Niewielki kościół na obrzeżach
miasta. Przez otwarte drzwi wejściowe do środka wpadają promienie zachodzącego
słońca. Idealna sceneria dla ślubu.
Ale czy był to idealny ślub? Dla
zebranych w kościele gości i pana młodego z pewnością tak. A panna młoda?
Panna młoda przez cały czas walczyła
ze łzami. I nie były to łzy szczęścia… Raczej żalu, smutku i straconych
nadziei…
Dziś mijało pięć lat, odkąd widziała
Go po raz ostatni. Przez cały ten czas czekała, ale na darmo. Nie pojawił się.
A ona wychodziła za mąż za innego.
W końcu nadeszła kolei na przysięgę
małżeńską. Za chwilę nie będzie już odwrotu.
- Ja Izabela, biorę sobie ciebie
Igorze za…
- NIE!!! – przerwał jej krzyk.
Głowy wszystkich obecnych zwróciły się
w stronę wejścia, gdzie pojawił się wysoki szatyn.
Podczas, gdy inni zastanawiali się kim
jest nowoprzybyły, Iza rozpoznała go od razu.
- Dawid… - wyszeptała cichutko.
Nie była zdolna do jakiegokolwiek
ruchu, słowa… Straciła kontrolę nad swoim ciałem… Serce jej biło jak oszalałe.
Już dawno nie reagowało tak emocjonalnie.
Przed oczami zaczynały jej przelatywać
wspólnie spędzone chwile…
~*~ ~*~
~*~
Razem z przyjaciółką wracały ze
szkoły. Rodziców Izy nie było w domu, więc jak zawsze w takich sytuacjach szły
do Olki. Rodziców przyjaciółki Iza traktowała prawie jak swoich. I nic
dziwnego, bo obie dziewczyny spędzały ze sobą naprawdę dużo czasu.
- Cześć dziewczynki. Jak było w
szkole? Ja wam poszła klasówka? – przywitała je mama Oli – Umyjcie ręce i
siadajcie do stołu, zaraz podam obiad. Aha, Olu przyjechał Dawid.
- Jaki Dawid? – zdziwiła się Ola.
- No jak to jaki, co ty Olka kuzyna
nie pamiętasz? – spytał wysoki i szczupły szatyn pojawiając się w kuchni.
- Dawid? O matko kochana, jak ja za
tobą tęskniłam – Ola rzuciła się mu na szyję.
Iza przypatrywała się temu z boku. Nie
znała go, a przynajmniej nie osobiście. Ola dużo jej bowiem opowiadała o
kuzynie.
- Ale ze mnie gapa – Ola pacnęła się w
czoło – Poznajcie się. Iza to Dawid mój kochany kuzyn, Dawid to Iza moja
najlepsza przyjaciółka.
- Cześć – podali sobie ręce.
Gdy tylko Iza dotknęła dłoni chłopaka
poczuła, jak jej serce przyspiesza, a w brzuchu pojawia się stado motyli.
Bardzo rozbrykanych motyli. A kiedy spojrzała w jego oczy, po prostu utonęła.
Tak intensywnie brązowych oczu jeszcze nie widziała.
I chociaż miała dopiero piętnaście lat
wiedziała, że tego uczucia nigdy nie zapomni…
~*~ ~*~
~*~
Od tamtego dnia widywali się dość
często. Dawid postanowił spędzić całe swoje wakacje u Olki w domu, więc ilekroć
Iza odwiedzała przyjaciółkę, on też tam był.
A potem i dziewczyny zaczęły wakacje.
Wspólne wyjazdy nad jezioro czy wycieczki rowerowe sprawiały, , że widywali się
jeszcze częściej. I nie odczuwali różnicy wieku, choć pięć lat to wcale nie tak
mało. We trójkę świetnie się dogadywali i wspólne towarzystwo bardzo im
odpowiadało.
- Cześć Iza – przywitał ją chłopak,
gdy któregoś dnia zjawiła się pod blokiem przyjaciółki.
- Cześć Dawid – odpowiedziała – A
gdzie Olka? – zdziwiła się, gdy jej nie zobaczyła.
- To ja ci już nie wystarczam? –
prychnął, po czym wybuchł śmiechem – Niestety dziś musi ci wystarczyć moje
towarzystwo. Olka nie najlepiej się czuje.
- A co się stało? – zaniepokoiła się
stanem przyjaciółki Iza.
- Dokładnie nie wiem. Kiedy rano
wszedłem do jej pokoju, nawrzeszczała na mnie, potem mówiła coś o kobiecych
dolegliwościach, a na koniec wyrzuciła mnie za drzwi – wyjaśnił – Rozumiesz coś
z tego?
- Jasne – roześmiała się – To
jedziemy?
Przytaknął ruchem głowy, po czym
wsiadł na rower i ruszył za nią.
Na miejsce dotarli niedługo potem.
Zatrzymali się daleko od miejskiej plaży jeziora. Żadne z nich nie lubiło
tłoku. Dużo bardziej woleli spokojne miejsca, gdzie jeszcze nie dotarła
cywilizacja. A ta zatoczka właśnie nim była. Odkryli ją podczas jednej z takich
wycieczek i od tamtej pory bywali tam bardzo często.
Czas spędzali wesoło, praktycznie nie
wychodząc z wody. Ale głód w końcu wygonił ich na brzeg. Jednak idąc tam ciągle
się śmiali, w wyniku czego Iza straciła równowagę i gdyby nie Dawid, jak nic
runęłaby na piasek. Odwróciła głowę, żeby mu podziękować i w tym momencie ich
twarze znalazły się dosłownie milimetry od siebie. Prawie się stykali. Cały
świat momentalnie przestał istnieć, nie liczyło się nic poza nimi samymi. A oni
widzieli tylko siebie. Byli jak zahipnotyzowani. Wydawało się, że ich twarze są
blisko siebie, ale jakaś niewidzialna siła kazała im tą minimalną odległość
jeszcze zmniejszyć. Stykali się już ustami, gdy dobiegł ich krzyk.
- CZOŁEM DZIECIAKI!
Z prędkością szybszą niż prędkość
światła Iza i Dawid odskoczyli od siebie i spojrzeli w tamtą stronę. A tam jak
gdyby nigdy nic Olka wiązała swój rower do ich.
- Pewnie macie takie głupie miny, bo
zastanawiacie się, co tu robię? – spytała, lecz wcale nie czekała na odpowiedź
i mówiła dalej – Mam wpakowała we mnie tonę tabletek przeciwbólowych i w końcu
powróciłam do życia. A ponieważ w domu nie miałam nic specjalnego do roboty, to
wsiadłam na rower i przyjechałam do was. Cieszycie się?
Ci jednak jej nie odpowiedzieli. Każde
z nich pogrążone było w swoich myślach. Zastanawiali się, co by się stało,
gdyby Olka nie nadjechała. Czy faktycznie w końcu doszłoby do pocałunku? A
jednocześnie każde z nich bało się, co o nim pomyśli ta druga osoba. Przecież
nie wiedzieli, co nawzajem czują…
Tego wieczora Iza długo nie mogła
zasnąć. Ciągle do jej głowy powracały obrazy tego, co o mały włos nie wydarzyło
się nad jeziorem. Zupełnie nie wiedziała, jak miała zareagować… Przez cały czas
traktowała Dawida jak przyjaciela, a tu nagle wyskakuje z czymś takim. A
może to wcale nie jest tylko przyjaźń? Podpowiedział jej cichy głosik w
głowie. Może to coś więcej? Dziewczyna już sama nie wiedziała, co o tym
myśleć. I nawet nie podejrzewała, że parę bloków dalej pewien brązowooki
chłopak myśli dokładnie o tym samym i te same wątpliwości nim targają.
~*~ ~*~
~*~
Kolejne dni przynosiły kolejne
spotkania. Ale to już nie było to samo, co wcześniej. Między Izą a Dawidem
narastało pewnego rodzaju napięcie. Już nie czuli tej beztroski, co wcześniej.
Oboje wiedzieli, że tamte czasy minęły. Bali się tego, co może przynieść jutro.
Bali, a jednocześnie odczuwali podniecenie na myśl o tym. I zniecierpliwienie.
Ale teraz już za każdym razem towarzyszyła im Olka. Już nie byli sam na sam.
- Iza, ja tak dłużej nie mogę –
powiedział tydzień później Dawid, podchodząc do dziewczyny i jednocześnie
całkowicie ignorując zaskoczoną kuzynkę.
Nie powiedział nic więcej. Delikatnym
ruchem dłoni podniósł jej podbródek do góry, a potem ją pocałował. Miał gdzieś
cały świat. Nie liczyło się dla niego, co pomyślą ludzie, czy Olka. Ostatnie
kilka nocy spędził na rozmyślaniach i z każdą kolejną nieprzespaną godziną
utwierdzał się w przekonaniu, że pokochał. Nie wiedział czemu, ale jednak.
Nawet się nie zorientował, kiedy ta niepozorna rudowłosa osóbka stała się
centrum świata. Jego świata.
Iza nie wiedziała, co myśleć, ani
robić. Zaskoczył ją. Chociaż to mało powiedziane. Była w szoku? To też spore
niedomówienie. Gdyby nie fakt, że czuła usta chłopaka na swoich, pomyślałaby,
że śni. Po raz kolejny o nim. Ale to nie był sen. To była rzeczywistość. Piękna
rzeczywistość.
- Kocham cię – wyszeptał Dawid chwilę
później opierając twarz na jej czole – Kocham cię Iza – powtórzył głośniej.
- Ja ciebie też Dawid, ja ciebie też –
odpowiedziała uśmiechnięta.
Od tamtej pory byli niemal
nierozłączni. I szczęśliwi. Tak szczęśliwi, jak potrafią tylko zakochani. Świat
widzieli w różowych okularach, wszystko wokół było piękne. Nawet dźwięk młota
pneumatycznego na ulicy, czy długa kolejka w sklepie. Nikt ani nic nie było w
stanie zepsuć ich szczęścia.
~*~ ~*~
~*~
- Ale ci dobrze kochanie – zaczęła
któregoś dnia rozmowę Iza – Ja już skończyłam wakacje, a ty masz przed sobą jeszcze
miesiąc lenistwa…
- Spokojnie, ciebie też to kiedyś
czeka – odpowiedział uśmiechnięty, choć dało się zauważyć, że ten uśmiech jest
jakiś wymuszony.
- Co się dzieje? – spytała rudowłosa
też to widząc.
- Nic kotku – zbył ją.
- Nie kłam. Przecież widzę, że coś cię
gryzie…
Dawid głęboko westchnął, a zaraz potem
zaczął mówić.
- Wczoraj zadzwonili do mnie z
uczelni. Dostałem stypendium naukowe.
- To wspaniała nowina – ucieszyła się
Iza.
- Masz rację. Tylko jest jeden mały
problem. To stypendium jest w Yale. Pięcioletnie.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Nie
wiedziała co. To był dla nie szok.
- Izuń, powiedz coś…
- Jestem w szoku. To dla ciebie
ogromna szansa. Z tego, co się orientuję, to jedna z najlepszych uczelni na
świecie. Nawet nie wiesz, ile osób chciałoby być na twoim miejscu…
- Wiem. Ale to pięć lat… A wyjazd już
za trzy tygodnie…
- Damy radę. Żyjemy w dobie Internetu,
kontakt, nawet przez ocean, nie jest teraz żadnym problemem. Jesteśmy młodzi i
zdążymy jeszcze ułożyć sobie życie, na wszystko przyjdzie czas. A taka szansa
może się już nie powtórzyć. Poza tym są wakacje i święta… Wytrzymamy –
tłumaczyła mu, a jednocześnie starała się przekonać sama siebie.
Nie chciała, żeby jechał, ale nie
mogła mu tego powiedzieć. Nie chciała, żeby dla niej rezygnował z takiej
szansy. Musiał ją wykorzystać. Kochała go nad życie i najchętniej by się z nim
nie rozstawała, ale wiedziała, że to teraz nie jest ważne. W końcu się kochają.
A miłość przezwycięży wszystko.
~*~ ~*~
~*~
Pojechał. Jeszcze długo go przekonywała,
ale razem z Olką dały radę. Żegnali się długo i obiecywali sobie, że cały czas
będą w kontakcie. A kiedy nadarzy się taka okazja, spotkają się. I że za pięć
lat wróci.
~*~ ~*~
~*~
Mijały tygodnie. Iza i Dawid
kontaktowali się często. Nie mogli sobie pozwolić na długie rozmowy
telefoniczne, ale zamiast tego zasypywali się kolejnymi mailami. Ale pewnego
dnia kontakt się urwał. Całkowicie. Przestał odpisywać. Iza nie wiedziała, co
się dzieje. Przecież sobie obiecywali…
Z każdą kolejną godziną bez wiadomości
od niego dziewczyna pogrążała się w coraz większym smutku. Ani rodzice, ani
Olka, ani nikt inny nie potrafił sprawić, by się uśmiechnęła. Zamknęła się w
swoim świecie i nikogo do niego nie wpuszczała.
A czas mijał. Stopniowo Iza nauczyła
się żyć bez Dawida. Nie potrafiła o nim zapomnieć, ale zaczęła żyć. A nie tylko
wegetować. Skończyła gimnazjum, potem liceum, zdała maturę, dostała się na
wymarzone studia… Ktoś z zewnątrz mógłby pomyśleć, że nic się nie stało, że
jest taka, jak inni. Ale to była tylko iluzja.
Na początku liceum poznała kogoś.
Chłopaka. Nie chciała, ale on okazał się uparty. I udało mu się wejść do jej
świata. Był dla niej przyjacielem, pomocną dłonią. Nie opowiadała mu o Nim, a
on nie pytał. Po prostu był. Po jakimś czasie wszyscy zaczęli w nich widzieć
parę. Nie zaprzeczali. On, bo ją kochał. Ona, bo nie było sensu, ludzie i tak
wiedzieli swoje. I tak trwali.
Na pierwszym roku studiów poprosił ją
o rękę. Ich matki szalały z radości. Oczywiście się zgodziła. Lubiła go i na
swój sposób kochała. A skoro nie mogła spędzić życia z Dawidem, to wybrała
Igora.
Ślub zbliżał się wielkimi krokami, ale
ona wciąż nie traciła nadziei. I chociaż ta gasła w niej z dnia na dzień, wciąż
jednak była. Nawet, gdy stała przed ołtarzem z Igorem. I chociaż minęło równe
pięć lat od kiedy widziała go po raz ostatni, wciąż wierzyła, że wróci.
I wrócił.
~*~ ~*~
~*~
- Proszę Izuń, nie rób tego…-
powiedział.
Z jej oczu popłynęły łzy. To naprawdę
był on! Tylko on tak do niej mówił. Spojrzała na zdezorientowanego Igora.
- Przepraszam… - wyszeptała jedynie i
zaczęła biec w stronę wyjścia z kościoła.
W połowie drogi dołączył do niej
Dawid. Trzymając się za ręce wybiegli na zalany zachodzącym słońcem plac, gdzie
stał jego samochód.
Z ich twarzy nie schodził uśmiech. Nie
myśleli o tym, co było. Nie zastanawiali się, jak to będzie. Żyli
teraźniejszością. Liczyło się tu i teraz. A teraz byli Oni.
Szczęśliwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz