przesłuchiwała Justynę, ciężko jej było przypomnieć sobie, co się później
działo. Ktoś strzelił i chyba to był jeden z oprychów. Igor dostał w bark, ale
zdążył jeszcze szybko odpowiedzieć ogniem, trafiając obu: jednego w ramię, a
drugiego w nogę. Później pamiętała tylko ból ramienia i jak ktoś powalił ją na
ziemię. I krzyk. Ale nie swój. Była w zbyt wielkim szoku, żeby krzyczeć.
Natomiast robili to wszyscy wokół niej, ale nie była w stanie cokolwiek z tego
zrozumieć. Nie wiedziała, ile czasu leżała na ziemi przygnieciona ciężarem –
jak się później okazało – rannego Igora, zanim ktoś go z niej zdjął. Ucieszyła
się jak nigdy, gdy zobaczyła nad sobą twarz przerażonego Julka.
- O mój Boże! – krzyknął widząc ją całą we
krwi – Justyna!
Dziewczyna nie była w stanie wydusić z
siebie ani słowa. Zamiast tego z jej oczu popłynęły łzy ulgi.
- Julek – wyszeptała jedynie, rzucając mu
się na szyję.
- Nic ci nie jest? – pytał zdenerwowany –
Jesteś cała we krwi. Dostałaś gdzieś?
- Nie, wszystko w porządku – w końcu
odzyskała głos – To Igora. Ja jestem cała. Jedynie ramię mnie nieco boli, ale
to nic poważnego. A co z tobą? Igorem?
- Boli jak diabli, ale będę żył – usłyszała
obok niewyraźny głos policjanta.
- Pokaż to ramię – powiedział Julek łapiąc
rękę dziewczyny – Wygląda tylko na draśnięcie…
- Mówiłam, że to nic takiego. Ale co z
tobą?
I teraz to ona zaczęła oglądać chłopaka.
Jego noga i ramię przecięte były długimi kreskami, z których lała się krew.
- O mój Boże! – krzyknęła przerażona – Jak
to się stało?
- Kiedy Igor powalił cię na ziemię,
rzuciłem się w kierunku tych dwóch, żeby zabrać im broń…
- Co było wielce lekkomyślne – wtrącił
Igor.
- Udało mi się to, ale jeden miał nóż,
którego się nie spodziewałem i troszkę mnie haratnął… - skończył, ignorując
uwagę mężczyzny.
- Ty to nazywasz troszkę? – prychnęła
Justyna, ciesząc się jednak, ze nie skończyło się to gorzej – A oni?
- Leżą nieprzytomni.
Policja, która przyjechała niedługo potem,
zastała ich siedzących na trawie i przytulonych do siebie. Obok nich leżał
Igor, do którego oboje starali się cały czas mówić, żeby ten nie stracił
przytomności. Chwilę po nich pojawiło się pogotowie, które zabrało cała trójkę
do szpitala. Igor od razu trafił na salę operacyjną, bo okazało się, że dostał
też w brzuch. W przypadku Justyny i Julka wystarczyło tylko szycie. W czasie,
gdy służba medyczna zajmowała się ich ranami, mundurowi ich przesłuchiwali.
Godzinę później oboje siedzieli na
korytarzu, dochodząc do siebie i czekając na jakiekolwiek informacje odnośnie
Igora, któremu zawdzięczali życie.
- Justyna – zaczął nagle Julek – Wtedy…
Zanim to wszystko się zaczęło… Ja… Ja chciałem ci powiedzieć, że…
- Ciii – przerwała mu, kładąc palec na jego
ustach – Wiem. Wiedziałam już wcześniej.
- Jak to wiedziałaś wcześniej? – spytał, a
na jego twarzy malował się wyraz zaskoczenia.
Wyglądał tak śmiesznie i zarazem słodko, że
Justyna się roześmiała, po czym go pocałowała.
- Słyszałam, jak mówiłeś do mnie w
szpitalu, kiedy była nieprzytomna.
- Słyszałaś to? – teraz Julek był już
przerażony.
- Tak.
- Czemu nic mi nie powiedziałaś?
- Nie wiem – wzruszyła ramionami – Chyba
się bałam…
- Bałaś? Czego?
- Chyba zaufać. Nie zrozum mnie źle –
tłumaczyła mu – Tu nie chodziło konkretnie o ciebie, ale ogólnie o facetów.
Jednemu już zaufałam i się sparzyłam. Bałam się, że to znowu się powtórzy i nie
pomagał mi nawet fakt, że ciebie znam od przeszło kilkunastu lat. Dlatego
wolałam udawać, że o niczym nie wiem. No a poza tym mnie zaskoczyłeś –
uśmiechnęła się.
- Zaskoczyłem?
- A nie? Julek, znamy się tyle czasu, a ty
mi nagle wyskakujesz z czymś takim. To był szok.
- I dalej jesteś w szoku? – spytał, już
teraz z uśmiechem.
- Nie, już to sobie przetrawiłam – pokazała
mu język i się roześmiała.
- I do jakiego doszłaś wniosku?
Jednak tym razem nie doczekał się
odpowiedzi, a przynajmniej nie słownej. Bo zamiast coś powiedzieć, po prostu go
pocałowała.
- Kocham cię – wyszeptała później – Nie
wiem czemu, nie wiem jak, ale cię kocham…
- Ja ciebie też skarbie – odpowiedział
również szeptem, szeroko się uśmiechając.
Siedzieli tak, cały czas objęci. Nie
liczyli minut, byli tylko oni, zatopieni w swoim świecie.
- Justyna! – wyrwał ich nagle czyjś damski
krzyk.
Spojrzeli w tamtą stronę i chwilę później
dziewczyna była już ściskana przez swoją mamę, obok której stał także pan
Kropczyński wraz z młodszym synem. Gdy rodzina przekazywała ją sobie z rąk do
rąk, podszedł do nich i Julek, który chwilę później również został wyściskany.
- Przyjechaliśmy tak szybko, jak to było
możliwe – zaczął mówić ojciec dziewczyny.
- Mówcie dokładnie, co tam się stał –
zażądała kobieta – Wiemy tylko, że jakimś cudem odkryli waszą kryjówkę…
- Może usiądźmy – zaproponował
Ciernichowski, a gdy to zrobili, zaczął mówić.
Z każdą kolejną chwilą państwo Kropczyńscy
byli coraz bardziej przerażeni, a gdy doszedł do ich ran, przerażenie to
sięgnęło zenitu. Oczywiście pominą opis
swojego heroicznego wyczynu, więc to dopowiedzieć musiała już Justyna.
- Dziękuję ci – wycałowała go mama
dziewczyny po wysłuchaniu córki.
- Ale naprawdę nic takiego się nie stało…
- Już nie bądź taki skromny – śmiał się
Dawid – Supermanie – dogryzł mu jeszcze, za co zarobił kuksańca pod żebra.
Rozmawiali o wszystkim, co zdarzyło się w
domu podczas ich nieobecności. Justyna cały czas trzymała Julka za rękę, co nie
uszło uwadze jej brata, ale ten postanowił nic nie mówić. Na razie.
W szpitalu pojawił się także nadkomisarz
Bielak sprawdzić, jak się czują i ogłosić im dobrą nowinę.
- Możecie wracać do domu – powiedział
uśmiechnięty.
- Naprawdę? – nie mogła uwierzyć Justyna.
- Naprawdę – potwierdził, po czym zaczął
tłumaczyć – Jakiś młody dzieciak, którego zmuszali do dilerki w końcu
postanowił się postawić i przyszedł do nas. Powiedział, co i jak, a my
zastawiliśmy pułapkę, w którą wpadli. Wszyscy. Cała grupa.
- To świetnie – cieszyła się dziewczyna, z
radości rzucając się Ciernichowskiemu na szyję – Wracamy do domu!
Ten też nie mógł pohamować radości i
bynajmniej nie dlatego, że miał już dość izolacji, ale dlatego, że Justyna była
szczęśliwa. Nie potrafiąc się powstrzymać, zerwał się z krzesła i zaczął kręcić
się wokół własnej osi, oczywiście z dziewczyną na rękach. Na całym korytarzu
słychać było jej śmiech.
Pozostali patrzyli na nich z uśmiechami na
ustach. Bo jak się nie uśmiechnąć widząc tak czystą radość.
Wyruszyli jeszcze tego samego dnia, pomimo
iż nadkomisarz proponował wszystkim nocleg w domu, gdzie Justyna z Julkiem się
ukrywali. Ci jednak woleli od razu wracać, więc pojechali tylko się spakować i
w środku nocy dotarli do swoich domów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz