Wszystkie treści i zdjęcia zamieszczone na tym blogu są tylko i wyłącznie moją własnością. Kopiowanie ich jest zabronione.

piątek, 9 listopada 2012

OPOWIADANIE: Nowy w szkole XIII/XIII

Dziś wyjątkowo znowu opowiadanie, a nie zdjęcia. Nie mam chwilowo gotowej notki, więc na szybko dodaje to, co mam.
Jeśli uda mi się zrobić do poniedziałku coś ze zdjęciami, będą foty, a jeśli nie, to znowu opowiadanie.





EPILOG


W mieszkaniu państwa Kropczyńskich panował niesamowity harmider i chaos. Wszystko spowodowane było przez ich najstarszego syna, który tego dnia zakładał własną rodzinę. Teoretycznie wszystko zapięte było na ostatni guzik, ale i tak zawsze znalazło się jeszcze coś, co można było poprawić. Jedynie dziewczyna o kasztanowych włosach w spokoju przyglądała się poczynaniom pozostałych. Na jej twarzy gościł uśmiech.
- Siostra, pomóż mi z tym – zjawił się koło niej pan młody wystawiając ręce, w których trzymał spinki do mankietów.
- Przecież nie ma w tym nic trudnego – śmiała się dziewczyna, łapiąc za mankiety koszuli.
- Wiem, ale jakoś trafić nie mogę…
I patrząc na ręce brata Justyna wcale się temu nie dziwiła, bo ręce strasznie mu się trzęsły. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymała. W końcu jej brat się żenił, więc miał prawo być zdenerwowany.
- Aż tak się denerwujesz? – spytała jedynie spokojnym głosem – Przecież tak naprawdę nie masz czym. Kochasz Sylwię, ona kocha ciebie. Jesteście ze sobą już parę lat, więc w sumie ślub to tylko formalność. A potem dobra zabawa na weselu. Weź głęboki oddech i się rozluźnij – powiedziała i skończyła ze spinkami – Gotowe.
- Dzięki – odparł z uśmiechem i nie miał na myśli tylko tych mankietów.
Niedługo potem orszakiem ruszyli po pannę młodą.. Jeszcze błogosławieństwo rodziców i do kościoła. Cała ceremonia była cudowna. Matki państwa młodych nie potrafiły pohamować łez wzruszenia i szczęścia. Świadkami byli Dawid wraz z Agnieszką, a Justyna z Julkiem siedzieli w drugiej ławce za rodzicami. Cały czas uśmiechnięci, cały czas trzymając się za ręce…
- Widzę, że jesteś szczęśliwa – zauważył Jarek kilka godzin później, tańcząc z siostrą – Szczęśliwa i zakochana.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo – uśmiechnęła się widząc nad ramieniem brata, jak Julek tańczy z ich mamą – Ale to raczej nie zakochanie…
- Co? – zdziwił się – Nie kochasz go?
- Bardzo go kocham – tłumaczyła – Ale zakochanie i miłość to dwie różne sprawy. Zakochać się można kilka razy, ale miłość zostaje już na zawsze.
- Więc to miłość?
- Tak – przytaknęła – Szukałam jej, a ona była cały czas obok. Potrzeba było tak dramatycznych wydarzeń, żebym to zrozumiała. Ale nie żałuję.
- Niczego?
- Niczego. Nawet tego, że byłam z Pawłem. Bo w przeciwnym wypadku dalej byśmy się mijali. I jeśli jeszcze raz miałabym przez to wszystko przejść, nie wahałabym się ani chwili. Kocham Julka miłością wieczną i dla tej miłości jestem gotowa na wszystko.
- Nawet na ślub?
- Skąd wiesz?
- A więc to prawda?
- Tak, wczoraj Julek poprosił mnie o rękę. Równy rok od wypadku. Ale skąd wiedziałeś? Przecież nikomu nie mówiliśmy.
- Zobaczyłem pierścionek. Jesteś pewna?
- Czego ma być pewna? – obok nich pojawił się Julek, chcąc zatańczyć ze swoją dziewczyną.
- Jestem – odparła dalej uśmiechnięta, dając Ciernichowskiemu całusa w policzek – Jak niczego wcześniej.
- Opiekuj się nią – powiedział Jarek do przyjaciela oddając siostrę w jego ramiona.
- Będę. Już zawsze będę.


K O N I E C 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz